czwartek, 28 kwietnia 2016

Inna strona życia.

"Life is full of a lot of disappointments & even
when you have something that makes you happy
for a short time, it doesn't last...
Push throught the pain & keep living your life anyway.
You'll find light at the end of the tunnel one day."

Hej, hej! 

No cóż... znów dłuższa przerwa, ale wiecie przecież, że nigdy nie staram się wykonywać tego, co wykonywać kocham na siłę, więc taka chwila wytchnienia była potrzebna. Tym bardziej, że znów zła aura wróciła. Czasami już nie wiesz,
co robić. 

O czym dziś? Bo zasmucać was w dalszej części nie mam zamiaru, spokojnie. Chcę napisać o wtorkowym (tj. 26.04) wyjeździe do Domu Pomocy Społecznej w Mielżynie. Zaznaczam, że jest on prowadzony przez siostry Dominikanki. Dlaczego to jest takie ważne? Bo uważam, że nauka, którą głosił Jezus i to, jakim sam człowiekiem był (prawdopodobnie, rzecz jasna), to coś niesamowitego. Podziwiam te kobiety i wszystkich ludzi, którzy z ów ośrodkiem współpracują. Kłaniam się nisko. A może nawet upadam na twarz przed nimi, bo to jest niewyobrażalnie piękne. Przyznaję, że czułam się cholernie niekomfortowo. Nie wiedziałam, co robić. Jak robić. Nie potrafiłam spojrzeć im w oczy. I nie wstydzę się do tego przyznać. To było kolejne, nowe doświadczenie i chwała naszej pedagog, że nas tam zabrała, ale... ale to nie dla mnie. To za trudne. Zbyt obciążające psychikę. Która, w moim przypadku, jest mega wrażliwa i naprawdę krucha. Nie rozmawiałam z tymi ludźmi, ale obserwowałam koleżanki i kolegów,
z którymi tam byłam. Widać było, kto czuł się nieswojo. Cóż więcej mogę wam napisać? Były osoby, z którymi kontakt był, jaki był. Ale BYŁ. A niektóre były zupełnie oderwane od rzeczywistości. I to jest z jednej strony niezwykłe, a z drugiej bardzo przykre. Siostra, która zajmowała się wszelkiego rodzaju przedstawieniami, pokazała nam nagranie ze spektaklu "Romeo i Julia". Żadnych słów. Tylko fantastyczna gra. I nieziemska muzyka. Wszystko było takie perfekcyjne. O ile czasem żyję w przekonaniu, że takie osoby są ciężarem dla bliskich, to przychodzi taki moment, kiedy ktoś pokazuje mi coś takiego i jestem pod tak ogromnym wrażeniem, że aż brakuje słów. I wtedy myślę sobie: "Mają swoją drogę w życiu, a jednak w niektórych sytuacjach/sprawach są lepsi od nas." No tak to nieraz bywa. Poza tym! Nie grały tylko osoby z tego Domu, ale również chłopacy z Zakładu Poprawczego w Witkowie. I to jest kolejny powód do przystopowania w naszym "normalnym" życiu. Warto nad tym pomyśleć. Wzięli udział w niełatwym przedstawieniu. Ale zrobili to. I zrobili naprawdę dobrze. Piszę też o nich, bo wiem, że czasem mamy w sobie niezbyt fajne przeświadczenie o ludziach, którzy po prostu się w życiu pogubili. A tu proszę! Dali radę. Chciało im się. To tak podbudowuje. Gdy się widzi, że oni TO ZROBILI, a ja nieraz nie mam ochoty na coś, co również mogłoby mnie zmienić. Nawet w najmniejszym stopniu. Niewiarygodne.


Ostatnia sprawa... otrzymałam kilka zdjęć. Dodam je bez zamazywania twarzy. Ponieważ chcę pokazać, że to wszystko było prawdą. Chcę ukazać wam realia życia. Innego życia. Często znanego nam tylko z telewizji. Albo gdy słyszymy, że jakaś osoba zbiera pieniądze na rehabilitację czy jakąś ważną operację.


Byłam. Przeżyłam. Poczułam. Nie napiszę: "Przez to spotkanie patrzę na świat inaczej." Bo nie patrzę i pewnie prędko nie spojrzę. Paradoks życia, że dopiero po doświadczeniu (niekoniecznie przykrym) mamy prawo i chcemy się wypowiadać. Wiecie, troszkę głębiej. Bardziej osobiście. 






(Fot. Pani Joanna Skrzetuszewska - pedagog szkolna)
Macie czasem tak, że zaczynacie jakąś pracę i jej nie kończycie? Przypływ weny, piszecie początek i nagle... bum! Koniec. Wypadło wam z głowy to, na czym wam zależało. Zabawne. 

"Jesteś moim niepoczytalnym atakiem szaleństwa,
Zapaścią spowodowaną brakiem twego widoku,
Niepohamowaną żądzą twojego dotyku,
Najtroskliwszą z wszystkich kobiet."

Kiedyś to skończę. Tylko musi przyjść odpowiedni moment. Bo póki co moje "sprawy miłosne" idealnie ukazuje cytat: 

"Nie ma nic między nami, pustka wypełnia próżnię.
Chciałbym móc podejść bliżej. Bliżej niż zwykły uśmiech,
choć zapomniałem już jak dobrze w nim wyglądasz."

Niezbyt miłe uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, iż słowa twojej nauczycielki sprzed niecałego roku okazały się prawdą. Szlag by to trafił. Więc taka nauka na przyszłość: Zawsze, ale to zawsze musicie... MUSIMY być przygotowani na KAŻDY scenariusz. Nigdy nie mamy pewności, co dla nas los szykuje lub uszykował. 

https://www.youtube.com/watch?v=pXRviuL6vMY

Koniec pieprzenia od rzeczy. 

Trzymajcie się! 

~~Zbuntowany Anioł

piątek, 22 kwietnia 2016

Być albo nie być.

"Palenie zabija. Pieprzenie głupot też.
Można kochać i się pieprzyć.
Można pieprzyć, że się kocha."

Cześć i czołem!

Emocje po egzaminach opadły. Względnie opadły. Wczoraj, o dziwo, było naprawdę tak, jak chciałam. I pewnie nie tylko ja. Rozmowa, rozmowa, rozmowa. Tylko niemiecki „taki jak zwykle”, ale też nawet jego większość była oparta na gadaniu. Ale nie takim bez sensu, więc super!

Znowu podium… niesamowite przeżycie. Najlepsze emocje. Bardzo się denerwowałam, bo stał obok pan, który wcale mnie nie dopingował, cholera jasna. Ale to nic! Pierwsze miejsce drużynowo, kolega Mateusz Piotrowski - drugie miejsce w kategorii chłopców i moje, tym razem także DRUGIE miejsce w wiadomej kategorii. Pięknie… kiedyś patrzyłam na sportowców i myślałam: „Nie, to nie jest dla mnie. Wszyscy inni zdobywają medale, puchary i wielkie brawa dla nich, ale żebym ja kiedyś… kiedykolwiek…? Nieee.” A jednak!
I to jest największy powód do dumy. Bo to, co wydawało się nierealne dla prostego, szarego człeka, okazało się czymś, co może się spełnić. Ale na wygraną trzeba czekać. Czasem nawet całe życie. Ogromna radość!




Kupiłam książkę. Wiele o niej słyszałam. Kilka cytatów z niej również kojarzę, ale teraz jest już w mych rękach. Dziesięć złotych. Świetnie! Lubię filozoficzne stwierdzenia, myśli, wiecie… dlatego pozycja idealna. Zabieram się do czytania już dziś. Lektura przed spaniem perfekcyjna. Chociaż… gorzej, jeśli przez natłok myśli nie zasnę. A co tam. Będzie warto. Najgorzej to jest, gdy się żałuje niepodjętych decyzji. To boli bardzo mocno. Dlatego się nie boję.

Kolejna sprawa – byłam na zakupach z rodzicami. Książka książką, ale głównym celem było poszukiwanie kilku ubrań dla taty. Jego radość była nieoceniona. I to było genialne. Patrzeć na uśmiech twojego rodzica, który zawsze odstępuje rzeczy dla siebie, byle dać coś dziecku. Tym razem to on mógł wziąć coś dla siebie. Skromny człowiek, ale za to go kocham.

Wychodziliśmy z Biedronki (to się nazywa lokowanie produktu, czy coś?) i nie mogłam oderwać wzroku od pewnej sytuacji… stał mężczyzna z większą torbą na kółkach i mniejszą, taką pod rękę. I wyszła młoda para, która podała mu bułkę i szynkę w opakowaniu… nie mogłam przestać się uśmiechać, a łzy stanęły w oczach mimowolnie. Przecudowna sprawa. Bo on stał obok kosza i mógł to wszystko wyrzucić (jest wiele takich przypadków), ale nie zrobił tego. Kąciki ust w górę, podziękował i spakował jedzenie do którejś z toreb. O mój Boże. Wielki szacunek dla tych ludzi, że go nie odepchnęli stwierdzeniem: „Nie, pan na pewno nie chce jedzenia, tylko pieniądze na wódkę.” Cóż, kolejny facet, do którego starszy pan podszedł… chyba go NAWET wyzywał. Fuj. Bo jeśli ktoś mówi: „Poproszę cokolwiek do zjedzenia.” I nie robi tego nachalnie, tylko z pełną kulturą, grzecznie – to wtedy, tak myślę, że człowiek aż chce pomóc. No jak widać – nie każdy. 

A na koniec wspomnę jeszcze o wczorajszym rowerowym wyjeździe. Przyznaję, że w tym roku coś się pochrzaniło z naszymi relacjami w klasie. Ale czy należy być wiecznie obrażonym na cały świat? Nie sądzę. Mimo niesamowicie irytującego wiatru - przejechaliśmy sporo kilometrów. Ostatnia, tak długa wyprawa, miała miejsce chyba w maju ubiegłego roku. O ile mnie pamięć nie myli. Troszkę inny skład niż zawsze (jeśli chodzi o rowerowe wycieczki), ale było zajebiście. Tak, było zajebiście. Tyłek boli do teraz, niektórzy narzekali dziś troszkę na zakwasy w nogach, ale było warto. Zawsze warto. Pełno pozytywnej energii, pyszne babeczki zrobione przez koleżankę, inna strona ludzi, z którymi zwykle zamienia się tylko kilka zdań na korytarzu. Lubię takie akcje. 






Dziękuję każdemu, komu się chce tworzyć nową, lepszą historię życia. Jesteście wspaniali. 

~~Zbuntowany Anioł

środa, 20 kwietnia 2016

Egzaminy - czyli jak zabić umysł.

"Z kłód rzuconych pod nogi zrób tratwę,
która pomoże Ci w dalszej podróży przez życie."

Hej.

Ufff. Nareszcie koniec. Umysłowej katorgi. Jeśli jutro nie będzie względnie „luźniejszego” dnia w szkole… to, no ok, nic nie zrobię, ale mam nadzieję, że będzie miło. Nie chodzi o przyjście na osiem lekcji i leżenie na stole, tylko o rozluźnienie mózgu. To były ciężkie dni. Pod przykrywką: „Aj, mam to gdzieś. Co ma być to będzie. Bez stresu.” kryła się ta wrażliwa strona mnie, która po powrocie do domu płakała. Na szczęście dziś już nie. Krótka relacja z ostatnich dni, bo sobie co nieco zapisałam.

18.04
Powiem tak… absolutnie nie bawią mnie obrazki typu: „Uczyli się pisać rozprawkę 3 lata, dostali charakterystykę.” Ludzie, co jest grane? Do najłatwiejszych form prac pisemnych ona nie należy, wiadomo, ale żeby od razu wyklinać w Internecie, jak bardzo dzieciaki chciały rozprawkę, a tu zonk. Szczerze? Czułam to. W sobotę jeszcze czytałam, jak się to cholerstwo poprawnie pisze. I umiem pisać. Ale ten temat nie był łatwy. Tzn. powiem tak… napiszę, przepraszam. Jak pewnie połowa Polski – mi również do głowy jako pierwsi wpadli chłopcy z książki: „Kamienie na szaniec”. I co z tego? Przeczytałam gdzieś coś w stylu:
 „A czy tylko dla nich liczyła się wolność?” Nie! Jasne, że nie. Ale jeśli dostajecie konkretny temat i macie coś stworzyć pod presją czasu… to później wychodzicie z sali, zdajecie sobie sprawę z tego, jakie żeście tam głupoty napisali i ogromna załamka. Mam na myśli siebie. Kompletnie się zawiodłam. Tak bywa.
Wróciłam do domu. Szybko się przebrałam. Do garażu po rower i heja! Przed siebie. Byle daleko. I byle zapomnieć. Co za idiotyczne rzeczy się na tej kartce nakreśliło. Miałam poczucie winy. Powtarzałam sobie: „Kobieto, umiesz pisać, coś ty narobiła?” Ale te myśli przeszły. Czasu nie cofnę. A zero punktów też nie dostanę. I wciąż będę tworzyła. Niespodzianka! Jak dobrze, że został mi w kieszeni ostatni kawałek czekolady (to metafora do innej rzeczy) i można było odpocząć. 

19.04
To jest naprawdę smutne. Bo męczę się, potęguję umysł, a na końcu i tak okazuje się, że wszystko mam źle! Co za życie. Pytam czasem siebie: „Dlaczego nie mogę być mądra?” Ale czym ta mądrość tak naprawdę jest? Tata mówi, że nie wszyscy będą mieli średnią 6,0. Ale 1,0 też wszyscy mieć nie będą. To bardzo podbudowujące stwierdzenie. Musi być równowaga. Coś po środku. Te testy to była cholerna, logiczna gra. Albo masz trzeźwy umysł. Albo piszesz, po raz kolejny, głupoty. Szkoda. Myślałam, że geografia była w porządku, że dałam radę… schrzanić to wszystko – w tej kwestii jestem najlepsza.

No i ostatni dzień… dziś… angielski… śmiem twierdzić, że rozszerzona wersja była nawet ciut prostsza w odbiorze aniżeli podstawa. Ale to tylko złudna nadzieja. Na lepsze wyniki niż z dwóch poprzednich dni.
 
Szczerze? Psychicznie przez te pieprzone trzy dni czuję się wykończona. Wiem, narzekam. Ale tak mi źle, że aż szkoda słów. Oby tylko się uspokoić i iść do przodu.

Po bodajże polskim, było mi dane zostać jeszcze dziesięć minut, by patrzeć, jak pakują do kopert ów testy. Mówię wam (piszę, ups), zastanawiasz się wtedy, czy masz szesnaście lat i chowają w teczkę twoją wiedzę, czy masz czterdzieści lat, jesteś śledczym i przechowujesz akta związane z jakimś rządowym spiskiem. Czy Bóg wie czym. Poważnie! 

Ksiądz Jan na drugim roku seminarium.
A obok słowa, które zobaczyłam w mega odpowiednim momencie.
(Zdjęcie zapożyczone z profilu na Facebooku: "Piotr Żyłka Blog"
na którego serdecznie was zapraszam!)


Ile to już lat odkąd Eric Harris i Dylan Klebold rozpoczęli jedną z głośniejszych strzelanin szkolnych... siedemnaście! O cholera. Ale ten czas biegnie. Pamiętam, że zaczynałam tu bazgrać z myślą, iż moją "selekcją naturalną" jest własnie pisanie. To takie zabawne! Dopiero teraz zrozumiałam, o co tak naprawdę Ericowi chodziło. I to nigdy nie będzie miało nic wspólnego z czymś dobrym. Och... 

"Piętnaście świec płonących -
Zbawcy na tym świecie,
Wciąż w absurdzie tkwiący:
"Skąd mieliśmy wiedzieć?""

Trzymajcie się, cześć! 

~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 17 kwietnia 2016

W pracy cnota i życie.

"Da się żyć bez papierosów, kawy, słodyczy i wielu innych.
Skoro się da, to i bez Ciebie będę żyć."

Serwus.

Tak odnośnie końca roku ten cytat. Krok do przodu i żyć dalej trzeba, nie ma bata.

Patrzę na ludzi w kościele i zastanawiam się, o co Go proszą. Z czym do Niego przychodzą. Czego pragną. Za co przepraszają. Co czują. Ponieważ ja czasami czuję tak wiele, a nieraz po prostu nic. I dziś się nie modliłam. Bo wiecie co? Jeśli sami nie damy z siebie stu procent, to nikt za nas tego nie zrobi. Nawet sam Bóg. "Bóg jest dobry", ale nie można przerzucać na Jego osobę całej odpowiedzialności. Dlatego nie będę czekała aż mnie dotknie miłosierna ręka Ojca, tylko zrobię wszystko, co w mojej mocy, by był dumny. I ja też. To tak odnośnie psychicznego przygotowania do jutrzejszego rozpoczęcia trzydniowej, umysłowej katorgi. My nie damy rady?! Jeszcze nas będą przepraszać ludziska (dorośli), że nie wierzyli, iż możemy zrobić tak wiele. Będzie świetnie. Przyszłość stoi przed nami otworem. Bez względu na wyniki jakiś pieprzonych testów. Uważam, że tak naprawdę nie piszemy tego, by się dostać do szkoły, żeby zobaczyć, ile nam we łbach zostało... piszemy to, aby nauczyciele mogli postawić krzyżyk przy rubryce zwanej: "Tegoroczny materiał przerobiony." A "wyższe sfery" powiedziały im: "Dobra robota." Wszystko dla statystyk. Byle tylko nie dostać po głowie. 

Czułam się dziś na Mszy bardzo niekomfortowo. Nie podobało mi się. I tak się zdarza. Przeszłość nigdy nie zniknie. Nie wyparuje. Nie odleci daleko. To przygnębiająca myśl, bo daje do zrozumienia, że piękne chwile już nie wrócą.
I prawdopodobnie, NAWET, się nie powtórzą. Wielka szkoda. 

Po raz drugi odwiedziłam Zespół Szkół Technicznych i Ogólnokształcących we Wrześni. Uwielbiam to miejsce. Naprawdę! Czułam się tam jak ryba w wodzie. Pośród ludzi, którzy wykazywali ogromną pasję wobec kierunków, które obrali. Nie jest to "zwyczajne" liceum i ten fakt bardzo pozytywnie ów szkołę wyróżnia. Odwiedziłam jeszcze dwie inne (Września oraz Gniezno), ale to, co zastałam tutaj - już od samego wejścia mnie przyciągnęło. To jest to! Niczym zakochanie od pierwszego wejrzenia. Super sprawa. 




Replika karabinu, która ślad strzału zostawiała na ekranie laptopa.
Nowa, ciekawa przygoda! Super sprawa!
Jednakże uwielbienie i przyzwyczajenie do wiatrówki wzięło górę nad nowoczesnością.
Pewnie napiszę w czwartek, co i jak. Chyba, że mnie refleksje nad tymi cholernymi kartkami najdą. Lepiej nie.

No to uśmiech i do przodu! 

~~Zbuntowany Anioł

piątek, 15 kwietnia 2016

Szukajcie, a znajdziecie.

"How beautiful is it that someone could make your heart beat so fast,
when you don't want it to beat at all."

Dzień dobry!

„Po weekendzie wielka praca i przyszłość Natalki.” 

Poranne słowa mamy... zabrzmiały dość poważnie. Troszkę się denerwuję przed tym całym egzaminem. No ale. Takie życie. Napiszę najlepiej, jak potrafię. Tylko tyle mogę zrobić. 

W środę rozmawiałam po lekcji z panią i później koleżanka powiedziała, że taka postawa jest zadziwiająca. Bo ona nie potrafiłaby ot tak podejść do nauczyciela i z nim pogadać. To zabawne, wiecie? Nauczyciel = nieludzka postać? Błagam. Przecież to tylko DOROSŁA osoba. Człowiek. Taki jak ty czy ja. I tyle. Jak się czuję w czyimś towarzystwie dobrze, to mnie mało obchodzi, czy ów ktoś jest rolnikiem, rzeźnikiem czy prezesem firmy. Nie róbmy z tego czegoś niezwykłego. Bo nauczyciele, owszem, są niezwykli (ci z powołania, wiadomo… o tym za chwilę), ale rozmowa jest rozmową. Wymianą zdań. Z kimkolwiek. Naturalną sprawą jest, że się czasem chce komuś powiedzieć, co tam u nas słychać i wzajemnie.

Kolejny cudowny dzień! Jestem pod wrażeniem, bo dawno tak się miło i dobrze nie czułam. To zaraz minie, wiem, bo wiecznie radosnym być nie można, ale muszę się nacieszyć. Znów dzień rozpoczęty od słów: „Będzie dobrze.” I tak było. Ponownie rozpocząwszy szczęście na pierwszej lekcji. Nie wiem już, który raz wspominam o naszej pani od matematyki, ale tak cholernie doceniam to, jakim jest człowiekiem. Poważnie. O ile wszyscy inni gdzieś po tej długiej, szkolnej drodze (tegorocznej drodze, rzecz jasna) potracili motywację do działania, zapał do nauczania nas, uśmiech, i tak dalej… ona nie wyzbyła się tych pozytywnych emocji. Brawo! Jestem pełna podziwu. Dlaczego po raz kolejny o tej pani? Żeśmy znów przeprowadzili dywagacje na tematy absolutnie niezwiązane z matmą. I co z tego? Ten rok był (i wciąż jest) niesamowicie męczący. Uważam, że należy nam się (każdemu – uczniom i nauczycielom) chwila wytchnienia. Choć raz w tygodniu. I ta kobieta na ten odpoczynek pozwala. W granicach rozsądku, to oczywiste. Ale chodzi o sam fakt. Wspaniała sprawa. Wychowanie do życia w rodzinie też pozwala odciąć się od tego ciągłego harowania po jak najlepsze stopnie. Super, że jednak nie wszyscy są jak wszyscy. No i z racji, iż chwilę poświęciliśmy na rozmowę… skręciliśmy w pewnym momencie w uliczkę zwaną: „samobójstwo”. Powiedziałam, że nie powinniśmy uważać tego za żadne tchórzostwo, żadną odwagę albo egoizm. Czy cokolwiek innego. Chęć targnięcia się na własne życie, to wynik choroby albo strasznie trudnego wydarzenia. No i przykro mi stwierdzić, ale tak jest – nie każdy, cholera, jest na tyle silny, by wytrwać w tej szalonej egzystencji. Takim ludziom trzeba pomóc, a nie oceniać. Najlepiej jeszcze z góry, nie zagłębiając się w uczucia człowieka. Ciężka sprawa. Ale nie można zrobić z tej kwestii, tzw. tematu tabu. O tym trzeba mówić. Należy mówić! Bardzo często i osobiście. Byłeś kiedyś na skraju załamania? Nie bój się powiedzieć o swojej przeszłości. Nie chodzi o to, by zagłębiać się w szczegóły. Tylko o to, że jesteśmy słabymi istotami i nie ma powodu do wstydu. Czy ja kiedykolwiek myślałam o samobójstwie? Jasne. Ale to nie jest, broń Boże, absolutnie duma. To tylko uświadomienie, że nawet taka Natalia, co to stara się wam tu dawać ciut nadziei, też miała nieraz ochotę wybrać się na łono Abrahama. Na szczęście… na szczęście… myśli pozostały i wciąż pozostają tylko myślami. Żadnych czynów. I nigdy nawet nie spróbuję. Wiem, że to wołanie o pomoc, a ja mam świadomość, iż są osoby, do których mogę się zwrócić i powiedzieć: „Kurczę, nie mam siły.”, a one mi pomogą. Także tyle o tym…
To takie niewiarygodne, kiedy nauczyciel jest zaskoczony twoją rzekomą dojrzałością, tym jak piszesz. Albo kiedy mówi do twojego kolegi, że na pewno kiedyś o nim wszyscy usłyszymy. To jest piękne. Gdybym mogła, wykrzyczałabym wam, jak szczęśliwa jestem, kiedy widzę u tych ludzi TAKĄ OGROMNĄ pasję, która wychodzi od nich całych. Fantastyczne uczucie widzieć to, jakimi wspaniałymi są osobami. Przywracają mi wiarę w dobro. I w to, że pomimo wszystko, w tym durnym świecie można się zaangażować i wykonywać swą pracę TAK BARDZO perfekcyjnie.



