wtorek, 29 marca 2016

"Wiara, polędwica i miłość."

"Gdy na wietrze zapalasz świeczkę
Dobrze wiesz, że nic na tym świecie nie jest wieczne
A samotność to taka straszna trwoga
Kiedy zostają tylko zdjęcia po tak wielu osobach"

Cześć. 

Święta, święta i... tak, stała gadka. Ale były w porządku. Może Jezus zmartwychwstał właśnie po to, byśmy mogli usiąść wspólnie przy stole i zjeść śniadanie… uśmiechnąć się, wzajemnie wysłuchać.

Po pierwsze – wytrwałam w moim postanowieniu. Jako przykład dam czekoladkę… spróbowałam jej wczoraj. Po tylu dniach. Nawet dwa kawałki. Nie dała radości. Ani przyjemności. Była w ustach, to była. I dobrze. Myślałam, że jeśli jej w końcu posmakuję, to będę czuła ogromną ulgę, bo nie było łatwym zadaniem powstrzymywać się, ponieważ pokus wokoło było całe mnóstwo. Jednak dałam radę. I dałam również radę nie cieszyć się nią po tak długiej przerwie. Kolejny powód do dumy. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy. 

A drugą sprawą jest… och, śmierć księdza Jana Kaczkowskiego. Wstrząsnęła mną ta wiadomość, wiecie? Zwykle płaczę w ukryciu. Ale wczoraj wyszłam z pokoju, uśmiechnięta popatrzyłam na mamę i nagle powiedziała, kto umarł. Wróciłam do mojej oazy, jednak zaraz znów znalazłam się w salonie. „Chrzanisz?!”… chciałoby się rzec. Ale nikt nie chrzanił. Łzy mimo woli pociekły. Bardzo ją to zdziwiło. Zresztą mnie też. Bo go nie znałam. Nic z tych rzeczy. Ale wiedziałam, kim był, jaki był. Ileż ja obejrzałam wywiadów… przecież nawet pisałam tu o jego książce. I to w jaki sposób! Wielka strata… bardzo mnie to zasmuciło.

"Jaki dziwny jest ten świat.
 Ci, którzy robią tak wiele dobra i nie oczekują poklasku, odchodzą przedwcześnie,
 a ci, którzy jątrzą zamiast jednać, dzielą zamiast łączyć… mają się coraz lepiej.
 Cześć jego pamięci.” 


Takie jest niestety życie. I tak je wygrał. Żył na pełnej petardzie do samego końca. Pamiętam, że niedawno jeszcze modliłam się za jego osobę, bo był w szpitalu, w ciężkim stanie. Tak musiało być. Co mam więcej powiedzieć? Cieszę się, że miałam możliwość zapoznania się z jego historią. Oby było mu w zaświatach lepiej. Bóg i tak dał temu człowiekowi wielką szansę, której nie zmarnował. W końcu na każdego przyjdzie czas. Pamięć o nim nie zginie. I to jest najważniejsze. Znajdą się podobni ludzie. Mówię wam. Jego misja tutaj się zakończyła. Ale będą naśladowcy. Jeszcze będzie dobrze. Coś się kończy i w tym samym czasie coś się zaczyna. Nie zatrzymujmy się w czynieniu innym wszystkiego, co najlepsze. 

Skorzęcin i Gniezno:





Trzymajcie się.

~~Zbuntowany Anioł

sobota, 26 marca 2016

"Niechaj się stanie światłość!"

"Nie kocha się dlatego, że człowiek jest piękny.
On staje się piękny, bo ktoś go kocha."

Dzień dobry.

No właśnie... czyż nie powinniśmy czuć się piękni tylko dlatego, że kocha nas sam Jezus Chrystus? Wiem, że zwykle podchodzę do Niego z dystansem, ale... ale często mówię o tym, że gdyby nie Jego historia - nic by nie było. Mam na myśli wasze huczne świętowanie. Proszę, pamiętajcie o Nim w tych dniach. Właśnie tego wam życzę. Radości z Jego cudu, jakim jest... tzn. powinno być zmartwychwstanie. 

"Nie rozumiem tego. Dlaczego mamy być dla siebie mili "bo są święta".
 Skoro nie potrafimy żyć w zgodzie przez cały rok, to nie widzę sensu w okazywaniu miłości na siłę, przez głupie 3 dni w roku."

No i pięknie. Tak właśnie to odbieram. Nauką Chrystusa, a z resztą... w ogóle nauką miłości i wszystkich innych, pozytywnych emocji powinniśmy się dzielić każdego, cholernego dnia. Zawsze. Ale tego nie robimy. Ja nie robię. Przyznaję się bez bicia. Warto się nad tym zastanowić. Wiecie, to są dość spokojne dni. Bez pracy. Bez szkoły. Myślę, że to najlepszy czas na chwilę przemyśleń. 

Ależ ja się przez rok zmieniłam, nie? Nie było wczoraj notki o tym, że minęły JUŻ trzy lata od cudownego koncertu Justina. Nie napisałam przemiłych, uroczych życzeń... nie wspomniałam o Triduum Paschalnym. Trochę to życie się szalone zrobiło. Takie inne. Dziwne. Ale i tak je lubię. 

Wczoraj w telewizji puścili film "Syn Boży". Oglądałam go już kiedyś, więc bardziej kuszącą propozycją była transmisja Drogi Krzyżowej w Rzymie. To było genialne. Poważnie. Pełne skupienie. Cisza. I niezmiernie mądre rozważania. Podobało mi się, że kamera często skierowana była na osoby, które miały łzy w oczach i się uśmiechały. Jezus to jednak jest gość, nie? Mnie też nieraz doprowadza do takiego stanu. Ale to przyjemne uczucie. Czy film polecam? Jasne! Ale radzę obejrzeć i ten obraz, i "Pasję", ponieważ temat ten sam, jednakże zupełnie inaczej ukazany. 

Wiecie co? Ludzie są bardzo niestali w tym, co robią. Co mówią. Rozumiecie.
"Kochanie, wiem, że miałem naprawić tę pralkę, ale mi się "odwidziało", mam inne rzeczy do roboty."
"Skarbie, ależ ja wiem, że miałam wyprasować ci koszulę, ale... ale mi się "odwidziało". 

Banalne przykłady, wiem, ale zmierzam do czegoś głębszego... Jezusowi się nie odwidziało. Do końca. Mógł przemówić. Mógł się wycofać. Bronić. Cokolwiek. A nie zrobił tego. Dla nas. I przez nas. To jest świadectwo stuprocentowego oddania.
I poświęcenia. Dla takich istot, jakimi dziś jesteśmy. Niewiarygodne. 


Zagmatwane te moje myśli. Mam nadzieję, że może jednak mają sens.

W zeszłoroczne święta na liczniku było niecałe trzy tysiące wyświetleń... teraz jest ponad jedenaście tysięcy... szczerze? Jak na takiego człowieka, jakim jestem i co tutaj wypisuję... to jest niesamowite. Dziękuję. Moja światłość się stała. Byle nie zgasła. 

Trzymajcie się... i nigdy nie zapomnijcie, dlaczego. 

~~Zbuntowany Anioł

środa, 23 marca 2016

Perspektywa ludzkiego oka.

"Życie jest zbyt krótkie, aby pić niedobrą herbatę,
czytać złe książki i marnować czas dla ludzi,
dla których gówno znaczymy."

Hejka.

Dobry cytat, nie? Trzeba się nauczyć w końcu, że należy odejść od ludzi, którzy nie wywołują u nas uśmiechu. Tylko złość. I niepotrzebny stres. 

Wiecie nad czym myślałam wczoraj? Nad tym, jak niesamowicie znacząca jest forma tekstu, którym/w którym chcemy przekazać jakieś swoje myśli, przemyślenia, itp. Jako przykład podam swoje niedawno dodane tutaj bazgroły,
co je zwę pseudo-wierszami i, uwaga, były one o samobójstwie. A raczej o chęci śmierci. Definitywnie i jednoznacznie napisałam właśnie o tym pragnieniu. Oczywiście nie moim, broń Boże! Chodzi o sam sens. Tego, jak ludzie odbierają takie rzeczy. Pisane w taki sposób. Przez niepozorne dziecko. Może nawet nie dotarliście do końca moich wywodów... kto tam wie. A jeśli daliście radę... i tak nikt nie zwrócił zapewne uwagi na to, o czym ów wierszyk jest. Jaki ma ogromny wydźwięk. Dlaczego o tym piszę? Bo widzicie, czasami ktoś żartuje: "Ale by było, gdyby mnie nie było...", a później faktycznie go brakuje. Ponieważ nas to nie obchodzi. Gadamy, bo wypada. Jak wszyscy to i my. Zero głębi. Niczego. Nie mam zamiaru namawiać nikogo do wiecznej powagi i refleksji nad życiem. Chodzi o to, by się od czasu do czasu zatrzymać nad pewnymi sprawami. Pomyśleć. Cóż. Uważam, że to naprawdę istotne. Gdybym napisała ten sam tekst prozą, troszkę na wzór listu pożegnalnego, to by nikt obojętnie nie przeszedł. Czuję to. Bo pamiętam, że kiedy wstawiłam tu pracę, która "mówiła" o tym, jakie słowa mogłaby wygłosić bardzo ważna osoba na moim pogrzebie... zwróciła na to uwagę. Jedna osóbka. Zawsze ktoś. Zrozumcie proszę, co dziś mam na myśli, pisząc to wszystko. Nie podchodźcie do tego tekstu, jakoby miał on być jakimś nieudolnym zwróceniem na siebie uwagi. Bo nie o to chodzi. Jestem egoistką, jestem, ale teraz nie o tym. Spróbujcie się nad tym zastanowić. Wiem... wiem, jak to takie dziecko w tym wieku może wygłaszać takie mowy, nie? Prawdopodobnie są błahe i nieważne, ale mam to gdzieś. Będę mówiła/pisała, póki będę mogła.

"Nasze życie zaczyna się kończyć w dniu, 
w którym milkniemy na temat znaczących rzeczy."

W poniedziałek po raz kolejny obejrzałam film "Pasja". Brutalny. Ale genialny. Naprawdę. Nie nazwę go "wyciskaczem łez", bo to nie pasuje do tej tematyki... jednakże bardzo długo płakałam. W trakcie sceny biczowania Jezusa i chwilę po niej. Wiecie, uspokoiłam się, wyszłam do toalety i momentalnie znów "ocean" łez. Tak to ze mną bywa. A powiem (ups, napiszę) wam, że kiedy miałam z nim styczność pierwszy raz... zatrzymywałam go po prawie każdej scenie, ponieważ nie mogłam przestać płakać. Wstrząsające przeżycie. Ale daje do myślenia. Trzeba chyba naprawdę spojrzeć na ten obraz kilkukrotnie, by móc z pełną powagą wytrwać do końca i widzieć każdy szczegół. Bez zasłaniania oczu w najboleśniejszych dla duszy momentach. 

Polecam...


~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 17 marca 2016

Szaleńcy miłości.

"Bo nie jest tak że zło
To Hitler albo Stalin
Zło jest w każdym z nas
Zło robimy sami."
Dzień dobry.

Fizycznie czuję się kiepsko, ale psychicznie - jestem TAK niesamowicie szczęśliwa! 

Nie wiem, czy pamiętacie, ale był tu kiedyś wpis odnośnie kazania, które wytrąciło mnie z równowagi. Ksiądz mówił o Hymnie Miłości. Wczoraj także o nim wspomniał. Ale inny ksiądz. W innych okolicznościach. I to było przepiękne… poważnie. Rzekł, że jest to najtrafniejsza definicja miłości. Zgadza się. Tak jest!
Te słowa, które trwały chyba dobre pół godziny, zwaliły mnie z nóg. Powaliły. Dotknęły tak mocno… tak głęboko… Boże… to było niesamowite uczucie. Powiedział, że jeśli patrzymy na krzyż i widzimy w rozłożonych rękach Jezusa miłość… to wtedy wiemy, czym ona jest. Właśnie w tym momencie. A jeżeli nie widzimy tam miłości, to jeszcze nie dotarliśmy do momentu pełnej świadomości jej ogromu. To było fantastyczne porównanie. Miłość to śmierć. Wiecie? Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Umartwiamy siebie i umieramy dla drugiej osoby. Fenomenalnymi słowami były także te, które wypowiedział w związku z tym, kiedy tak naprawdę zaczyna się przyjaźń… miałam łzy w oczach, poważnie, bo zdałam sobie sprawę, że to wszystko jest tak niepojęcie ogromne, tak perfekcyjne i, niestety, tak rzadkie. Przyjaźnią można nazwać dopiero taką relację, w której będziemy trzymali drugą osobę za rękę i jedli z nią beczkę soli. Do upadłego. A wiecie pewnie, kiedy by się ta uczta skończyła… i to jest definicja przyjaźni. Nie mam przyjaciół. Mam zajebiście dobrych, wspaniałych, może nawet NAJLEPSZYCH ludzi wokół siebie, ale to nie jest przyjaźń. Smutne… wzruszyło mnie to dogłębnie, bo zrozumiałam, jak cholernie się pomyliłam. Jeśli chodzi o nazywanie kogoś tak wielkim słowem. Szkoda. Ale, ale! To ma być wpis przepełniony pozytywnymi emocjami, bo takie były rekolekcje. Genialne… ten ksiądz był nieziemsko przekonujący i przede wszystkim widziałam TAKĄ szczerość w tym, co mówił i jak mówił. Przy przeistoczeniu wszyscy opuszczają głowy, a ja nie mogłam oderwać wzroku od tego, co dane było mi widzieć na ołtarzu. Ten człowiek był tak mocno wpatrzony w Ciało Jezusa, a później w kielich z Jego krwią… ewidentnie przepełniony miłością kapłan. Kolejny powód do łez. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu, bo dzięki takim ludziom aż chce się żyć. Wielka motywacja do działania. Pasja, pasja i jeszcze raz pasja. Niezwykłe. 
I ksiądz cały czas powtarzał, że życzy nam szczęścia i tego, byśmy patrząc na ukrzyżowanego Chrystusa widzieli miłość. Mówił, że mamy sprawiać innym radość. Chociażby tej jednej osobie… i pomyślałam o kimś ważnym. To było bardzo miłe. Tak. Zdecydowanie. Tyle, ile przekazałam uśmiechu i pozytywnych słów jednemu człowiekowi… niepojęte, ale jak widać – niesamowicie ważne. Dotarło do mnie, że nie mogę tego żałować. Nigdy. 

Wiecie co? Myślę, że pewne nawyki będą ciągnęły się za nami do końca życia. Na przykład… papieroski. Skończyliśmy palić. Fajnie, super. Ale! Widząc palącego, nie podchodzimy do niego i nie mówimy: „Przestań, ja rzuciłem, a ty nie możesz?!” My po prostu patrzymy na niego i przypominamy sobie, że sami kiedyś staliśmy w tym miejscu, z tym gównem w ręku i sprawiało nam to przyjemność. Również buntowaliśmy się przeciwko wszystkiemu.
Drugie zagadnienie – samookaleczanie. Przykra sprawa. My chyba już zawsze w złości, czyli pod wpływem impulsu, będziemy chcieli sięgnąć po coś ostrego i przeciąć tę naszą bezbronną skórę. Która niczemu nie zawiniła. A jednak ją kaleczymy. By uśmierzyć psychiczny ból. Ale to tylko pretekst, że to niby nam pomaga, a później, kiedy już nie mamy na swym ciele ran, a blizny, przypominamy sobie, dlaczego to zrobiliśmy, kiedy to zrobiliśmy i jest nam tak strasznie źle, że się wtedy swojego umysłu nie pohamowało. Nie uderzyło w łapska i po prostu nie powiedziało: „Dość! Nie rób tego. Przecież wiesz, jakie będą konsekwencje.” Dobrze, że zdajemy sobie sprawę z tego, że nie zawsze byliśmy mądrzy. Tylko gdybyśmy pomyśleli o tym troszkę wcześniej… może nie bolałoby aż tak bardzo. 


Tak poza tymi refleksyjnymi tematami... dziś na matematyce pani powiedziała:
"Asia, Natalia, jesteście niesamowite." Szok i niedowierzanie. Jest tyle osób, którym mogłaby to rzec, ale trafiło na nas. To chyba po wczorajszej Mszy... bardzo miłe zaskoczenie. Takie słowa również potrafią wzruszyć. 


Filmik włączy się, niestety, tylko w komputerze... jednak warto!

~~Zbuntowany Anioł

poniedziałek, 14 marca 2016

Drogie jest to, co rzadkie.

„THE WORLD IS GONNA JUDGE YOU
NO MATTER WHAT YOU DO,
SO LIVE YOUR LIFE
THE WAY YOU FUCKING WANT TO."

Hej.

Jestem już… wybaczcie. Tym razem czekałam po prostu na „natchnienie”. I przybyło. Nareszcie.

Przede wszystkim muszę wam najpierw, w końcu, podziękować za JEDENAŚCIE TYSIĘCY. Wspaniała sprawa. To nie tylko wygląda pięknie, ale naprawdę sprawia radość. Ogromną. Dziękuję. Za to, że wciąż pisanie ma sens.

Ostatnio dużo się dzieje. Zresztą, jak zawsze, no cóż. Jednak nie chcę was zanudzać moimi planami na przyszłość albo na najbliższy tydzień. To wydaje się troszkę nie na miejscu.

Rozpoczęliśmy dziś rekolekcje… już wczoraj ksiądz zachwycił mnie swoim głosem
i tym, jak świetne kazanie wygłosił i jak niesamowicie trafnie intonował zdania. Niezwykle przyjemnie się takich ludzi słucha. Taka postawa właśnie mnie porywa. Potrafił rozbawić, ale również skłonić do przemyśleń. I takich księży brakuje na co dzień. Szkoda. "Nie musimy być wielcy, ale możemy być doskonali."... no właśnie. Mam nadzieję, że nie pokręciłam tego pięknego stwierdzenia. 

Pamiętacie kartki z pozytywnym napisem w toaletach? Wciąż tam są. Nie zdjęli ich za drugim razem. Są przemoczone, popisane, nie wyglądają idealnie, ale SĄ.
Z nami też tak jest, czyż nie? Poobijani, po najróżniejszych przejściach, a jednak wciąż żyjemy. Niesamowite. 

„You think you want to die
but in reality
you just want to be saved.”

Mam dla was wierszyk. Bazgroły z wczoraj. 

A gdybym wziął linę
Albo wstrzyknął w żyłę heroinę

Chociaż mógłbym też wpakować w łeb kulkę

Generalnie nieistotny jest sposób
Bo i tak umrę

Nie chodzi o to by było spektakularnie
Byle skutecznie

Zrobię to
Bezsprzecznie

Może ostatecznie wezmę leki
Co to nie zrobią ze mnie kaleki

Ewentualnie wskoczę do basenu
Na czas nieokreślony

Byle zabrakło tlenu

Jest też wariant harakiri
Jednak nie znam wielu którzy to zrobili

Można się tez otruć gazem
Ale to męczące a ja nie błazen

Sposobów wiele
Przyczyn niemało

Mógłbym zmienić bieg zdarzeń
Gdyby tylko mi się chciało

Powiem wam, że kolejna filmowa produkcja się tworzy... szczegóły wkrótce.

~~Zbuntowany Anioł

sobota, 5 marca 2016

"Spotlight" - pedofilia wśród księży.

"Chodzę sobie po szkole  i przyglądam się ludziom.
 Patrzę na belfrów i zastanawiam się, dlaczego tutaj są? Czy lubią swoją pracę albo czy lubią nas? I czy byli rozgarnięci, gdy mieli piętnaście lat?
 Nie robię tego złośliwie, tylko z ciekawości."

"How amazing it is to find someone
who wants to hear about all the things
that go on in your head."

Cześć i czołem!

Powróciłam... nie myślcie sobie, że spoczęłam na laurach po ostatnim wpisie... nie, nie. Bezpośredni dostęp Internetu do mojego laptopa niestety nie był możliwy w ostatnich dniach i dlatego taka przerwa. Niby nie długa, jednak miałam ogromną ochotę już dawno napisać, no ale. 

Co u mnie słychać? Raz jest dobrze, raz jest źle. Generalnie nic nowego. Chyba mnie grypa łapie, ale uciekam, nie dam się. Nie mam ochoty na leżenie w łóżku. Czasami bardzo tego pragnę, bo już wysiadam psychicznie, ale za dużo teraz spraw, żeby sobie wolne zrobić. Po śmierci wypocznę. 

Co do tych cytatów dzisiejszych... w moim przypadku - uzupełniają się. Może się domyślicie, co mają ze sobą wspólnego. Hm, tak jest. Nieraz na boisku spoglądam na dyżurujących nauczycieli i myślę sobie właśnie nad tym, nad czym i Charlie się zastanawiał. Właśnie za takie fragmenty uwielbiam tę książkę. Tęsknię za przeglądaniem jej w gorszych momentach. Ale ta tęsknota jest błaha. Bo z ogromnym uśmiechem oddałam ją w najwspanialsze dłonie. Więc to nic takiego. Drugi fragment, który "ściągnęłam" z portalu Tumblr. O kurczę, naprawdę lubię tę stronę. I to jest takie piękne, kiedy możesz podejść do osoby, na której ci zależy,
a ona nie odwróci się, tylko z troską cię wysłucha. To jest najważniejsza sprawa w moim życiu. Poważnie. Jestem przeogromnie wdzięczna. 

Kontrowersyjny tytuł? Nie sądzę. Jest to bardzo przykry temat. Nie podoba się on ludziom, bo większość nie chce uwierzyć w winę księży. Bo jak oni tak mogą? No właśnie… jak? Ten film wbił mnie w fotel. Dosłownie. Nie płakałam, ani nic z tych rzeczy, tylko otworzyłam buzię i byłam w szoku. Wciąż jestem. Bo zastanawiam się po prostu, co do cholery ma wspólnego ksiądz z dzieckiem?! Nie mogę zrozumieć, dlaczego akurat tak to wygląda… dlaczego nie „zabierają się” za KOBIETY albo MĘŻCZYZN, tylko za bezbronne stworzenia, jakimi są dzieciaki? To jest nie do pojęcia. Mnie to nie smuci. Mnie to wkurza. Irytuje. Wpadam w szał, kiedy myślę o tym, że ktoś, kto głosi miłość Jezusa, wyczynia takie rzeczy. Obrzydliwa sprawa. Niewiarygodne. Poważnie. Wiecie co? Napisy końcowe… one mnie dopiero zamurowały. Jedna miejscowość, tak blisko nas… fuj. Dlatego mam ogromny dystans do księży. Jeśli chodzi o dotykanie dzieci. Branie ich na ręce. Nie mówię, broń Boże, że każdy duchowny, który weźmie za rączkę chłopca, jest pedofilem.
Nie, nie, nie! Ale trzeba być niesamowicie ostrożnym. Należy uważać. Na każdym kroku. Pomyślmy nad tym. Wszyscy. To istotny temat. Nie można takiego czegoś zamiatać pod dywan. Odchodzić. Udawać, że się nie widzi ogromnego problemu. Główny temat głównym tematem, ale z racji, iż sama chcę w przyszłości być dziennikarką... ta strona filmu również mną wstrząsnęła. Tym razem bardzo pozytywnie. To zaparcie tych ludzi w dążeniu do odkrycia strasznej prawdy. "Wow" - tyle mogę napisać. Tak to odczuwam. Chcę być właśnie kimś takim.
Kto będzie miał możliwość zajmowania się takimi sprawami. Trudnymi, jak cholera, ale jakże ważnymi. 

http://zalukaj.com/zalukaj-film/23575/spotlight_2015_.html

Zachęcam was do obejrzenia!

Tym bardziej, że jest to ekranizacja, która zdobyła Oscara (!) za "najlepszy film". Brawo! 

A co do tych nagród... Leonardo DiCaprio... ach, w końcu dostał upragnioną statuetkę. Jestem taka szczęśliwa. Naprawdę. Bo to jest tak genialny aktor... zasłużona wygrana. Definitywnie. 
Michael Fassbender równie wspaniały. Co prawda tylko nominowany, ale to JUŻ ogromne wyróżnienie. Osobiście dałabym mu każdą nagrodę za grę w filmie: "Wstyd"... był fenomenalny. 
Brie Larson najlepszą aktorką pierwszoplanową. W produkcji o prostym tytule: "Pokój" do której obejrzenia również zachęcam każdego. Przepiękny obraz. Otwiera oczy. Na wiele prostych, a jakże często odkładanych na bok, spraw. 

Trzymajcie się. 

~~Zbuntowany Anioł