środa, 25 marca 2015

Od marzenia... do jego spełnienia.

Serwus!

Dzisiaj przychodzę do was z kolejnym poczuciem dumy.
Dokładnie w tej chwili DWA LATA temu bawiłam się na koncercie Justina… Justina Biebera – mojego jedynego, tak uwielbianego i szanowanego idola. Nie chcę się rozpisywać, opowiadać o uczuciach, które towarzyszyły mi wtedy, bo czasami brakuje słów. Cóż, pamiętam, że pierwszą rocznicę wspominałam i świętowałam na innym, mniej znanym moim bliskim, portalu. Ale nie o tym. Dziś robię to TUTAJ i tryskam ogromną radością zdając sobie sprawę, że to już drugi rok po tak wielkim wydarzeniu, po tak spektakularnej chwili. Spełniłam swoje marzenie. Największe, najdłużej wyczekiwane marzenie. Jestem taka szczęśliwa. Właśnie z takiego artysty i z takich cudownych ludzi, którzy pozwolili mi tam być i którzy byli tam ze mną, bo atmosfera była nieziemska. Poważnie! Nie panował tam chaos, ale miłość. Oddychaliśmy wspólnym powietrzem, żywiliśmy się wspólną twórczością naszego idola. Cholera, to nie do pojęcia! To nie jest wydarzenie, które można w zupełności ująć w jakiekolwiek słowa. Tam trzeba być i trzeba to wszystko przeżyć na własnej skórze. Nie wiem co jeszcze napisać… tyle wylanych łez szczęścia, które uważam za najlepsze, tyle uśmiechu, tyle dumy. On był taki idealny.
Wiem, to brzmi banalnie i oklepanie, ale tak właśnie było. To właśnie czułam – ideał w każdym calu.
Kończąc… to były najlepsze chwile w moim DOTYCHCZASOWYM życiu i nigdy ich nie zapomnę. Nigdy.
Mam nadzieję, że i wasze marzenia się spełniły, spełniają albo dopiero będą miały miejsce. Nigdy nie traćcie w to wiary. Jestem z wami i cały wszechświat również. Trzymajcie się.
~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 19 marca 2015

Cztery kroki do miłości...

Witam… po kolejnej, dłuższej przerwie.

Naprawdę przepraszam (samą siebie najbardziej). Nie lubię zaniedbywać swojej pasji, ale muszę trochę ponarzekać... ostatni weekend nie był zbyt miły, ale nie wnikajmy. Natomiast rekolekcje były naprawdę cudowne. Poważnie! Byłam, jestem i będę zachwycona. Dzisiaj poświęcę czas na refleksje w związku z tematem spowiedzi. Zanim przejdę do sedna sprawy, chciałabym z głębi podziękować pierwszej ‘’pewnej osobie’’ (skojarzy, jeśli przeczyta) za to, jak pięknie wyraża się o tych wszystkich moich bazgrołach. I drugiej ‘’pewnej osobe’’ (też będzie wiedziała) dziękuje za spojrzenie na te nieraz przedziwne, ale cholernie szczere myśli. Dziękuję, naprawdę, to wiele znaczy. Woah, co za fantastyczni ludzie. Ta druga osoba również mnie zmotywowała do napisania czegokolwiek, bo pytała o notkę. Nie ważne, koniec!
Nie wnikam w wasze doznania w związku z tematem spowiedzi… dzisiaj skupię się trochę na moich odczuciach. Zawsze kiedy zdarza mi się naprawdę od serca powiedzieć w jaki sposób zgrzeszyłam – przede wszystkim przeciwko sobie… czuję ulgę, a jednocześnie smutek i poczucie: ‘’Kurczę, aleś ty głupia’’. Ale to nic. Wszyscy upadamy, popełniamy błędy, a grunt to wstać i zdać sobie z nich sprawę, dlatego poszłam kilka dni temu do konfesjonału. Nie wiem dlaczego, ale w moim odczuciu słowa: ‘’Odpuszczam tobie grzechy’’ to nie byle jakie sformułowanie. To nie jest rzucone na wiatr przyjacielskie: ‘’Lubię cię pomimo wszystko, stary’’. Nie! To są słowa wychodzące (rzekomo… rzekomo) od tego, w którego wierzą tłumy. Nie ważne czy wierzymy w jego istnienie, ważne jaki ma do nas stosunek. A ma niewątpliwie bezinteresowny i ogromny. On -poprzez odpuszczenie grzechów- mówi do każdego z nas ‘’Kocham Cię. Kocham Cię, choć na to nie zasługujesz’’. Bo taka prawda. Nie zasługujemy na taki ogrom uczuć, a jednak ktoś kieruje do nas owe stwierdzenie. Ksiądz wspominał o tym, że Bóg kocha nas i kropka. Nie z jakiegoś powodu, tylko kocha i tyle. Jednak myślę, że jest jedno ‘’ale’’. Jeden aspekt, który z pewnością pasuje do jego uczucia wobec ludzi. On kocha każdego z nas, bo JESTEŚMY.
Tak zwyczajnie w świecie, dlatego że żyjemy. I to jest piękne. Nie ważne jaki jest dany człowiek, ważne że JEST. Grunt, że ŻYJE. Nie ważne JAK, ważne że W OGÓLE. Wow, to napawa mnie radością. Pierwszego dnia mieliśmy wybrać na jakim etapie miłości do niego jesteśmy. Usłyszenie, Spotkanie, Zakochanie, Wyznanie. I wiecie, że byłam jedyną… w całym gimnazjum, w całym Kościele, osobą, która poszła do punktu ‘’Usłyszenie’’? Wzrok większości był taki irytujący. Obawiam się, że nie każdy poszedł do etapu zgodnego z jego sumieniem, ale nie mnie to oceniać. Nie ważne. Wybrałam pierwszy punkt, dlatego że usłyszałam o Bogu, ale tak naprawdę -z czystego serca- nie zrobiłam niczego więcej w tym kierunku. Chodzę do kościoła, modlę się... a co do modlitwy! Wczoraj naprawdę uklękłam i poprosiłam go o lepszy dzień. Tak, dokładnie tak. Ta, która tak wielce deklaruje, że zwątpiła... I dzisiejszy dzień był piękny. Poważnie. Cały czas miałam jakiś powód do uśmiechu i jestem z mojej modlitwy dumna. Ale, ale! Mimo tego wszystkiego... to jednak nie jest to, co mogłoby pchnąć moje sumienie do pójścia w tamtym momencie do innego aspektu. I tak bywa. Mam nadzieję, że mi to wybaczy. A może pokocha jeszcze bardziej. Właśnie tą cholernie piękną, bezwarunkową miłością. Oby.


A na którym etapie jesteście wy?

~~Zbuntowany Anioł

poniedziałek, 2 marca 2015

"...aż do śmierci".

Dzień dobry… niewątpliwie dobry.

Byłam wczoraj u dziadków… dlaczego dziadków? Kurczę, dziwne to wszystko. No nie ważne. Włączyli nam nagranie ze ślubu rodziców. Co tu dużo mówić – poruszyło mnie to dogłębnie. To było tak piękne… Rozkleiłam się w momencie tych najważniejszych słów, sami wiecie których.
Pewnie gdyby był to Justin i Selena nie zrobiłoby to na mnie AŻ takiego wrażenia, ponieważ mimo iż jest on dla mnie bardzo ważny, to jednak jest jego życie, jego wybory, jego wspólna ścieżka z wybranką serca. Ale w moim, tzn. w przypadku moich rodziców pojawiła się nie tylko miłość duchowa, ale przede wszystkim ta fizyczna, która zapoczątkowała narodziny kolejnego członka tej rodziny i kolejnej osoby, która może zmienić bieg życia. Jakże wielkie zaufanie i oddanie, ufność i ogromne uczucie musi tkwić w każdej ze stron, by przyczynić się do ‘’stworzenia’’ nowej istoty ludzkiej. Wow, niezmiernie mnie to zachwyca, wzrusza, porusza i pobudza jeszcze tysiące innych uczuć, które ciężko ująć w słowa. Uśmiecham się dziś patrząc na NASZE szczęście i po raz kolejny jestem pełna dumy. Spójrzcie jaki świat jest cholernie mały. Jest taki niesamowity. Spotykacie na swojej drodze tak wielu przechodniów, tak wiele różnorodnych twarzy i nagle poznajecie kogoś z kim wam się układa. Pierwsze ‘’cześć’’, drugie ‘’wyjdziesz za mnie?’’ i to najistotniejsze, to najpiękniejsze w całym życiu, gdy stojąc przy ołtarzu ci -kiedyś przechodzący obok siebie na chodniku nieznajomi - dziś mówią sobie ‘’Tak’’. ‘’Tak, biorę sobie Ciebie za żonę/męża i nie opuszczę Cię… aż do śmierci’’. To tak cholernie uświadamia wielkość miłości, ogrom uczucia wobec tych osób.
Myślę, że miłość to nie jest skarb do zakopania, ukrycia, do trzymania go tylko wokół swojego życia. To jest skarb tak nieograniczony w swej mocy, w swym pięknie, w swej dobroci, w swym bogactwie, we wszystkich innych, niemniej pozytywnych aspektach, że trzeba się nim dzielić jak najczęściej i w jak największych ilościach
.


~~Zbuntowany Anioł