niedziela, 8 października 2017

Na granicy.

"Jeszcze Cię kocham. Próbowałam przestać, ale zabić miłość jest trudniej niż człowieka. Wystarczy jedno uderzenie, żeby umrzeć, a miłość zdycha latami, męczy się, boli."

"Nieważne, ile dni w twoim życiu, ważne ile życia w twoich dniach."

Czołem!

"Różaniec do granic"... Przede wszystkim dla mnie te granice nie były polami walki, a różańce zamiennikami karabinów. Skądże! Szukałam w tym wszystkim sensu. I znalazłam go w ludziach. W ogromnej ilości Bożych dzieci, które zechciały poświęcić swoje cenne dwie godziny na modlitwę - prosiliśmy, dziękowaliśmy, przepraszaliśmy. Niejednokrotnie widziałam ogromne skupienie i głęboką zadumę na twarzy moich sióstr i braci. W ręku trzymały tę niezniszczalną tarczę dzieciaki, młodzież, dorośli i osoby w podeszłym wieku. Od koloru do wyboru. W kwestii ludzi i różańców. Niesamowita inicjatywa! Było zimno, wiał wiatr, padał deszcz, a my staliśmy jak wryci i stanowczym głosem wołaliśmy do naszej Matki, by miała w swej opiece nas, nasze rodziny, naszą ojczyznę. Modliliśmy się o POKÓJ. Dlatego nie podoba mi się nazywanie tego wydarzenia walką ze złem, a już na pewno nie walką z "falą Islamu, która zalewa Europę". Różaniec to nie broń. To tarcza. Nasze oparcie w trudnych chwilach.
Nie czułam się znudzona. Kiedy nie mogłam się skupić, przyglądałam się innym
i myślałam, że skoro oni dają radę, to i ja jestem w stanie. Dotrwałam do końca. Chwała Panu! Taka przygoda wwierciła się w moją duszę i niech tak zostanie. Byle się nie poddawać i trwać w modlitwie. Nie tylko jednorazowo przy okazji podobnych wydarzeń.
Ten dzień był dla mnie także totalnym wyjściem z tzw. "strefy komfortu" w której czuję się najlepiej. I bardzo się bałam. A jednak dałam radę. Choć cały autobus to były osoby starsze ode mnie o przynajmniej czterdzieści lat (z małymi wyjątkami). Słuchawki w uszy i jazda autobusem zleciała. Przy okazji postoju w drodze powrotnej spotkałam księdza, który uczył nas w ubiegłym roku. Ależ to było miłe! Poznałam go od razu. Zagadałam. Rozmawialiśmy chwilę. Serce się raduje podczas takich sytuacji. Świetny gość.

Taka mała rada... Nie milczcie. Poważnie. Możecie nawet na siebie nakrzyczeć najgłośniej jak potraficie. Ale przynajmniej wyrzucicie wszystkie te kumulujące się w was emocje. Bo cisza zabija. Naprawdę zabija. Niewyjaśnione sprawy są okropne. Jesteście tykającą bombą, która tak często przez ten brak kontaktu bierze całą winę na swoje barki. I powoli znika...
Nie dajcie innym zniknąć.

https://www.youtube.com/watch?v=_R21nhwyjGA


"W jakim będę stanie kiedy zacznie się odliczanie, Panie?"

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz