niedziela, 8 lutego 2015

Wy jesteście solą ziemi i światłem świata.

Witam wszystkich.

Połączę skromne refleksje z dzisiejszego kazania wraz z przemyśleniami, do których skłoniły mnie słowa pana od historii.
Wiecie, żyjemy obok siebie, ale nie razem. Zanika prosta i ludzka gościnność. Zanika chęć bezinteresownego bytu i tak ważnej w życiu rozmowy. Ludzie spotykają się po COŚ.  Nie z potrzeby serca, ale z potrzeby rozumu. Oczekujemy od świata, Boga, i wszystkich innych, cudów, ale to my nim jesteśmy. To my jesteśmy solą ziemi i światłem świata. To my mamy zadatki do nieśmiertelności. Każdy z nas. Każdy… jest wielki, ma za zadanie głosić dobre słowo, jednoczyć się z innymi.
Bardzo mnie poruszyło jedno stwierdzenie: Możemy sprawić, by ta miejscowość była jak Kafarnaum, by Wielkopolska była jak Galilea i możemy sprawić, by nasze domy były tymi, w których wydarzy się cud. Pięknie to ujął. Właśnie. Mamy możliwość zmian. To my jesteśmy przyszłością, to my tworzymy nowy świat. Dlaczego nie iść do przodu? Dlaczego narzekamy na to, co jest teraz, a nie raczymy tego zmienić. Taki przykład… kiedyś Rock&Roll, a dzisiaj – Pop&Roll (nawiązując do albumu Dawida). Kurczę, świat brnie we wszelkie nowoczesne rzeczy, zmienia się diametralnie z dnia na dzień. Nie możemy tego zatrzymać, nie możemy przeciwstawiać się czemuś idącemu nową ścieżką. To my jesteśmy dzisiejszą technologią. Jesteśmy niejednokrotnie zbuntowanymi, a jednocześnie pełnymi zapału, młodymi ludźmi, którzy tworzą nowe oblicze świata i nową historię. Postępu nie zatrzymamy, nawet nie próbujmy, ale jeśli mamy wolną wolę i nie chcemy– nie bierzmy w tym udziału. Nikt nas nie zmusza, byle byśmy później nie narzekali, zdając sobie sprawę, iż mieliśmy możliwość zmian. Dlaczego takie nawiązanie? Zauważyliście, że oczekujemy od Boga cudów na kiju? Oczekujemy spektakularnego objawienia, przedstawienia Ewangelii tylko NAM, prosto w nasze oczy. To błędne myślenie. Musimy nauczyć się nie tylko dobrze mówić, ale dobrze czynić i sprawić, by ten cud narodził się w nas jak najszybciej i jak najpiękniej. Broń Boże po trupach do celu… nie! Małymi kroczkami starajmy się dążyć do zbawienia, którego tak bardzo ludzie wierzący wyczekują.
~~Zbuntowany Anioł

poniedziałek, 2 lutego 2015

Trzy metry nad niebem.

Serwus!

Agata prosiła o krótką recenzję filmu ‘’Trzy metry nad niebem’’.
To uczucie, gdy myślisz sobie: ‘’Kolejny gniot, miłość od pierwszego wejrzenia, bla bla bla’’.
I na początku miałam takie wrażenie, negatywne odczucie, ale na końcu zalałam się łzami.
Piękny obraz miłości. Po prostu – miłości. Dwie odmienne półkule, dwa różne światy, a mimo to… przeciwieństwa się przyciągnęły. Bohaterowie połączyli się w jedność i aż ze wzruszeniem patrzyło się na owe uczucie. Mam nadzieję, że w końcu spotkam się z moją drugą połówką, że będzie równie nieziemsko… dosłownie NIEziemsko. Będzie trzy metry nad niebem i jeszcze wyżej.
I wam, jeśli już w temacie uczuć, życzę trafienia na odpowiednią osobę. Obyście nigdy, jak główny bohater nie płakali po stracie czegoś nieodwracalnego. Nigdy… nigdy.
Może znajdą się osoby, które nie miały okazji, chęci, czy były równie ‘’pozytywnie’’ nastawione na szał związany z tym dziełem jak ja i nie obejrzały go. I jeśli jest ktoś taki: Zachęcam z całego serca.
Ile może przetrwać szczere uczucie, poszanowanie, kurczę… ile druga osoba może w nas zmienić, jak cholernie może obrócić nasze życie do góry nogami i sprawić, że będziemy kimś zupełnie innym – kimś lepszym.
I że Cię nie opuszczę… aż do śmierci. Pomimo wszystko.
Strzałeczka.
~~Zbuntowany Anioł