Przy ostatnim wpisie jakaś urocza osóbka napisała, że moje "bazgroły" bardzo często poprawiają jej humor. "Wow!" - jedyna, słuszna reakcja z mojej strony. To jest naprawdę podbudowujące. Dziękuję.

~~

STRACHY NA LACHY - świetny zespół! Miło mi się kojarzy. 

~~Zbuntowany Anioł

środa, 13 kwietnia 2016

"Zajmij się życiem albo umieraniem."

"Opłacz to, wykrzycz to, a później weź się w garść,
stań na nogi i zacznij żyć.
Możesz żyć tak szczęśliwie, że głowa mała."

"Ten rok pokazał mi, że obojętnie co się nie dzieje, wstaję.
Podnoszę dupę i idę dalej. Narzekam. Strasznie,
ale zawsze ruszam naprzód."

Cześć i czołem, moi mili.

Znów prawie tygodniowa przerwa. Ale wolę nie pisać w czasie, nazwijmy to: "gorszych dni". To jest... to ma być z mego założenia strona dająca jakąś nadzieję. Choćby samej sobie. Że nie zawsze jest okropnie. No i troszkę się ostatnio nie układało, ale dziś... dziś było niesamowicie miło. Może faktycznie wystarczy tylko powiedzieć: "Będzie dobrze." I naprawdę tak będzie. Wstałam i właśnie tymi słowami rozpoczęłam ten dzień. Przepiękny dzień. Nareszcie pierwsza lekcja (angielski) to był szczery uśmiech i prawdziwa radość. Tęskniłam za tym. Pani powiedziała, że widać po nas, iż mamy już dość. Słusznie, słusznie. Ona zresztą też. Aczkolwiek dziś było fantastycznie. Co chcę przez to powiedzieć? Bo znowu zaczynam zanudzać... chodzi o to, że na tęczę trzeba poczekać. I tyle. Pada deszcz, ale dopóki nie zagrzmi porządna burza - życie nie przyniesie nic dobrego. Bo ja w smutku niczego fajnego nie widzę. I chwała mi za to. Kiedyś było troszkę z tym inaczej. No więc taka luźniejsza myśl na początek. Płacz, zgrzytanie zębów, a na końcu i tak szeroki, przecudowny uśmiech. Mój. Twój. Wiecie, co mam na myśli. 

Tytuł to słowa z filmu: "Skazani na Shawshank." - polecam, bardzo. Cieszę się, że obejrzałam go w tym roku. Czuję, że gdybym zabrała się za pewne filmy w tym okresie, a nie kilka lat temu... niektóre sprawy mogłyby potoczyć się inaczej. Ale takie jest to nasze dziwne życie. Nie mamy, moim zdaniem, wpływu na to, co uszykował dla nas los. To tak troszkę filozoficznie, ale może domyślicie się, o co chodzi.



A teraz chwila na wspomnienia... dlaczego pokazuje wam te fotografie? Bo po raz kolejny chcę coś uświadomić. Spójrzcie na nie. Przypatrzcie się. Za duża koszula, włosy takie, a nie inne. I marny uśmiech. Do czego zmierzam... te zdjęcia były wykonane TRZY lata temu. Jak wiele się od tego czasu zmieniło, to jest niesamowite. Ludzie mówią: "Zacznij się malować, załóż tę cholerną sukienkę, bądź dziewczyną!!!" No jakbym nią nie była... jejku. Czas wszystko zmienia. Będę to powtarzała do usranej śmierci. Na wszystko przyjdzie odpowiedni etap w życiu. Wiem to. Z doświadczenia. Mam ów koszulę w szafie i śmieję się sama do siebie, bo już jej nigdy nie ubiorę. Taka zabawna sytuacja kiedyś była... będąc głupiutką Natalką często rozmawiałam z nasza polonistką i zwróciła mi pewnego razu uwagę: "Dlaczego ty nosisz takie workowate ubrania?" A ja na to: "Bo lubię." O matko i córko. Ludzie. Wszyscy się zmieniamy. I zmienimy. Prędzej czy później. Pamiętajcie. To ważne. Wiecie, by nie wypominać ludziom ich błędów albo nie przyśpieszać procesu, który i tak, w końcu, nadejdzie! 

Dziś jestem naprawdę szczęśliwa. A nie tylko "szczęśliwa", bo "wypada" unieść kąciki ust. 

U was też w porządku? Mam nadzieję. 

~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 7 kwietnia 2016

"Bądź wierny temu, kto wierny tobie."

"W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę,
 że niektórych ludzi nie zmienisz.
Nie posłuchają Ciebie, odwrócą się i odejdą. Nie biegnij za nimi."

Hej, hej wszystkim! 

Odnośnie cytatu... to taka ciekawa rada na przyszłość... tzn. teraźniejszość. Działajmy, działajmy. W imię dobra. Przede wszystkim.

No... w końcu odbyła się premiera naszej kolejnej produkcji. Wspominałam o niej prawie miesiąc temu, bo się troszkę sprawy skomplikowały i dopiero dziś mieliśmy możliwość zobaczenia filmu. Premiera... to brzmi dość poważnie, wiem, ale bardzo podbudowuje. Cóż mogę rzec? Znów piękne i pozytywne reakcje. Podoba mi się, kiedy ktoś mówi: "Kurczę, nie musicie, a jednak wam się chce." Będzie chciało do końca przebywania w tej szkole, do wyczerpania pomysłów, a przecież jest ich multum. Myślę, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, nie zapomnimy o tym, cośmy stworzyli w gimnazjum i najprawdopodobniej będziemy naszą skromną przygodę kontynuowali. To nie problem przyjść do byłej szkoły i podarować płytę, uśmiechnąć się, powspominać. Naprawdę fantastyczna sprawa. Tak się cieszę! Zachorowałam przez nagrywanie, bo odbywało się na dworze, przy około jednym stopniu Celsjusza. I co z tego? Było, cholera, warto! Duma mnie... NAS rozpiera. Wiem to. Oby to życie pozostało takie, jakie jest. Nieraz obrzydliwie raniące, ale jednak, mimo wszystko, wspaniałe. To jest to. Może nie to, co "zawsze chciałam robić", bo nigdy bym się nie spodziewała, że będę miała taką możliwość. Ale to jest fantastyczne. Spontaniczne decyzje są najlepsze. Ów życie jest najlepsze. Po raz kolejny dziękuję wszystkim, którzy PONOWNIE wzięli w tym przedsięwzięciu udział. To jest niewiarygodnie miłe. Tyle radości, tyle uśmiechu. Widzę, że naprawdę nam się to podoba. O to w życiu chodzi. O to, by cieszył proces, w którym idzie się do celu. Ale, ale... nie mogłabym przejść obojętnie obok... no tak, znowu Asi Kosz. Wybaczcie, ale ona jest niezwykłym człowiekiem. Tak pozytywna, tak otwarta na wszystko i wszystkich. Scenariusz napisała do tej sztuki. Rozumiecie?! Trzy strony A4. Czułam się jak profesjonalistka. Co więcej mogę wam powiedzieć? Spróbujcie kiedyś. Wyjść poza schemat. Posmakować nowych sytuacji. Poznać troszkę bliżej ludzi, których na co dzień tylko mijacie na korytarzu. Warto. Naprawdę warto. 

Z racji, iż troszkę miejsca jeszcze tutaj jest... wiecie, czasami kiedy nie mogę zasnąć, przypominam sobie o różnych zdarzeniach… często tych gorszych. Może dlatego, by poukładać sobie gdzieś w głowie, w którym momencie popełniłam błąd. Nie powinnam, bo gorszą przeszłość należy oddzielić grubą kreską. Ale! Takie refleksje mnie nachodzą, bo często mijam na szkolnym korytarzu pewną osobę, która patrzy na mnie i widzi zmianę, ok, ale gdzieś w tym spojrzeniu jest taka nutka pamięci o tym, co miało miejsce kilka lat temu. I to jest takie naprawdę przejmujące patrzenie w oczy. Macie tak z kimś? Troszkę mnie to przytłacza, bo wiem, że jestem JUŻ inna, znacznie dojrzalsza wobec pewnych kwestii i nie chciałabym, żeby ten wzrok był wciąż ten sam. Ciekawe to... ciekawe. 

"ROMEO I JULIA"











Zabawa była przednia! Dziękuję. Jeszcze raz. Bardzo, bardzo mocno! Za zaangażowanie i zbliżenie nas do siebie. Jesteście wielcy. 

Kocham to życie.

~~Zbuntowany Anioł

wtorek, 5 kwietnia 2016

Id est luce clarius.

 "Ta cisza zabija, proszę odezwij się do mnie,
bo chcę Cię mieć na co dzień, a nie budować ze wspomnień."

Dzień dobry.

No. W końcu napisałam: "dobry". Bo tak jest. Aczkolwiek cytat jest bardzo, bardzo trafiony w obecną sytuację. Coś w tym jest, nie? Mówi się, że niby cisza wyraża więcej niż tysiąc słów. Ale jak przychodzi co do czego, to się płacze po nocach z tęsknoty za głosem skierowanym bezpośrednio do ciebie. Wszystko mija. Więc czekam. Czekam aż ta zła aura zniknie.

Jesteśmy w gazecie! To jest dopiero sukces. Naprawdę. Teraz moja twarz w Przemianach, a kiedyś sama chciałabym opisywać przeróżne zdarzenia. Chwila... szczerze powiedziawszy, nie do końca wiem, czy akurat właśnie tego pragnę. I tu znowu nie mam z kim o tej trudnej decyzji pogadać. Nie ważne. Za dużo prywatności na tej stronie też pokazywać nie mogę. Jednak jak już zaczynam pisać, to nie potrafię przestać i wychodzi, co wychodzi. Niesamowita sprawa. Idziesz do sklepu i kupujesz kawałek papieru, w którym jest dosłownie tylko twoja twarz i nazwisko, gdzieś tam, pomiędzy całym, długim tekstem. A i tak napawa cię to OGROMNĄ radością. To druga taka miła niespodzianka. Będzie co dzieciakom pokazywać, he he. 



O czym by wam tu jeszcze napisać... pewnie obiła wam się o uszy "afera" związana z tematem aborcji... straszna sprawa. Nie aborcja. Tylko to, jak ludzie do tego wszystkiego podchodzą. Jakaś cholerna wojna, zamiast rozmowa, cokolwiek. Nie będę poruszała tego wątku, bo wiem, że kompletnie się na tym nie znam. Mam jakieś tam swoje zdanie, ale niczego ono nie wnosi i nie wniesie. Sprawę powinni rozwiązać mądrzejsi... rzekomo mądrzejsi ludzie. A oni tylko się kłócą. Co za idiotyzm. 

Informacja z ostatniej... sekundy... właśnie przyszedł SMS: "W niedziele w kościołach odczytany został list o aborcji. Czy popierasz plany zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej?" Szlag by to trafił. U nas w kościele ksiądz pominął ów komunikat. Chwała mu za to. Co się dzieje z tym światem, nie wiem... 

Miły dziś był dzień. Od ósmej już na nogach i do trzynastej w mieście. Lubię takie chwile. Spędzone z fantastycznymi ludźmi. Pogoda sprzyja, trzeba korzystać. 
Taka krótka refleksja odnośnie tego wyjazdu... cieszę się, że są tacy ludzie, których mogę podziwiać za wielką zmianę na lepsze. Za to, że się otworzyli. W mega dobrym momencie w życiu. Zaraz nowa szkoła i trzeba postawić krok na przód. I to taki solidny krok. Wielka aprobata z mojej strony dla tych, którzy to zrobili. 

To chyba lokowanie produktu... ups. Zapraszam was do tego miejsca,
jeśli się w ogóle doczytacie. Świetne jedzenie!
Wybrałam patronkę do bierzmowania... miałam dylemat pomiędzy św. Wiktorią a św. Martyną. Wybrałam drugą. Może nie ma o niej zbyt wiele niesamowitych informacji. Ale to nic. Po prostu się dobrze kojarzy. A zresztą... jakoś nie mam w sobie ogromnej wiary co do tego, że ktoś mógłby nade mną czuwać. Może to się kiedyś zmieni. Zobaczymy. 

"Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził."

I takim akcentem zakończę moje bazgrolenie tutaj. 

~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 3 kwietnia 2016

XI rocznica śmierci Jana Pawła II.

"Zawsze zadziwiali mnie ludzie, którzy potrafią się uśmiechać,
 nawet gdy są smutni. Nie ma czegoś takiego jak smutny uśmiech.
 Jest za to odważny."

"Obiecaj mi, że jutro rano się uśmiechniesz. Nawet jeśli będzie szaro. Nawet jeśli będziesz miała opuchnięte powieki, ciężkie myśli i żadnych nowych wiadomości w telefonie. Obiecaj mi."

Serwus! 

Dzisiejsze kazanie było krótkie, ale powiem wam, że bardzo dobitne. Trochę tak z nami jest... niby wierzymy, wszystko fajnie, ale kiedy przychodzi co do czego, jakoś ta wielka miłość do Stwórcy zanika. Uroczy z nas hipokryci, he he. No ale... tytuł wskazuje na inny temat, więc może przejdę już do głównej myśli...

Z okazji 11 rocznicy śmierci Jana Pawła II odbyło się skromne spotkanie w sali w Gębarzewie. Wiecie, pierwsza sprawa… podobało mi się, że główny prowadzący nie pokazał nam fragmentu pożegnania papieża. Dlaczego? Bo on wciąż tu jest. Żyje z nami. Święty Jan Paweł II. Czy trzeba coś do tego dodawać? Nie sądzę. Druga kwestia – nigdy ten człowiek nie był przeze mnie jakoś nadzwyczajnie wielbiony czy podziwiany. Nie znałam go. Nie zagłębiłam się w żadnym momencie mojego życia w jego byt. Wiem na pewno, że był dobrym człowiekiem. To się po prostu czuje, gdy spoglądamy wstecz. I po trzecie chcę wspomnieć o przemówieniu pana burmistrza. Uwaga, uwaga! Zawsze chwalę jego słowa. Naprawdę sensownie i mądrze mówi. Na wszelkich apelach, występach i innych tego typu sprawach. Rzekł, iż przemawiać po księdzu jest dość trudną sprawą, bo on (ksiądz) jest do tego powołany, a taki sobie "zwykły" człowiek nie.
I to nieprawda, moi drodzy. Ma ogromny talent… och, talent jak talent. Po prostu „to coś” i trafia do mnie. Zwykle zapamiętuję tylko fragmenty tego, o czym ludzie mówią. W tym przypadku również utkwiły mi w głowie słowa odnoszące się do tego, że nie ważne jest, czy będziemy magistrem, doktorem albo kimś z jeszcze wyższej półki… chodzi o to, byśmy byli DOBRYMI ludźmi. Rozumiecie to? Kurczę, moi mili, wystarczy być dobrym! Oczywiście nie mogłabym nie wspomnieć o tym, że słowa pana burmistrza skojarzyły mi się z wypowiedzią mojej bohaterki… nie trzeba mieć szóstek, by być "kimś". To jest w porządku. Lecz dla niej ważne jest, by wyszli ze szkoły dobrzy ludzie. „Nie tyle dobrzy uczniowie, tacy szóstkowi, ale dobrzy ludzie.” Aż zacytuję, bo to naprawdę piękne. 
No więc... co tu dużo mówić... wyszło wszystko bardzo dobrze. Było naprawdę miło. Przyjazna atmosfera. To się ceni. Takie momenty są godne zapamiętania. Mogę rzec, że to było takie trochę (dla mnie rzecz jasna) oderwanie się od tego ogromnego stresu, jaki ostatnio gdzieś tam we mnie tkwi. Dlatego jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i uśmiecham się, pisząc to! 

Chcę niezmiernie mocno podziękować Panu Tomaszowi Ryszczukowi. Sołtysowi i najlepszemu, szkolnemu kucharzowi... za co? Za to, jak niewiarygodnie pozytywnym i otwartym człowiekiem jest. No i właśnie, przede wszystkim, dobrym mężczyzną. Jest bezinteresowny. Myślicie, że pisałabym wam o spektaklu "Jekyll&Hyde" ot tak? Nie! To za jego sprawą miałam możliwość bycia w Poznaniu na tak świetnej sztuce. Cieszę się, że są takie osoby wśród nas. Nie oczekujące poklasku, a i tak wiecznie uśmiechnięte, pełne chęci spełniania ludzkich pragnień i mający w sobie TAKĄ moc do działania. Cudowny ten świat. Mój świat. I zresztą... każdego, kto ma w swoim życiu możliwość spotykania takich ludzi.
Wielkie dzięki także dla Mateusza Piotrowskiego. Jedyny, super chłopak, co nie tyle ma zdolności muzyczne, ale się nie wstydzi wyjść do ludzi i pokazać, co potrafi. I bawi się przy tym naprawdę zajebiście dobrze.
Dziękuję również, po raz kolejny, Asi Kosz (zwanej Michałową) za to, że zawsze jest. Tak. To jest bardzo trafne stwierdzenie. Wiecie co? Myślę, że najlepiej będzie, jeśli przytoczę pewien cytat, który od razu mi się z Aśką skojarzył. Spójrzcie:

"Najpiękniejsze są dni, w ciągu których potrafimy być tak po prostu bezgranicznie szczęśliwi i sami nie wiemy z jakiego powodu."


Nie mogłabym zapomnieć o podziękowaniu dla Agnieszki Jóźwiak. A wiecie dlaczego? Bo ważne jest dla mnie, by ludzie nie narzekali, jeśli sami czegoś nie doświadczą. Do czego zmierzam... mówimy, że coś nam się nie podoba, ale nie chce nam się jednocześnie ruszyć dupska, żeby to zmienić. A ona zmieniła. Mogła posiedzieć w domu albo wyjść z niego, jednak porobić coś zupełnie innego. Ale przyszła. Podnosiła na duchu. Zadowolona. I gitara! Pięknie, pięknie.

Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje, ale mam taką mega zajawkę na Jezusa, miłość oraz dobro, że to się w głowie nie mieści. Poważnie. Może nie okazuję tego, bo moja postawa to bardziej szatańska strona, no ale. Paradoksem jest fakt, iż przez to moje długie i częste nawijanie o Nim, spada statystyka. Szkoda. Myślałam, że to właśnie wszyscy inni prócz mnie lubią o Panu czytać, słuchać… ups, jak widać to chyba męczące. Ale co się przejmuję? Nie ma czym. Główną istotą bycia tutaj jest fakt tego, jak cholernie sentymentalnym człowieczkiem jestem i lubię patrzeć na to, co czułam chociażby rok temu. Więc... piszę z myślą o was, bo super byłoby usłyszeć kiedyś, że ktoś pamięta o tym, co tu tworzę. A jednocześnie jestem w tym miejscu, bo bardzo ważne jest dla mnie to, jak czas potrafi nas zmieniać. 

Trochę muzyki: 

https://www.youtube.com/watch?v=dbjA5mexI1M - Hey - Moja i twoja nadzieja.






A tu zdjęcie zupełnie niezwiązane z tematem,
 ale lubię uwieczniać takie momenty.


Uśmiech! Pamiętajcie.

~~Zbuntowany Anioł

piątek, 1 kwietnia 2016

"Stirb nicht vor mir."

"Jest tylko sen, jedzenie, szkoła. 
I czekanie aż napiszesz.
Lub chociaż ktoś inny.
I tak w kółko. I nie ma nic poza tym."

Hej.

Ale was dziś pozytywnym akcentem witam, nieprawdaż? Oj, wybaczcie. Ale tak jest. Przynajmniej u mnie. Czy staram się to zmienić? Owszem. Myślę sobie: "Uspokój się, wyluzuj.", ale to zaraz przechodzi, bo ktoś mnie irytuje. Każdy jest jakiś taki obojętny. Bez humoru. Chęci życia. Bez wszystkiego. Cholera jasna. Przychodzę na lekcję, jakąkolwiek (no... może poza matematyką) i "umieram", jednym okiem śpię, nie wiem, co się dzieje. Jest tak nudno. Tak beznamiętnie... Boże, o, właśnie! On chyba mi daje czas na poukładanie spraw, bo niestety modlitwy na nic się nie przydają. I tak ci, na których mi zależy mają cały świat w poważaniu. Takie mam odczucia. Wobec ich zachowań. To smutne. Bo nie mam motywacji do zmian. Żadnego uśmiechu, pozytywnego słowa. Jest kwiecień, zaraz kończę ponad dziewięcioletni pobyt w tej szkole, a zaczyna się wszystko chrzanić. Żeby nie ująć tego w gorszym słowie. Dobra, koniec narzekania. Na dziś... he he. I to nie żaden żart, jest źle i tyle. To ludzkie. Czy coś w ten deseń. 

Kiedyś już wspominałam, że podoba mi się postawa naszego wuefisty. Kiedy nauczyciel mówi: "Chciałbym, żebyście zawsze mówili pozytywnie." Albo: "Szukajcie..." I prosi, byśmy w trudnych/o trudnych sytuacjach rozmawiali. No patrzcie... czyli jednak w kimś można odnaleźć ciut napędu do dalszej egzystencji. To miłe. 

"Ja nie lubię chodzić do kościoła, tylko do Niego. Mhm, powiem szczerze, że naprawdę nigdy nie sądziłam, że tak wiele mądrych rzeczy/wniosków można wynieść z np. kazań. Wiele można się dowiedzieć. Nawet nie tyle, co o Bogu, co o życiu, kiedy postępuje się zgodnie z Jego przykazaniami. I w ogóle... Wiecie... W sumie... Nie musisz wierzyć, by tam pójść. On nie potępia niewierzących, tylko stara się pomóc wejść im na drogę dobra i miłości... No, przynajmniej stara się, ale oni sami też w jakiś sposób muszą tego chcieć."


Lipiec 2013 roku... niesamowite, jak wiele się zmieniło. Poważnie. Lubię nadal chodzić do Kościoła, oczywiście, ale już wielokrotnie wspominałam, że to nie jest to samo, co było. Wiecie, odeszli bardzo mądrzy (dla mnie oczywiście) ludzie i trudno o nich zapomnieć. O tym, co było. Jakie było. Nie jest prostą sprawą odciąć się od przeszłości. Szczególnie, kiedy była o wiele bardziej pozytywna niż teraźniejszy czas. Niech się w końcu zacznie układać, bo nie wytrzymuję. I przyznaję się do swoich słabości. Czy to wkracza w moją intymność i prywatność? Nie sądzę. O problemach trzeba mówić. Bo później dzieją się tragedie i każdy obwinia każdego. A ja nie chcę, by się ktokolwiek obwiniał. Nigdy. Będzie dobrze. Powtarzam to wam i sobie na każdym kroku. Zależy mi na "głoszeniu" dobrej nowiny. Widzicie, zaczęłam troszkę przygnębiająco, ale chcę te wywody zakończyć pozytywnie. Uśmiech, ludziska... serio, to mega trudne, kiedy się trochę życie wali, ale co nam szkodzi podnieść kąciki ust? Wiecie jak to wytrąca z równowagi nieprzyjaciół? Nigdy nie zwątpiłam w Boga do końca. Zawsze pozostał (i wciąż tkwi) skrawek miłości do Jego osoby. Co mi szkodzi? On jest dobry. I my tacy bądźmy. Mimo wszystko.

Znowu zagmatwane myśli, ale uwierzcie, że TAK CHOLERNIE MOCNO wierzę, iż może coś z tych moim bazgrołów komuś, kiedyś, jakimś cudem zostanie w głowie. 

Wiecie co? Nie wiem, jak nazwać moje odczucie wobec prostytutek... ani to szacunek, ani jakaś tolerancja, nawet nie wiem czy akceptacja. Ale chyba ostatnie słowo jest najtrafniejsze. Są to są. No cóż. Nie moje życie. Jednak mam jedno "ale", mianowicie to, gdzie one wykonują ten stosunek. Chcesz podziwiać naturalne piękno, a co zastajesz w najlepszych zakamarkach lasu? Och, domyślcie się. Aż żal mi pisać, na co się nieraz człowiek nadziać może. Przykra sprawa. Tak, nawet tutaj znajduję smutek, bo... co doprowadza ludzi do takich czynów? Zwykła chęć? Nie sądzę. Chociaż... jak kto woli.




Bywajcie, moi drodzy.

~~Zbuntowany Anioł