niedziela, 8 kwietnia 2018

Jak wygląda miłość?

„Czym dłużej idę za Panem, choć kulawo, tym bardziej chcę stąd odejść. Bóg ciągle nasyca moje serce głodem, choć karmi mnie codziennie Sobą,
 to ja i tak będę coraz bardziej głodny. Aż do śmierci."

Cześć!

Dziś Niedziela Miłosierdzia... i to Bożego Miłosierdzia. 

Byłam na Mszy akurat nie w swojej parafii i widząc, kto będzie ją odprawiał i słysząc początkowe słowa, które zdawały się być wręcz jakimś wprowadzeniem do kazania byłam pozytywnie nastawiona na to, co prawdopodobnie usłyszę. Niestety niczego osobistego nie usłyszałam, bo był czytany list. List, który nic nie wniósł do mojego życia i sprawił, że totalnie się wyłączyłam. Szkoda. Bo to jest takie piękne święto. Są takie cudowne czytania, a Ewangelia jest kwintesencją chrześcijaństwa. No nic, pozostało mi samej spróbować przybliżyć wam, jak w moim życiu objawia się Miłosierdzie Ojca.

Podczas wizyty u lekarza zostałam zapytana, czy Bóg mi nie wystarcza... To nie jest tak, że On mi nie wystarcza albo że Jego Miłosierdzie ma jakiekolwiek granice. Skądże. Staram się jednak dostrzegać, że Boża Miłość objawia się w podsuwaniu mi pod nos ludzi, którzy chcą mi pomóc. Czy to psycholog, czy lekarz, ksiądz, koleżanka, rodzice... Ktokolwiek. To są Boże narzędzia tu na ziemi.
Któregoś razu, kiedy rozmawiałam z dobrą koleżanką, usilnie trzymałam się zdania, że za żadne skarby nie stanę twarzą w twarz z moim katechetą podczas spowiedzi. Ale odbyłam już tak wiele odklepanych, formułkowych i wcale nie zmieniających mnie duchowych spotkań, że jednak pragnęłam czegoś więcej, czegoś głębszego, bardziej szczerego i od serca. I, o dziwo, to właśnie nasz obecny katecheta ofiarował mi całego siebie i pozwolił jeszcze bardziej zbliżyć się do Pana.

Totalnie mnie zadziwia, że są księża, którzy jak Jezus wychodzą przed szereg, łamią jakieś odgórnie przyjęte normy, przekraczają granice.

Wiecie gdzie odbyła się moja ostatnia spowiedź? W klasie w której odbywają się lekcje religii. Po zakończonych zajęciach. Usiedliśmy na przeciwko siebie na ławkach i rozmawialiśmy (chociaż więcej jednak mówił ksiądz, bo tego oczekiwałam) o tym, jak piękna jest ta nasza wiara. Jak piękny i niewyobrażalnie dobry jest nasz Ojciec. I jak cholernie wdzięczna jestem, że oto siedzi przede mną mężczyzna, który wcale nie musiał poświęcać mi tych czterdziestu minut, a jednak to zrobił. Pomimo, kurczę, wszystko! 

Chciałabym po prostu... Naprawdę bardzo mocno pragnę, byście się nie bali chrześcijaństwa. Byście byli odważni i uparcie, do skutku szukali tego zapalnika, dzięki któremu samemu będziecie w stanie wyjść do ludzi i głosić Słowo Boże, nieść ludziom Dobrą Nowinę: o Zmartwychwstaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa, a co za tym idzie także o tym, jak wielka jest Boża Miłość. Jest ogromna, najwspanialsza, nie do ogarnięcia naszym ludzkim umysłem, ale zdecydowanie do przyjęcia. Choćby nie wiem co się działo - Bóg żyje i potrafi czynić cuda, a już szczególnie w takich prozaicznych, codziennych sprawach.
On jest. Zawsze. Amen.

Do miłego.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz