niedziela, 30 sierpnia 2020

#tęczaNIEobraża

 "- Mówiłem: szanujcie się nawzajem. Jesteście braćmi i siostrami, kurwa mać. Mówiłem: nie przywiązujcie się do tego, jak mówicie, jak wyglądacie, co robicie, bo to wszystko minie i pryśnie. Mówiłem: spróbujcie popatrzeć poza własne cierpienie. Mówiłem: ktoś, kogo nie znacie, ma takie samo prawo do życia jak wy. Nie zatruwajcie i zabijajcie innych, bo robiąc to, trujecie i zabijacie siebie. Kochajcie się, mówcie prosto, mówcie prawdę. Co jest prostsze od tego? [...]"


Hej!

Cytat pochodzi z książki Jakuba Żulczyka Czarne Słońce. To dla mnie bardzo ważna powieść, szczególnie te fragmenty, które ewidentnie widać przez Kogo są wypowiadane.
I myślę sobie, że to ważne, by takie słowa zestawić z tematem, który dziś pragnę poruszyć.

Nie przypominam sobie, bym dotychczas wypowiadała się na temat homoseksualizmu, transseksualizmu czy wszelkich tego typu "odstępstw" - odgórnie narzuconej - normy, jaka (rzekomo) obowiązuje w świecie. Jednak w przedostatnim wpisie zaznaczyłam, że chciałabym w końcu odważyć się pisać nie tylko o tym, co u mnie słychać, ale jakie mam zdanie na pewne czasem trudne, czasem nawet kontrowersyjne tematy. A więc...

Muszę przyznać, że z racji tego, co dzieje się teraz w naszym kraju, rzucam się trochę na głęboką wodę. Wiem, że czyha na mnie (choć niekoniecznie musi bezpośrednio się ujawnić) wielka fala krytyki albo słów, które mogłyby brzmieć (albo nawet i będą brzmiały): no tego bym się po tobie nigdy nie spodziewał/a! Bo oto ja, naprawdę żywo uczestnicząca (przynajmniej przez ostatnie kilka lat, co dzieje się teraz z moim podejściem do religii to temat na odrębny wpis) w Kościele, gdzieś tam na pewnym poziomie znająca Pismo Święte (a wiadomo, co jest tam napisane i co z odwagą oraz ogromną werwą wyrywają z kontekstu niektórzy ludzie), mająca dotychczas relacje damsko-męskie (z jednym, małym wyjątkiem), na pewno myśląca o założeniu rodziny, urodzeniu dziecka/dzieci... Tak więc, oto ja, Natalia sprzeciwiam się słowom, które wykrzyczał na antenie publicznej telewizji (!) poseł Przemysław Czarnek, a brzmiały one następująco: "Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym". I niestety, ale to nie jest żadna manipulacja czy wyrywanie słów z kontekstu, bo całość tej wypowiedzi była tak szalenie przykra, że nawet nie mam ochoty jej tu przytaczać, dlatego że chce mi się płakać. Z bezsilności. Ze świadomości, że to nie jakiś mało rozumny pan Kowalski spod trójki (nie ujmując, broń Boże, panu Kowalskiemu spod trójki), ale poseł, człowiek mający prawo do przemawiania dla tysięcy, jeśli nie dla milionów ludzi i robi to w tak obrzydliwy sposób. Nie mam zamiaru również pisać z czyją retoryką - z pewnych nie tak wcale odległych czasów - kojarzą mi się takie krzyki. 

To samo dotyczy nazywania takich ludzi ideologią... Wiem, co mają na myśli mówiący tak o nas, ale czy nie lepiej brzmiałoby, gdybyśmy używali sformułowania: społeczność LGBT? Bo to po prostu pewna grupa osób, oczywiście tak jak każda inna ma swoje poglądy, którymi dzieli się z resztą społeczeństwa i z którymi nawet ja nie zawsze się zgadzam. Dlatego gwoli ścisłości pragnę zaznaczyć, że to też nie jest tak, że osobiście ślepo podążam za swoimi ideałami. I mam tak w każdej kwestii. Wydaje mi się, iż potrafię odróżnić dobro od zła, choć często te dwa naprzeciwległe bieguny się ze sobą łączą, bo już dawno nauczyłam się, że świat nie jest dwukolorowy. 

Czy jest to wpis przepełniony emocjami? No jasne! A jaki miałby być, jeśli sama mam przyjaciół, których drugimi połówkami są osoby tej samej płci? I wiecie co? Nie obchodzi mnie to. Mam gdzieś ich prywatne życie seksualne, nawet jeśli mieliby chodzić na randki z kotem (to zawsze byłby jakiś dodatkowy członek naszego towarzystwa), bo dla mnie liczy się to, że mają komu powiedzieć kocham (i to z wzajemnością!), mają w kogo wtulić wszystkie swoje troski i obawy, mają komu zalać łzami (nieważne czy radości, czy szczęścia) ramię, a co najistotniejsze... są szczęśliwi. Tak po prostu, bo poznali kogoś, kto chce dla nich jak najlepiej i jeśli ja sama to widzę, poznaję również tę osobę i uważam, że jest wspaniała i życzę im wszystkiego dobrego, to naprawdę nie widzę powodu dla którego ktokolwiek miałby im tego zabronić.
Kiedyś pewna osoba powiedziała, że ona nie ma nic przeciwko temu, by jej przyjaciel był gejem, byle za nim nie stawał. I te słowa huczą mi w głowie już od wielu lat. Nie mogę zrozumieć, że osoby homoseksualne postrzega się prawie zawsze przez pryzmat stricte seksualny. No jak oni mogą tak się trzymać za rękę idąc ulicą!? Jak mogą dać sobie buziaka w parku!? Jak w ogóle śmią się przytulić!? Jakież to obrzydliwe, fuj, niech się z tym nie afiszują. Przecież to nie ludzie, to zwierzęta, które popychane instynktem marzą tylko, by uprawiać seks z każdym napotkanym człowiekiem. No nie. To tak nie wygląda. Przynajmniej ja nie spotkałam się z tym, by ktokolwiek o innej orientacji mi ją narzucał, próbował wmówić, że tylko jego preferencje są jedyne i słuszne. Nigdy. Tak jak nie lubię, gdy obściskują się przy mnie pary heteroseksualne, tak samo nie podoba mi się, gdy robi to para homoseksualna czy jakakolwiek inna. Chodzi mi o zrozumienie, że wszystko co jest pokazywane społecznie w nadmiarze może szkodzić. 

Dlatego się dziwię. Dziwię się temu lękowi, który gdzieś tkwi w społeczeństwie. Bo to nie jest tak, że LGBT to jakiś nurt (tudzież ideologia), który powstał, powiedzmy 5 lat temu i hm... no nie wiem, rozpowszechnia się i każda osoba kochająca drugą osobę tej samej płci pragnie z nią zawładnąć światem, stłumić "normalne" związki i deprawować dzieci. Wydaje mi się, że oni walczą o to, by nikt bezpodstawnie nie zaczepił ich na ulicy i nie pobił, bo idą za rękę ze swoją partnerką/partnerem; by mogli wziąć choćby cywilny ślub ze względu na chęć posiadania równych praw w związku z dostawaniem informacji o swojej ukochanej osobie, gdy np. wydarzy się jakiś wypadek lub gdy któreś umrze i będzie trzeba pomyśleć o rozdzieleniu majątku, itd. Naprawdę, nie bójcie się, nikt nie wtargnie do waszego życia i go z premedytacją nie zmieni. Chodzi o zwykłe poszanowanie tejże - bądź co bądź - mniejszości i okazanie im najzwyklejszej akceptacji. Nie musicie popierać ich działań, po prostu ich nie nienawidźcie. 

Najbardziej jednak pragnęłabym tego, by ludzie wreszcie zaczęli rozmawiać o znacznie ważniejszych sprawach niż się ciągle przekrzykiwali w kwestii miłości. Bo naprawdę nie mogę pojąć, jak wiele wysiłku wkład... wkładamy wszyscy (!) ostatnimi czasy w to, by przyjąć jakąś rację, która wydaje nam się, że będzie uniwersalna i przede wszystkim- idealna. Ale świat taki nie jest. Nie jest czarno-biały. I myślę sobie, że czas najwyższy wreszcie w tej kwestii porządnie się ogarnąć, dać sobie przed lustrem w pysk i zastanowić się głęboko, czy rzeczywiście tak mocno obchodzi nas życie (szczególnie to seksualne) innych ludzi? Obudźmy się wreszcie, proszę, bo przelatuje nam przed nosem wiele stokrotnie bardziej istotnych aspektów codziennego życia, a rozprawiamy się nad tym, czy jeśli będę w związku z dziewczyną, to trafię do piekła czy też zepsuję jakąś moralność, którą ktoś uznał za jedyną i słuszną. 

Skromny apel do rodziców: wiem, że niektórzy z was mogą być zszokowani, że coś nie poszło po waszej (!) myśli, ale dzieci to nie jakaś dana raz na zawsze własność, to nie marionetki, którymi możecie sterować i układać je pod swoje własne widzimisię. Wiem, że chcielibyście wnuki, ślub i życie, jakie dotychczas było wam znane, ale pamiętajcie, że wciąż może tak być i prawdopodobnie (a nawet na pewno) takie będzie. Trochę inne, jasne, to nie ulega wątpliwości, ale wciąż piękne, bo wydaje mi się, że nie ma nic wspanialszego od patrzenia na szczęście własnego dziecka. Nie mówię o sytuacji, kiedy bierze narkotyki i "chodzi po ścianach" w tej wyimaginowanej, sztucznie stworzonej radości, ale o momencie, kiedy spotyka swoją wymarzoną osobę, która sprawia, że chce mu się żyć, uśmiechać, być DLA, zmieniać razem świat na lepsze w szacunku i miłości. Nieważne, że nie takiej, jaka wydaje nam się odpowiednia czy takiej, jaką uważamy, że "powinna" być. Nie wiem, jak wy, ale ja bardzo chciałabym, żeby moje dziecko nie bało się powiedzieć, co i do kogo czuje, żeby widziało we mnie (rodzicu) bezpieczną oazę, która będzie z nim na dobre i na złe, a nie tylko na to dobre, które ja uznam za właściwe. 

Pokój dla wszystkich! Kochajcie się. 

Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz