wtorek, 31 stycznia 2017

Fac te ipse felicem.

"Najpiękniejsze relacje w naszym życiu to te, których nikt się nie spodziewał. Te, które wzbudzają takie zdumienie, że masz ochotę powiedzieć o nich światu. Przecież podświadomie czujesz, że takie uczucia trzeba wykrzyczeć. Najpiękniejsze relacje to te, o których sam myślisz: Cholera, kto by pomyślał."

"Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar,
a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. [...]"

Cześć.

Tytuł oznacza: Uczyń sam siebie szczęśliwym. Skojarzyłam te słowa z niedzielnym kazaniem księdza, który zupełnie zaskoczył mnie swą obecnością. Pozytywnie oczywiście! Na szczęście proboszcz również był i pod koniec Mszy zauważył bardzo ważną rzecz, ale o niej za chwilę...
No więc, co do tego bycia szczęśliwym... Niezwykle trafne było pytanie o to, czy chcemy tylko chwili przyjemności, czy autentycznej radości, bo to zupełnie różne sprawy i chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. I muszę przyznać, że odkąd rozpoczęły się ferie - wszystko jest lepsze. Może to tylko moja podświadomość, ale czego bym przez ostatnie dni nie dotknęła, jakiej czynności bym się nie podjęła - wychodzi, a ja się uśmiecham. To jest to szczęście. Na które tak długo czekałam. I które za tydzień minie, ale: Carpe diem! I do przodu, prawda? 

W piątek zrobiliśmy koleżance urodzinową niespodziankę. Co prawda obchodzi je dzisiaj, ale mimo tego... Kurczę! Musielibyście widzieć jej minę. To było genialne. 
Wyobraźcie sobie, że Asia ma pokój na poddaszu, więc musiała jakoś przetrzymać Klaudię w kuchni, z rodzicami i ich znajomymi, pokokietowała ją nieco, a my weszliśmy od zewnątrz, przez balkon! Chwilę poczekaliśmy w niepewności, czy Klaudia się zorientowała, co jest grane, ale jednak nie! Powoli wchodziła schodami z kolacją, zaczęliśmy śpiewać: Sto lat i radość każdego z osobna była nieoceniona. Dla takich chwil żyję i takie chwile utwierdzają mnie w przekonaniu, że życie ma ogromny sens.
Niesamowite, że pomimo wszelkich poglądów na pewne sprawy, mimo tak wielu różnic, wciąż trzymamy się razem. Bez względu na to, jaką drogę obraliśmy po skończeniu szkoły podstawowej i gimnazjum... Naprawdę jest to dla mnie wzruszające. Myślę, że to jest przyjaźń i prawdziwe szczęście. Dobrze jest mieć przy sobie takie perełki. Jesteście wielcy! W skład wchodzi jeszcze Julia, ale akurat coś jej wypadło. Jesteśmy tylko ludźmi. Ale jakże wspaniałymi... Dzięki! 

W sobotę, jak wspominałam w ostatnim wpisie, pojechałam do Magdy i zrobiłam swoją amatorską robotę. Bo sprawia mi to nie lada frajdę. 
"Nie jest tak, że Bóg przestał ludzi powoływać. To ludzie przestali na to powołanie odpowiadać." 

Cytuję, co mi tam! Sens zachowany, a czy faktycznie słowo w słowo proboszcz tak to powiedział jest chyba nieistotne. Przykre, że tak mają się sprawy Kościoła. Przecież chrześcijaństwo to cudowna rzecz. Ale ludzie zaczynają tracić nadzieję
i wiarę. Szkoda. Jezus i tak z wami jest, spokojnie.


"Jeszcze Polska nie zginęła póki wybór mamy
Zabijając kościół zabijasz ostatnich prawych
To tak jak drugi raz byś zabił
Tych ludzi walki którym wiara pomagała aby nas ocalić"

Powoli kończę "Szału nie ma, jest rak"... do końca życia będę podziwiała śp. ks. Kaczkowskiego i brała z jego czynów przykład. 

~~Zbuntowany Anioł 

piątek, 27 stycznia 2017

"Krok pierwszy - rób to!"

"Mówimy, że Bóg przychodzi w drugim człowieku. No i Go w drugim szukamy, staramy się dostrzec. Ale myślicie czasem o tym, "jak" Bóg przychodzi do drugiego przez nas? Przez nasz sposób myślenia, działania, nasz wyraz twarzy i sposób mówienia?"

"Dobre myśli przychodzą jedynie w ciszy.
Najgorsze w zgiełku."

Dzień dobry! 

https://www.youtube.com/watch?v=GzKFEx-wsJo - możecie włączyć w trakcie czytania. Wzruszający utwór.

Dobry dzień... Dawno takiego u mnie nie było. Dziś wszystko szło po mojej myśli. Może poza samoobroną... przelatywanie na linie z kozła na skrzynię nie jest moją najmocniejszą stroną. Ale to nic. Kiedy widzę, że nauczyciel naprawdę wierzy w możliwości dzieciaka i gdy jakimś cudem, z jego pomocą znalazł się na drugiej stronie, przybija ci piątkę i widzisz w jego wzroku: Natalia, nie załamuj się! To aż miło. Aż chce się działać. Do skutku. Kiedyś w końcu się uda. Praca, praca, praca. To jedyny klucz do sukcesu. Trzeba DZIAŁAĆ, by osiągnąć cel.

Właściwie dlaczego tak mi dziś przyjemnie? Pierwszorzędna kwestia - ferie... FERIE! Boże Święty, jestem cholernie szczęśliwa. Co prawda pod ich koniec będę musiała się nieźle przyłożyć, ponieważ zawaliłam. Przyznaję się bez bicia - nie poszło mi i trzeba wstać, naprawić rzeczy przy których potknęła się człowiekowi noga. Dam radę... dam. 

Drugi cytat na początku wpisu dziś się urzeczywistnił. Już wiem, co autor miał na myśli. Nie było bodajże piętnastu osób. Od razu lekcje były jakby spokojniejsze. Ksiądz się do mnie, Weroniki i Wiktorii przysiadł, pogadaliśmy. Było naprawdę niezwykle miło. Każdy zajmował się swoją rozmową, swoją ławką, ale było nadzwyczaj spokojnie. Coś niesamowitego! Ksiądz pożyczył mi pierwszą książkę o śp. ks. Kaczkowskim - "Szału nie ma, jest rak" i czuję, że jutro już ją skończę. Sam uważa ją za jedną z najlepszych. Zobaczymy. U mnie faworytem jest "Życie na pełnej petardzie". Pani na lekcji wiedzy o kulturze powiedziała, że mam nie najgorszy język i pytała (jednocześnie jakby zauważając ten fakt), czy czytam dużo książek. No jasne! Kocham czytać. Literatura jest jedną z wielu kochanek w mym życiu. 

Ewangelia według świętego Marka porównuje dziś królestwo Boże do ziarnka gorczycy. To znowu jeden z tych tekstów, o których wielokrotnie słyszeliśmy, znamy je prawie na pamięć, ale czym tak naprawdę ten tekst jest dla mnie? Cóż... Każdy z nas jest takim malutkim ziarenkiem, które albo sami wsiewamy w ziemię, albo z pomocą bliskich i wszyscy zaczynamy od zera. Wszyscy. W odbiorze pomaga mi myśl o ostatniej rozmowie z kolegą... Przestajemy marzyć, bo patrzymy na ludzi, którzy osiągnęli sukces i uważamy, że to dzięki talentowi. Myślimy, iż to z pewnością nie dla nas, że oni dostali jak gdyby dar od losu, że tak po prostu jest i zamykamy swoje horyzonty. Nie poszerzamy ich. Przestajemy marzyć. Bzdura! Nawet sam Jezus był kiedyś mały. To dzięki wierze w swojego Ojca i upartości, Jego (Jezusa) losy potoczyły się dalej tak, a nie inaczej. To dzięki wierze został przybity do krzyża, opluty, zhańbiony. A dziś? Jest nadzieją dla milionów ludzi. I co? I można z taką świadomością przestać marzyć? Ja nie potrafię. Trzymam się swoich racji, dążę do tego, by być coraz lepszym człowiekiem i widzę postępy... Trzeba robić, robić i robić. Nie przestawać. Nie poddawać się. To takie banalne, wiem, naprawdę zdaję sobie z tego sprawę, ale Zbigniew Herbert pisał tak: powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem.
I dlatego uważam, że musimy brnąć w dobro. Warto. 

Jutro jadę robić zdjęcia koleżance. Pokażę wam efekty, jeśli cokolwiek z mojej amatorszczyzny wyjdzie. Ale zapewne wyjdzie, bo ROBIĘ i WIERZĘ. 



























Powrót do pięknego miejsca. To zdjęcie jest śliczne. 

Nie mam planów na ferie. Ciekawe co dzięki spontanicznym decyzjom się wydarzy. 


Już kiedyś podrzucałam wam filmik Krzysztofa, ale w tym wpisie wyjątkowo odnosiłam się do tej motywacji, jaka przesiąknęła przez moje ciało po wielokrotnym obejrzeniu tego materiału.

Życzę udanego odpoczynku! 

~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 22 stycznia 2017

Warto?

"My też dajmy sobie prawo do dojrzewania. Nie miejmy sobie za złe, że nie rozumiemy rozmaitych tzw. przypadków czy jakichś naszych życiowych wpadek. Tych dużych wpadek powinniśmy unikać. Ale tego, na co do końca nie mamy wpływu, nie musimy rozumieć. Dajmy sobie czas, nie frustrujmy się. Musimy być cierpliwi. Wsłuchiwać się w swoje życie. I dawać sobie szansę. Amen."

"Najtrudniej jest odpuścić, przestać walczyć. Pozwolić, aby uczucia wygasły. Czasem lepiej się poddać, gdy to o co walczyliśmy staje się nieosiągalne."

Serwus!

Z racji tej przerwy, którą zaczęłam dzień przed Sylwestrem nie wspomniałam wam o tym, co robiłam w tym dniu. A zrobiłam... zrobiłyśmy z koleżankami... coś naprawdę innego, a przy tym niezwykle wspaniałego. Nowy Rok przywitałyśmy w kościele. Na Mszy. Rozmawiałyśmy o tym, by się podjąć takiego czynu, ale nie byłyśmy do końca pewne. A jednak! I pomimo iż zaczęłam dwa tysiące siedemnasty z Jezusem, to i tak czuję, że kroczę w ciemności... I o tym dalsza część wpisu.

Proboszcz z niedzieli na niedzielę coraz bardziej mnie zaskakuje. Poważnie. Uwielbiam jego kazania. Dzisiaj mówił jakby do mnie/o mnie. O tym, że często z własnej woli wybieramy grzech i w nim tkwimy. Możemy być zgorszeni, ale czy warto? Powtórzył to pytanie chyba trzykrotnie. "Czy warto?" Jasne, że nie! Jest światłość i ciemność, jest grzech i łaska. Nie ma nic pomiędzy. "[...] - Jeśli nie będzie ciemności, to nie będzie też światła. Jeśli nie będzie nocy, to nie będzie także dnia, a jeśli przestanie istnieć zło, to dobro także." Cytat z "Uczeń Diabła" Kenneth B. Andersen. I o tym należy pamiętać. O tym, że wszystko w życiu się uzupełnia. U mnie w rodzinie były dwie bardzo zbliżone do siebie sytuacje: Gdy umarł Dziadek, kilka miesięcy później urodziła się moja siostra. A kiedy we wrześniu ubiegłego roku na wieczny odpoczynek odeszła Babcia, wtedy po raz kolejny - jakiś czas po śmierci - narodziło się nowe życie. Tak skonstruowana jest nasza szalona egzystencja. Oczywiście są sytuacje, jakie osobiście odbieram ostatnimi czasy, czyli takie, kiedy smutek pokrywany jest smutkiem. I nic nie wychodzi. To jest takie nudne, gdy ciągle czujesz się poniżany przez los. Dlatego wiem, że wkrótce to minie. Bo ile można trwać w tym przysłowiowym "gównie"? Z całych sił ufam swojej nadziei i pokładam ją w Bogu. Ułoży się... ułoży.

Proboszcz przytoczył także słowa śp. ks. Kaczkowskiego, który powiedział (chociaż mam wrażenie, że zauważył to jednak jego ojciec, ale nie mogę się upewnić, ponieważ nie mam możliwości zajrzenia do "Życie na pełnej petardzie"), że mamy tendencję do katolicyzmu kucanego. Wiecie o co chodzi. Przypomniała mi się uroczystość w Krakowie, kiedy było takie niemiłosierne błoto, że człowiek nawet nie przejmował się ubrudzonymi spodniami. Ale, ludziska, czym są te nasze brudne jeansy przy poświęceniu Jezusa podczas Drogi Krzyżowej? Warto się nad tym zastanowić. I co do tego kucania... Ksiądz rzekł, że mamy również skłonności do katolicyzmu zerkanego. Rozumiecie, tkwimy w naszej kupie przygnębienia, ciemności, grzechu i zerkamy tylko od czasu do czasu na Boga, którego uważamy za kogoś pięknego, czystego, takiego... "nie dla nas". I wracamy do kąpieliska z brudami. Bo tak naprawdę jest nam w nim dobrze. Może niezbyt komfortowo, ale jest coś takiego w ludziach, że kiedy się przywiążą do kogoś albo czegoś, to ich później ciężko wyprowadzić na inną drogę. Trudno jest oddać całego siebie Jezusowi. Wiem to. Ale On ma wspaniałą i PEWNĄ moc, by nas uratować. Nie lękajmy się! 




























Nic nie wyszło z moich "trochę lepszych zdjęć", więc podrzucam fotografię z niedzielnej zabawy aparatem w lesie. W ferie zapewne nieraz chwycę za to cudowne urządzenie i pokażę efekty. 

To pierwszy Dzień Babci bez Babci. Byłam dziś na cmentarzu, po południu jedziemy odwiedzić Dziadka. Jest mi bardzo przykro, że nie doceniłam tej miłości, którą mnie Ona obdarzała, pomimo choroby. Dosłownie. Może to uczucie było jeszcze większe? Tylko co to za miłość, która nie wychodzi z obu stron? 


"Co mi, Panie, dasz w ten niepewny czas? 
Jakie słowa ukołyszą moją duszę, moją przyszłość na tę resztę lat? 
Kilka starych szmat, bym na tyłku siadł 
I czy warto, czy nie warto, mocną wódę leję w gardło, by ukoić żal"

Trzymajcie się. 

~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 19 stycznia 2017

Ne puero gladium.

"Młodość jest fajna, bo jest intensywna. I można robić wtedy totalnie banalne rzeczy: siedzieć na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę na przejściu dla pieszych, i ta chwila będzie trwała w twojej pamięci przez lata. I dekadę później możesz być na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę, która będzie jeszcze piękniejsza niż ta poprzednia, ale to już nie będzie to samo, bo zabraknie tamtej intensywności. Nasze życie w pewnym momencie przyspiesza.
Na początku jest gęste i upakowane, a później coraz rzadsze."

Cześć.

Obejrzałam wczoraj "Przełęcz ocalonych" Mela Gibsona. To dość znane nazwisko. "Pasja" to pierwszy film, przez brutalność którego, musiałam go zatrzymać i po prostu się wypłakać. Ochłonąć. Chociaż kolejne sceny wcale nie poprawiały nastroju. I niesamowite jest to, że po raz kolejny stykam się z filmem w reżyserii Gibsona i jestem zachwycona. I znowu - pauza, bo to wszystko było tak niezwykle realnie ukazane... Czuję się bardzo dotknięta. Obrazem wojny, a z drugiej strony tym, co zrobił główny bohater, który odgrywał rolę autentycznego bohatera ponad siedemdziesięciu rannych żołnierzy. Uratował ich. Choć nie musiał. Chociaż mógł również chwycić za broń i zabić swych przeciwników. Ale do ostatnich chwil nie ugiął się. Uparcie (ale przy tym także odważnie) trzymał się racji, jakie wyznawał... jakie przekazał nam Bóg. Wiara go ocaliła. Czuję to. Myślę, że nie bez powodu tyle przeszedł. Coś musiało być na rzeczy. I było... ratowanie ludzkiego życia, kiedy wszyscy inni je odbierali. Fenomenalna historia! Takie osoby są moją inspiracją. Niekoniecznie w działaniach wojennych. Najpierw należy spróbować ocalić kogoś, kto tonie (często psychicznie) obok nas. 
W niedzielę poznałam na urodzinach znajomej naprawdę dobrych ludzi. Świetnie jest się czasem wyrwać z domu, zrobić coś nowego. No i uwielbiam możliwość wieczornego zwiedzania Gniezna. 

Jak się życie człowiekowi wali, to się wali. Konkretnie. Niczym domino. Jedna zła sytuacja przykrywa kolejną. Przykra sprawa, ale ostatnimi czasy tak właśnie się czuję. Powoli dochodzę do siebie, bo pewne kwestie zostały "ustabilizowane"...
W cudzysłowie, ponieważ niekoniecznie ustabilizowały się w sposób, w który chciałam. Nie szkodzi. Trzeba iść dalej. Walczyć. Jak na wojnie. Duchowej wojnie. 

Niedługo ferie... Miałam plany, aczkolwiek nie wypalą. Szkoda. Wielka szkoda. Bardzo się cieszyłam. Ale jak widać, niektórzy ludzie chyba nie mają ochoty korzystać z dobra, jakim chcą ich obdarzać inni. 
Mam nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi planami, które sobie dziś ułożyłam w głowie, jutro wybiorę się do miasta i zrobię trochę lepsze zdjęcia (bo aparatem). Ten zamarznięty śnieg na drzewach i krzewach jest po prostu nie do opisania. To piękno, jakie bije od roślin pokrytych białym puchem. 

"Mój świat leci na pysk
Full strat mam a nie zysk
Znów dna sięgam, czy dziś… zgasnę?"

W następnym wpisie chyba pokażę wam rozprawkę. 

~~Zbuntowany Anioł

sobota, 14 stycznia 2017

Tymczasowa reaktywacja.

"Mała, dopóki będziesz oczekiwać od ludzi, żeby traktowali cię tak, jak ty ich, dopóty będziesz rozczarowana. Dlaczego zakładasz że możesz na kimś polegać tylko dlatego, że ty jesteś godna zaufania? Dlaczego myślisz,
że jeżeli ty dajesz dobro, to inni też muszą je w sobie mieć? To, jaka jesteś ty, nie mówi absolutnie nic o drugim człowieku."

"Niejedną na naukach strawiłem godzinę,
Niejedną miałem radość, że z nauki słynę,
A oto - słuchaj - treść zdobytej wiedzy:
Z prochu powstałem i jak proch przeminę."

  Hej.

  Po dwutygodniowej przerwie powróciłam. Na jakiś czas, jeśli nie tylko na momencik. 

  Jasna cholera... Postanowiłam przystopować, zawiesić chwilowo moją działalność w celu zrobienia czegoś nowego, lepszego, ewentualnie pobudzenia pozytywnych emocji, by wrócić z głową pełną samych optymistycznych myśli, nadziei, chęci do życia. Wracam... z pustką. Smutkiem. Kompletnym brakiem jakichkolwiek motywacji, by coś ze sobą zrobić. Czternastego stycznia dwa tysiące siedemnastego roku przyznaję, że jeszcze ani razu w moim dotychczasowym, młodym bytowaniu nie było tak źle. Psychicznie. Aczkolwiek, coraz częściej, fizycznie również. Bo psychika z ciałem się idealnie łączą. W teraźniejszym przypadku niestety także. Gdy wysiadają chęci do życia, to i siły brak na podstawowe czynności. Takie jak wstanie z łóżka. Naprawdę. Niedawno, w czwartek, byłam tak niezwykle zmęczona, że nie poszłam na pierwszą lekcję,
a że los potrafi płatać figle, to odjechał mi autobus na drugą, więc zrezygnowałam. Obejrzałam film "Zdjęcie" z 2012 i ów dzień minął mi szybko. Znośnie. 

  Powoli dobiega końca pierwszy semestr nowego roku szkolnego. Schrzaniłam sprawę po całości. Nie wiem, co się ze mną stało. Nie mogę napisać, że jestem innym człowiekiem, ale jakiś element puzzli odłączył się od reszty i nie potrafię go odnaleźć. Staram się, poszukuję, ale jeszcze bardziej pogłębiam swoją beznadziejną sytuację. Dobry Bóg jest ze mną. Bo cały czas próbuję.

  Tydzień temu, w niedzielę, wybrałam się do lasu, na spacer. Poczytałam o moim aparacie co nieco i myślę, że dałam radę zrobić naprawdę ładne zdjęcia. Zabawne! Tyle lat go mam, a nigdy nie zabrałam się za instrukcję, wszystkie fotki robione były w trybie automatycznym. Dobrze w którymś momencie życia chwycić za taką rzecz, pokręcić, poklikać i ustawić dobre parametry. Amatorsko, ale nie najgorzej. 




















































Wczoraj przyjechali do nas żołnierze Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu. To były fantastyczne zajęcia, ponieważ pierwsza pomoc jest tematem niezwykle istotnym i na każdym kroku powinniśmy się w niego zagłębiać, ćwiczyć, uczyć nowych rzeczy. Doszlifowywaliśmy musztrę w parku. Defiladowe kroki w śniegu nie są łatwą sprawą. 
Generalnie chyba to wszystko, co chciałam wam przedstawić. Ufam, że się w końcu sprawy poukładają i zacznę względnie normalnie funkcjonować... żyć...
z utęsknieniem czekam na znacznie bardziej miły czas w moim małym, szalonym, trudnym świecie. 

"Dawno nie było w moim życiu tak źle. Bo jest. Kurewsko niefajnie. Płaczę w zaciszu czterech ścian, ale coraz częściej mam ochotę wyjść z domu, pójść/pobiec/pojechać rowerem gdzieś w głąb lasu, stanąć w bezruchu, wziąć głęboki wdech i krzyknąć. Wrzasnąć. Zawyć. Tak głośno, by spłoszyły się ptaki siedzące na drzewach. Tak mocno, ażeby stracić głos. By móc wreszcie zamilknąć i poczuć się choć na chwilę w pełni wyzwolonym ze szponów wszelkiej przykrości, jaką los obdarza człowieka. Tego pragnę."

"Jeżeli byłeś tu, gdzie ja albo nadal tu jesteś, jeśli patrząc na siebie mówisz:
"To już nie ja, umarło coś we mnie i nic mi się nie chce",
Nim zaciśniesz tę pętlę na szyi, połkniesz te kilka tabletek w chwili,
Kiedy cię dopada zwątpienie wylicz choć jeden raz, kiedy świat cię zadziwił."


https://www.youtube.com/watch?v=cI_qHsFV7nw

PS: Na jednej z ostatnich lekcji języka polskiego pani powiedziała, że jestem urodzoną polonistką... Zawsze tak bardzo bałam się, że już nikt nie doceni moich bazgrołów, a tu proszę... taka niespodzianka! 

 U was w porządku? Oby! 

 ~~Zbuntowany Anioł