niedziela, 29 listopada 2015

Mój pierwszy raz.

"Nie liczą się pieniądze, liczy się ciężka praca,
Ile od siebie dajesz, tyle do ciebie wraca."

Cześć wam.

Nie mogę się tu zbytnio rozpisać, bo tekstu jest mnóstwo. Przybliże tylko temat… przyjaźń zwierzęcia z człowiekiem. Moje pierwsze opowiadanie.
Moja pierwsza szóstka. Mój pierwszy debiut w klasie. Pamiętam, kiedy pani przeczytała tekst, a ja cała czerwona nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
To było niesamowicie miłe przeżycie. Uwielbiam tę kobietę, jako pierwsza we mnie uwierzyła. Jako pierwsza dała mi mnóstwo nadziei. Jako pierwsza doceniła pierwszy, porządny tekst. To jest piękne. Cieszę się, że to wszystko potoczyło się w taki niewiarygodnie cudowny sposób. Uwielbiam to życie.





Razem z tatą siedzieliśmy przy stole i jak zawsze rozmawialiśmy o kupnie psa, śmierci mamy i szkole.
Tata zawsze był przeciwny, by kupić psa. To nie fair, bo ja naprawdę chciałam mieć zwierzaka.
Tata po moich godzinnych błaganiach w końcu ustąpił.
-To jak? Jutro idziemy do najbliższego sklepu zoologicznego? – zapytał.
-Tato?
-Tak?
-Moglibyśmy pójść do schroniska?
-Mhm, skoro chcesz tam iść, to jutro z rana się tam wybierzemy, jasne?
-Tak! Dzięki tato!
-Nie ma sprawy. A teraz idź spać! Jutro przed nami ciężki dzień.
-Dobrze. Dobranoc. – powiedziałam i prędko pobiegłam do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku, pomodliłam się i zasnęłam.
Rano obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.
-Co jest?! – krzyknęłam.
-Natalia! Natalia, już dziesiąta! Szybko złaź na dół! – krzyczał tata.
-Dobrze, już idę, tylko się ubiorę.
Ubrałam się, zeszłam do kuchni, razem z tatą zjadłam śniadanie, po czym wybiegłam z domu i wskoczyłam do samochodu.
-Tato! Szybciej! – krzyczałam zniecierpliwiona.
Tata w końcu przyszedł i po dwudziestu minutach byliśmy już przy schronisku.
-Chodźmy do środka – powiedział tata.
-Ok.
Oczywiście w środku pierwsza byłam ja i od razu wypatrzyłam tego jedynego.
-Tato! Zobacz, ten jest piękny – mówiłam, wskazując na pięknego, długowłosego owczarka.
-Wygląda na dość starego – rzekł tata.
-Ile ma? –zapytałam pana ze schroniska.
-Wiesz, on ma dobre siedemnaście lat. Jest stary i chory, na pewno chcesz jego?
‘’Przyjaciel, to przyjaciel’’ powiedziałam w myślach.
-Tak, chcę właśnie jego – powiedziałam stanowczo.
-Skoro właśnie takiego pragniesz, nie potrafię Ci odmówić – powiedział tata.
Pan ze schroniska otworzył klatkę, a pies, jak gdyby z
nał mnie od dawna, podbiegł
i zaczął się łasić. Przytuliłam go mocno i poszłam z nim do samochodu.
-Ile płacę? –spytał ojciec.
-Panie, tu się nic nie płaci, tu zapłatą jest szczęście takich ludzi jak pańska córka – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję –powiedział tylko to i odszedł do samochodu.
-I jak córcia? Szczęśliwa?
-Nie wiesz jak bardzo, tato.
Po powrocie do domu dałam pieskowi jedzenie i wodę.
„Chyba powinnam dać mu jakieś imię” – pomyślałam.
I wyszło na… Azora.
-Azor, kochanie, chodź – próbowałam wołać pieska.
Po chwili Azor przyszedł i mogłam go przytulić.
-Podoba ci się tu? – zapytałam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedział… pies?
-A-Azor, ty… ty mówisz?
Nie mogłam w to uwierzyć. Sądziłam, że tata robi sobie żarty, ale przecież był na dole.
-Widzisz, jak dobrze, że mnie wybrałaś? – mówił Azor.
-Widzę Azor, widzę.
-Będziemy przyjaciółmi? – spytał.
-Jeśli tylko zechcesz.
-Wiesz, jestem trochę zmęczony, więc chodźmy spać, a jutro pokażesz mi okolicę, ok?
-Jasne.
Położyłam się z nim, przytuliłam mocno i zasnęliśmy.
Wstałam dość wcześnie, aby pójść z Azorem na ‘’górę marzeń’’. Dlaczego taka nazwa? Sama nie wiem. Mama kiedyś mnie tam zabrała i spodobało mi się to miejsce, ponieważ jest ono naprawdę piękne i ciche. Kiedy jest mi smutno, wybieram się tam. To miejsce mi ją przypomina. Była taka kochana. Często ją wspominam i tęsknie. Chyba dosyć tego smutnego. Zawołam Azora i pójdziemy na górę.
-Azor! Chodź psino, musimy iść – zawołałam.
-Dobrze, już schodzę.
Wyszliśmy i idąc Azor opowiadał, że w schronisku jest jak w więzieniu. Smutno, trudno, tak pusto. Powiedział, że już tracił nadzieję, że jakikolwiek człowiek weźmie go pod swój dach. Powiedziałam mu, że czasem trzeba naprawdę długo czekać na szczęście i kiedyś w końcu nadejdzie. Po pół godzinie w końcu doszliśmy na górę i usiedliśmy, wpatrując się w przepaść.
-Pięknie tu, prawda? – spytałam.
-Tak, jest cudownie.
-Wiesz… Ciesze się, że mam takiego przyjaciela jak ty. Jestem osobą, która nie ma koleżanek, sama nie wiem dlaczego.
-Natalko, wystarczy, że masz mnie. Jesteś cudowną osobą, pełną miłości i radości.
Do życia i do mnie. Dziękuję, że wybrałaś mnie. Dziękuję, że jesteś.
-Zostanę do samego końca Azor – mówiłam z widocznymi łzami w oczach.
-Płaczesz ze szczęścia? – zapytał radośnie Azor.
-Tak, właśnie.
Siedzieliśmy tam w ciszy jeszcze godzinę. Dochodziła piętnasta i chyba czas było się zbierać, chociaż było tak cudownie, że moglibyśmy siedzieć tam cały czas.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy i poszliśmy do domu, gdzie tata czekał z kolacją.
-Córeczko, co zrobisz kiedy miną wakacje? Ja będę w pracy, ty w szkole. Co z Azorem?
-Nie myślmy teraz o tym, przecież został jeszcze miesiąc. Jakoś sobie poradzimy.
-No dobrze.
Dni mijały, a moje relacje z Azorem były coraz lepsze.
Sądzę, że bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Ja kocham jego, on mnie. Czas mijał tak szybko, że ledwo co się rozejrzałam, a ostatni miesiąc wakacji minął jak jeden dzień.
Wróciłam właśnie z rozpoczęcia roku szkolnego. Cieszę się, że przeszłam do następnej – szóstej klasy, jednak smuci mnie fakt, że będę teraz poświęcała tak mało czasu Azorowi, a tak bardzo tego nie chcę. Poszłam do pokoju, a jego tam nie było. Zaniepokoiłam się. Przeszukałam cały dom, ogród, podwórko. Zaczęłam się naprawdę martwić i po chwili przypomniałam sobie, że Azor zapewne jest na „górze”, więc szybko tam poszłam. Zobaczyłam, że siedzi i jest w wyjątkowo złym humorze. Nie zwlekając zapytałam, o co chodzi.
-Azor, co jest?
-To trudne. Boje się, że cię urażę.
-Piesku, przecież wiesz, że możesz mi ufać. Mów śmiało, co jest.
-Wiesz zapewne, że jestem już bardzo stary i nie jestem już na siłach, ażeby dalej żyć.
-Azor, proszę cię, nie mów tak – płakałam i mocno objęłam mojego przyjaciela.
-Nie chciałem cię zranić, przepraszam.
-Nie zraniłeś. Jesteś moim przyjacielem, a przyjaciele sobie ufają i kochają się. Nie odchodź! Jesteś silny i nie możesz mnie zostawić.
-Wiem, że nie mogę, ale muszę.
-Potrzebuję cię, bardzo cię potrzebuję.
-Kocham Cię Natalia, chodźmy do domu. Może do jutra wytrzymam.
-Wytrzymasz dłużej, niż do jutra, rozumiesz?!
-Chciałbym ci coś powiedzieć.
-Tak?
-Stałaś się dla mnie kimś więcej, niż tylko przyjaciółką.
Stałaś się dla mnie w pewien sposób drugą matką, która pokazała mi radosne, piękne życie. Dziękuję, że byłaś, że jesteś i proszę abyś została do końca. Nigdy cię nie opuszczę, bo zostanę tutaj, w sercu, rozumiesz? – mówił, dotykając łapką mojego serca.
-Tak, rozumiem. Kocham cię, najwierniejszy przyjacielu.
Po tych słowach rozpłakałam się już do końca, ale w tych łzach był smutek odejścia Azora, a jednocześnie radość, że go poznałam, że zyskałam przyjaciela na całe życie i nawet śmierć nas nie rozłączy.
Wróciliśmy do domu i poszliśmy do pokoju. Zasnęłam szybko. To wszystko mną lekko wstrząsnęło. Rano nie widząc Azora w pokoju zaczęłam myśleć o najgorszym.
-Tato?
-Tak?
-Azor jest z tobą na dole? – krzyczałam.
-Zejdź tu szybko – odpowiedział.
Zeszłam i widziałam tylko smutnego tatę i już wiedziałam.
-Azor zdechł, prawda?
-Tak, córciu… Szkoda, że nie potrafił mówić, gdyby umiał, zapewne powiedziałby ci jak bardzo cię kocha.
Nie powiedziałam nic, przytuliłam tatę i wyszłam z domu. Oczywiście poszłam na „górę marzeń”. Skuliłam się i dziękowałam Bogu za danie mi tak wspaniałego przyjaciela, jakim był Azor. Każdy odchodzi, a my musimy się jakoś z tym godzić. „Oby w niebie, u Ciebie Boże, Azorowi było dobrze. Pozdrów go i wspomnij mu o mnie czasem.” Po tych słowach niebo dziwnie się rozjaśniło i jeden promień słońca pokazał mi jakby schody do nieba z których schodził do mnie na –być może- ostatnie pożegnanie Azor.
-Kocham Cię, Natalia. Pamiętaj o mnie – rzekł.
Zaniemówiłam i mocno go przytuliłam. Pozostało mi tylko patrzeć jak wchodzi do lepszego życia, po schodach Boga. Tak o to zakończyła się historia mojej przyjaźni z nim. A jednak przyjaźń przetrwa wszystko… nawet śmierć. Bo Azor jest, ale jak sam powiedział… w sercu, bo tam miłość zostaje na zawsze i tam miłość jest najgłębsza i najszczersza.
Miłego życia.
~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz