wtorek, 16 lutego 2016

Amatorsko, ale bosko.

"I wonder how I would've ended up
if you hadn't walked into my life."

Dzień dobry!

Zaobserwowałam dziś wiele ciekawych sytuacji! 

   Najpierw fizyka… i, że się tak wyrażę, inna strona mojego nauczyciela. Zapytał, czym się interesuję, a także, kim chcę zostać w przyszłości. I nie zrobił tego ironicznie, bo odpowiedzi uważnie słuchał. Miałam nawet wrażenie, że gdzieś w tej rozmowie była odrobina troski. I przyjaźni. Takiej czysto międzyludzkiej. To było naprawdę miłe.
   Druga sprawa – polski. Po roku przerwy – znów przybywamy! Ze świetną produkcją. Amatorską. Ale najcudowniejszą, bo wspólnie z uśmiechem zrobioną. Cztery godziny nagrywania i tylko niecałe siedem minut całości. Ale to jest piękne. Naprawdę. To sprawia tyle radości! Jestem bardzo dumna. Z powodu, iż potrafimy z przyjaciółmi spiąć cztery litery w weekend… w WEEKEND i zrobić coś naprawdę niesamowicie przyjemnego! Większość mówi: „Że wam się chce…” Chce, bo takie wspomnienia będą najpiękniejsze. Już są najlepsze. Poza tym… nie dość, że samo nagrywanie było ogromną frajdą, to te oklaski po obejrzeniu naszego skromnego dzieła i słowa polonistki… kurczę, to wszystko jest tego warte. Kiedyś wspominałam tutaj o tym, jak ważne jest, by nie tylko cieszył efekt, koniec, podium, ale ten okres, w którym pięliśmy się na szczyt. To jest to! Przynajmniej dla mnie. To jest dopiero coś. Wykonać daną rzecz nie tylko uszczęśliwiając samych siebie, ale także innych. Proces tworzenia powinien być wspaniałym uczuciem, a nie tylko to, co będziemy już po nim mieli. Żałuję, że nie mam jak pokazać wam tego cudeńka, ale uwierzcie mi na słowo – to jest coś niezwykle zajebistego. Tak, użyję tego słowa, bo perfekcyjnie oddaje moc, jaka wypływa z tego, co zrobiliśmy.
   Kończąc… chcę podziękować Joannie Kosz, zwanej Michałową, za to, że zawsze jest tak cholernie otwarta na takie sprawy. Nigdy nie zawodzi. Zawsze walczy do końca. Nieraz pokrzyczy, ale kiedy już zaprze się swego - nie odpuści, dopóki nie dotrze do zamierzonego celu. I to jest naprawdę świetne! Móc brać przykład ze swojego rówieśnika. Uwielbiam takich ludzi. Weseli każdego dnia, co nieraz denerwuje wszystkich wokół, ale ten uśmiech skutkuje w przyszłości chociażby takim efektem, jakim jest nasz film… filmik. No i dziękuję przede wszystkim za udostępnienie swojego domu, tj. pokoju, bo bałagan był nie z tej ziemi, ale było warto… było warto. Dla takich chwil i dzięki nim żyję.
Dziękuję Klaudii Kubaszak i Alicji Cyganek za to, że w szkole są takimi niepozornymi dziewczynkami, a kiedy przychodzi co do czego… pokazują swoje największe talenty. I zawsze mają czas na stworzenie czegoś tak niezwykle boskiego!
Dziękuję Madzi Wachowiak za chęć. Po prostu za chęć przybycia i bycia pokrzywdzonym lemurem (w odniesieniu do jednej ze scen), ale z taaakim uśmiechem. Kolejny człowiek, przy którym aż chcę się przebywać.
Dziękuję Julii Prech za to, że potrafiła wcielić się w aż trzy postacie i przyjechać na nagrania dowiadując się o nich trzydzieści minut przed faktem.
I wiecie co?! Wielkie, ogromne dziękczynienie składam Mateuszowi Piotrowskiemu, bo jako jedyny chłopak, nie tyle znalazł czas, co chęci i odwagę, by zrobić coś nowego. By postawić pierwszy krok ku takiej miłej przygodzie. I oby to nie był jego ostatni występ.   
   Przedostatni aspekt dzisiejszego wpisu… fakultety z polskiego. O nich krótko, ale wiecie co? To takie zniewalająco przyjemne dla ucha, kiedy człowiek wykonujący dany zawód mówi, że go lubi. Ot tak: „Lubię swoją pracę.” I automatycznie się uśmiechasz. Bo myślę, że to bardzo ważne, ażeby nic w życiu nie robić z przymusu.  
   I finał! Co prawda refleksje nie z dziś, no ale. Kolejny raz podkreślę, jak cholernie ujmujące i poruszające są rozmowy z naszą panią od matematyki. Mogłabym tej kobiety słuchać godzinami. Jest tak otwarta na wszelkie pytania, uczniowskie historie. Będę miała, już mam, największy szacunek właśnie do takich osób. I wiecie co jeszcze? Ona mnie bardzo motywuje do nielękania się o przyszłość. Podając przykład znajomego, który nie zdając bodajże matury z matematyki, dziś jest dyrektorem banku… jedno, wielkie: „wow”. Poważnie. Albo kiedy wzbudza we mnie nadzieję, że teraz, nawet mając dwójkę z jakiegoś ważnego przedmiotu, jutro mogę wstać z optymizmem do swojej wymarzonej pracy. To nie inspiruje mnie do lenistwa. To daje mi do zrozumienia, że oceny są tylko cyferkami w dzienniku.
A prawdziwa mądrość jest w posiadaniu rozumu, byciu charyzmatycznym, wiecie… mieć łeb na karku, to jest istotne. By się nie zagubić w tym oszałamiająco wielkim, trudnym świecie.

"Mieć was to luksus, który bardzo doceniam."










Niesamowite życie.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz