środa, 23 września 2015

Humanity is overrated.

"Samotny człowiek uderza z bezwzględną furią."
 
Hej wszystkim!

Ustaliłam sobie pewnego razu, że wpisy będą co dwa dni, ale chyba nic z tego. Nauki jest multum. Obowiązków, nie tylko związanych ze szkołą, jeszcze więcej. Jest tego mnóstwo. Cholernie wiele. Trudno mi się ostatnio połapać… w życiu, tak po prostu we własnej egzystencji. Trochę tu dzisiaj ponarzekam. Bo mogę. Bo każdy czasami upada
i chce się tym podzielić. To nic złego.


Niedawno dostaliśmy za zadanie napisać na lekcję angielskiego esej o tym, czy wirtualny świat jest lepszy od realnego. Byłam mega pozytywnie nastawiona do tego tematu. Czułam podświadomie, że pójdzie mi świetnie. Jednak chyba się nieco przeliczyłam. Przedobrzyłam. I zdecydowanie na tym straciłam. Oczywiście nie w oczach mojej nauczycielki, ale w swoich. Początek jej komentarza, jak zawsze, bardzo podniósł mnie na duchu, kolejny raz zaskoczył, bardzo ucieszył, dodał otuchy, jednak jego druga część, po wielokrotnym przeczytaniu i przeanalizowaniu, niesamowicie mnie dobiła. Zdałam sobie sprawę, że to w jaki sposób piszę nie jest w porządku. Zbyt wiele daje od siebie. Ale taka już jestem.
I to mnie boli. Nienawidzę, naprawdę mnie wkurza, że zawsze dokładam od siebie coś zbędnego, coś mało ważnego, nie nadającego żadnego dodatkowego piękna pracy. I nie umiem o tej nienawiści myśleć, gdy piszę kolejne wypracowanie
i znowu popełniam ten zasrany błąd. Ale dobrze, że pani mi to napisała, powiedziała, uświadomiła. Najważniejsze, że głęboko się nad tym zastanowiłam
i wiem, gdzie popełniłam, głupi, ale jednak błąd.


Nie idzie mi nauka, tak ogólnie. Ciągle ktoś powtarza, że będzie dobrze, że sobie poradzę, że mam myśleć pozytywnie. Dlaczego to, kurna, jest takie trudne? Bo jest. Tak po prostu. Może jestem tchórzem, leniem, pieprzonym hipokrytą… ale naprawdę nie jest mi łatwo (jak każdemu z was, doskonale to wiem, spokojnie) żyć i być na tym świecie, uczestniczyć w tym życiu i posiadać takie wcielenie. Cholera. Czas wziąć się w garść (powtarzane trylionowy raz z kolei), choćby przed tym miało się wykrzyczeć światu, jak bardzo się go nienawidzi choć generalnie to cały czas my nawalamy.

Zauważyłam, że dorośli opierają się na tym, co jest tu i teraz. Na prawie. Na osądach. Na poczuciu bycia kimś „ponad”. Zapominają, że też byli dzieciakami. Równie zbuntowanymi. Robiącymi szalone, niepoważne, głupie rzeczy. I tak samo ponoszącymi za nie odpowiedzialność. Krzyczą, każą, oceniają, osądzają.
A zapominają. Pamięć o tym, jacy oni byli chyba już dawno odeszła w las. To nie jest słuszne podejście. Moim zdaniem, rzecz jasna. Można się opierać na prawie, ok, ale ono nie powinno być głównym prowadzącym przez życie. Bo poza nim mamy jeszcze swe ludzkie instynkty, emocje, uczucia, wiecie… empatia może albo chociażby przypomnienie sobie faktu, iż też byli w naszym wieku.
I nie byli idealnymi, perfekcyjnymi, małymi robocikami. Do tego, niestety, rzecz jasna, większość dążyła, przez rodziców i inne „autorytety”, ale w głębi siebie… nie byli ułożonymi, poddanymi innym manekinami.

 
"Korzystaj z głosu, jaki jest ci dany. Wykrzycz to, w co wierzysz, na całe gardło. Nigdy nie pozwól, by ktoś cię uciszył."


~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz