czwartek, 27 sierpnia 2020

Wakacje w czasach zarazy.

"Siadam na brzegu i nie wiem, co dalej. I nie będę wiedziała, aż dożyję wieku mojej babci, kiedy przestanę się zastanawiać, co dalej, bo po raz pierwszy nie będzie żadnego dalej."

Czołem! 

W 1 Księdze Królewskiej napisane jest, że Pana nie było ani w gwałtownej wichurze, ani w trzęsieniu ziemi, ani nawet w ogniu. Objawił się natomiast w szmerze łagodnego powiewu. I w kontekście sytuacji, jakie dzieją się ostatnimi czasy w Polsce i na świecie wydaje mi się, że to ważne, by pamiętać Jego skromność i spokój; by zawsze mieć z tyłu głowy, że Bóg oczywiście czyni cuda, ale nigdy nie robi tego na pokaz, dla braw ze strony tłumu, dla efektowności tego wszystkiego, co pragnie przekazać światu, lecz daje nam całego Siebie w pełnej obfitych darów miłości, której nigdy nie będziemy w stanie pojąć. Możemy ją co najwyżej z pokorą i wdzięcznością przyjąć. 

Obejrzałam niedawno film Samotny mężczyzna, do którego wielokrotnie się przymierzałam. Nie porywał mnie dotychczas jego opis, stąd ta zwłoka. Jednakże im jestem starsza, tym mam coraz większe poczucie, że dobrze się dzieje, gdy pewne produkcje wpadają mi w ręce dopiero teraz. Bo wiem, że nawet jeśli będą mocne, triggerujące czy poruszające poważne tematy, to będę dziś umiała sobie z tym wszystkim o wiele lepiej poradzić. I ze względu na wiek/dojrzałość, jak również mając w pamięci miesiące, które spędziłam w gabinecie terapeutki próbując uporządkować sobie te wszystkie momenty, kiedy wpadałam w moje osobiste bagienka i ciężko było mi się z nich wydostać. Lubiłam to. Dziś jest inaczej i coraz częściej łapię się na tym, że już nie daję się pochłonąć wszechobecnej czerni, która czyha na mnie gdzieś za rogiem. Dopada mnie raz po raz i wcale nie jestem tym jakoś szczególnie zdziwiona, lecz zdumiewam się za każdym razem, gdy mówię sobie: stop. To nie przystanek podczas życiowej wędrówki, gdy odrzucam to, co złego mi się przytrafia. Skądże! Pozwalam sobie w pełni się temu poddać, ale tylko po to, by zrozumieć, że smutek (u mnie to nawet chroniczny smutek) czy jakiekolwiek porażki to nieodłączna część tego całego ziemskiego padołu. Wielokrotnie byłam przekonana, że już nie dam rady. Byłam gotowa na odejście, ale gdzieś z tyłu głowy - mimo wszystko - huczała mi myśl, że życie naprawdę jest zbyt piękne, szalone i nad wyraz nieprzewidywalne, dlatego postanowiłam tu zostać. I tegoroczne wakacje dały mi do zrozumienia, że naprawdę wszystko co mnie spotyka warte jest tego, by wciąż tu być
Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałam się, że spędzę te miesiące tak intensywnie. W końcu wirus nadal szaleje, pandemia trwa, maseczki trzeba nosić, dystans utrzymywać, a jednak zrobiłam bardzo wiele. Znaczną część wakacji spędziłam z koleżankami ze studiów, co szczególnie mnie zachwyca i raduje, ponieważ fantastycznie się dogadujemy, a z tego co słyszę od znajomych, nie zawsze jest tak dobrze, jeśli chodzi o studenckie relacje. Wydaje mi się, że u nas wynika to z faktu, iż na roku (!) jest jedynie osiem dziewczyn. Tak się to wszystko potoczyło. Byłam również - jak co roku - nad morzem z rodzicami, a kilka dni temu wróciłam z wyjazdu ze znajomymi z tej samej miejscowości.

Cały wrzesień przede mną, jeśli o odpoczynek chodzi, choć modlę się, by jak najszybciej dostać plan zajęć i spróbować pogodzić to jakoś z pracą, mimo iż mam nieodparte wrażenie, że może być bardzo ciężko. Nawet jeśli niedawno nasz uniwersytet potwierdził, że cały rok akademicki spędzimy przed laptopami. Strasznie mi się zrobiło przykro, bo jakby nie patrzeć... studia w znacznej większości opierają się na relacjach, na siedzeniu w tych ogromnych salach, które dotychczas kojarzyliśmy z filmów, na wsłuchiwaniu się w niezwykle mądrych ludzi, itd. Mnie osobiście dotyka to sto razy mocniej, bo od zawsze kochałam samą możliwość uczęszczania do budynku szkoły/uniwersytetu, bezpośredni kontakt z ludźmi, przeżywanie sprawdzianów/sesji. Najgorszy jest u mnie również brak samozaparcia w nauce. Już teraz czuję, jakbym cofnęła się w rozwoju swojej pasji do języka polskiego, literatury, itp. Popieprzone czasy, ale wierzę, że jeszcze będzie normalnie. 

Trzymajcie się!

Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz