niedziela, 29 września 2019

Pierwsza praca.

"A co jeśli jednak masz wyjście
Coś ci mówi znajdź siłę i walcz typie
Bo jeszcze będziesz na szczycie
Zanim urwie się ostatni odcinek
Co by się nie działo idziesz dalej póki trwa życie"

Cześć! 

Niedawno to przywitanie usłyszałam w sklepie od ekspedientki. Tak często w nim bywałam, że w końcu na moje "dzień dobry" odpowiedziała "cześć", co zwaliło mnie z nóg i bardzo umiliło dzień. No bo pomyślałam, że można pracować jak automat, bezuczuciowy robot i robić wszystko, co zostało opisane w jakimś kodeksie bycia pracownikiem, a można totalnie od tego odejść i... być po prostu sobą. Tak jak sobą byłam ja pracując od czerwca w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. I o tym dziś słów kilka.

Zdobyłam tę robotę dzięki skierowaniu swoich czterech liter do Urzędu Pracy,
co spotkało się z wielkim zdziwieniem ze strony mojego otoczenia, bo przecież jak taki młody człowiek może rejestrować się w tym miejscu jako bezrobotny i czekać na najgorszą z możliwych prac za śmieszne pieniądze?
Nie żałuję. Trafiłam do miejsca, które nauczyło mnie przede wszystkim ogromnej cierpliwości do ludzi. Bywały momenty, kiedy nie wytrzymywałam i na głos wypowiadałam wszelkie swe zażalenia, ale cytując moją terapeutkę: "taka po prostu jestem i niech nikt nie próbuje mnie zmieniać". Klienci nawet nie zwracali uwagi na te moje nerwy. Nieraz musiałam się hamować. Nie dać w gębę, nie rozpłakać się, nie roześmiać (!), zachować profesjonalizm i pomóc dorosłym ludziom, co do dziś mnie mocno zadziwia, bo nadal jestem dzieckiem, które ledwo skończyło szkołę, minimalnie zaznajomiło się z ustawami o wszystkich zapomogach, a jednak pokazywałam im paluszkiem co, gdzie i jak mają wpisać. Niesamowite.

Po raz pierwszy naprawdę zrozumiałam tych, którzy siedzą przy biurku i przyjmują totalnie nieobeznane w temacie osoby, i mimo iż czasem mają gorszy dzień, to próbują pomóc, uśmiechnąć się, życzą miłego dnia, wysłuchują historii życia i w pełni się im oddają. Dlatego teraz idąc do jakiegokolwiek urzędu czy choćby sklepu spożywczego nie dąsam się, gdy ciężko osobie po drugiej stronie podnieść kąciki ust, bo może zrobiła to już dla stu osób przede mną, dlatego że mam świadomość, iż byłam na tym samym miejscu i także nie zawsze dawałam radę.

Sierpień był najgorszy... n a j g o r s z y. Nigdy się tak nie zmęczyłam mówieniem, tłumaczeniem, chodzeniem. Spojrzałam na zegarek - była siódma, zaczęłam obsługiwać klientów i była już trzynasta, a ja nie miałam czasu nawet ugryźć bułki, żeby przy biurku nie zemdleć z tego wszystkiego. Dotychczas nie miałam okazji widzieć takiego tłumu i kolejki aż do ulicy.
Drugiego sierpnia miałam terapię zaraz po pracy i była to najmniej produktywna sesja na świecie... Byłam wykończona. Ale to wykończenie dało mi lekcję życia, której dotychczas nie dane mi było doświadczyć. I chwała Panu, że mnie w takim miejscu postawił.

Któregoś dnia musiałam czegoś poszukać, ale jakoś do mnie nie docierało, co konkretnie mam zrobić, więc stanęłam z kamienną miną i czekałam aż usłyszę sprecyzowane polecenie, a usłyszałam... podniesiony głos pełen pretensji i zdziwienia, że czegoś nie wiem. Choć nie podpisywałam umowy na bycie Alfą
i Omegą. Wyszłam więc z pokoju i się popłakałam. Z niemocy chyba i wszystkich wcześniejszych kumulujących się dogłębnie w mej głowie spraw. Ale nie dałam się temu ponieść. Otarłam łzy, usiadłam na swoim krześle, przywitałam klientkę i dalej robiłam swoje, bo najgorsze w życiu to poddanie się tej bezsilności. A trzeba ją przeżyć, zrozumieć i zostawić za sobą, by móc zrobić kolejny krok w przód.


Pierwsza wypłata, która wpłynęła na konto była dla mnie manną z nieba. Dla wielu znajomych to śmieszna kwota. Ale ja się autentycznie wzruszyłam, bo nareszcie miałam okazję zrozumieć jak to jest rozsądnie dysponować pieniędzmi. Jakiekolwiek by one nie były. Starczyło mi do następnego przelewu i z każdym kolejnym coraz bardziej te złotówki doceniałam. I wcale nie muszę w tym wieku zarabiać milionów, żeby poczuć dorosłe życie i szacunek do pieniędzy, których nie dostałabym, gdybym nie była konsekwentna w podjętych przez siebie wyborach. 

Wróciłabym tam. Słowa zastępczyni kierowniczki w ostatni dzień były czymś, co każdy młody człowiek powinien usłyszeć. Że da radę, że dorosły w niego wierzy, że ma świetne cechy charakteru, jest pracowity, ma wolę walki i na pewno sobie w przyszłości poradzi. Jedna z koleżanek tak mocno mnie uścisnęła, że chciałabym, by te kilka sekund trwało wieczność. Takie pożegnanie przewyższyło moje najśmielsze oczekiwania. Dziękuję, zapamiętam ten etap do końca swoich dni.

Jutro zaczynam studia. Jestem przerażona, ale spoglądam wstecz, przypominam sobie jak wielu sytuacji i nowych wyzwań się panicznie bałam, a jednak się udało. Mimo wszystko. Więc dlaczego teraz miałoby nie wyjść?

Ten wpis nie powstałby, gdyby nie pewien człowiek, którego poznałam przedwczoraj i który dał mi do zrozumienia, że te bazgroły mają sens i warto w taki sposób wyrzucać z siebie to, co siedzi w pełnej chaosu głowie. 

Trzymajcie się, hej!

Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz