"Człowiek jest wtedy najszczęśliwszy, kiedy dokoła siebie
widzi to, co nosi w sobie samym..."
widzi to, co nosi w sobie samym..."
Hej.
Cmentarze działają na mnie bardzo refleksyjnie.
No więc… po pierwsze… śmieszna sytuacja z tymi podpisami, bo
chodzenie z kartką jest zdecydowanie robieniem z siebie idioty. Wszyscy inni (z
tego, co widzę i słyszę) mają książeczki, dzięki którym ów podpis zdobędą bez zbędnych
wilczych spojrzeń. Chociaż powiem wam, że się zbytnio tym nie przejmuję, bo
przecież i tak większość niedzielnych wrażeń komentuję, a wiem, komu zdarza się
tu zaglądnąć. Poza tym… jak chodziłam do Kościoła przed okresem bierzmowania
(bez podpisywania się), tak będę chodziła tam także po tym sakramencie (również
bez podpisywania się). To całe składanie podpisów to raczej forma zaznaczenia
się osób, które przypomniały sobie o ruszeniu dupska dopiero przy takiej
uroczystości. Msza to ma być przyjemność. Przede wszystkim. Trzeba umieć
szukać. Wiecie, by trafić na odpowiednich ludzi, którzy w dobry sposób
opowiedzą ci o wierze. A tak wam powiem, że podchodzę dziś do księdza z pustą
kartką, bo już raz tak zrobiłam, a się dziwił jak nigdy… on ją trzyma, patrzy
się jak na ostatnią kretynkę i pyta:
„A to co?” No nie wiem, chyba nie sądzi ksiądz, że ja po autograf?! No błagam.
To było naprawdę zabawne.
„A to co?” No nie wiem, chyba nie sądzi ksiądz, że ja po autograf?! No błagam.
To było naprawdę zabawne.
Druga
sprawa – kazanie. Trochę wytrąciło mnie z równowagi. Cholera. Wierciłam się na
prawo i lewo, bo nie mogłam wytrzymać. Dla mnie to były jakieś brednie. Może
nie brednie, ale ten głosik (taki troszkę szept), sposób, w jaki mówił ksiądz…
naprawdę mnie to irytowało! Myślałam, że w miłosnych sprawach niewielkie ci
panowie mają doświadczenie. A ja tu słyszę wypowiedzi z taką nutą ironii… jak
to „Hymn o miłości” jest rzekomo uważany przez ludzi za „słodki i piękny”, że
go na ślubach wykorzystują... bla, bla, bla. Kurczę, facet… tzn. proszę
księdza. Błagam, niech każdy ten piękny (naprawdę piękny) hymn zinterpretuje
osobiście. Stwierdził w pewnym momencie z uśmiechem, że słowo „miłość”
powinniśmy zastąpić imieniem „Jezus”. Ratunku! Jedyne, co mi się podobało, to
mowa o różnicy między przytakiwaniem, a przyjęciem. Do swego serca. Na przykład
miłości Jezusa. Ale tak sobie myślałam od razu, że wam o tym napiszę. Uważam,
że ten hymn to jedna z najbardziej cudownych wypowiedzi na temat miłości. Być
może święty Paweł odnosił się w tym tekście do miłości płynącej od Jezusa. Ale
nie napisał o tym wprost. Więc lepiej, żebyśmy tego nie zmieniali. Poza tym!
Podobno ślub to nie tylko zjednoczenie z partnerem, ale także z Bogiem, bo
przecież nie bez powodu para młoda staje przed ołtarzem
i wypowiada słowa związane z Panem. No to coś tu nie gra, nie?
i wypowiada słowa związane z Panem. No to coś tu nie gra, nie?
Ostatnia rzecz w tym wpisie o której chcę wspomnieć, to… „Skrzypek
na dachu”! Cóż za świetny musical. Poważnie. Scenografia bardzo bogata, aktorzy
idealnie dobrani, sens spektaklu także ciekawy. A ta muzyka… rozpłynąć się przy
niej szło. Uwierzcie. Często zamiast spoglądać na to, co dzieje się na scenie,
patrzyłam na muzyków. Byli cudowni. Wszystko było niesamowite. A ile śmiechu!
Lubię takie wyjazdy. Było wspaniale. Dlatego szczerze polecam i gorąco zachęcam
tych, którzy jeszcze nie byli.
Jeśli nie przepadacie za rapem, to chociaż spójrzcie na
tekst.
Jest genialny!
Jest genialny!
I od jutra znowu męka. Ale znajdę pozytywy, znajdę.
~~Zbuntowany Anioł