czwartek, 19 marca 2015

Cztery kroki do miłości...

Witam… po kolejnej, dłuższej przerwie.

Naprawdę przepraszam (samą siebie najbardziej). Nie lubię zaniedbywać swojej pasji, ale muszę trochę ponarzekać... ostatni weekend nie był zbyt miły, ale nie wnikajmy. Natomiast rekolekcje były naprawdę cudowne. Poważnie! Byłam, jestem i będę zachwycona. Dzisiaj poświęcę czas na refleksje w związku z tematem spowiedzi. Zanim przejdę do sedna sprawy, chciałabym z głębi podziękować pierwszej ‘’pewnej osobie’’ (skojarzy, jeśli przeczyta) za to, jak pięknie wyraża się o tych wszystkich moich bazgrołach. I drugiej ‘’pewnej osobe’’ (też będzie wiedziała) dziękuje za spojrzenie na te nieraz przedziwne, ale cholernie szczere myśli. Dziękuję, naprawdę, to wiele znaczy. Woah, co za fantastyczni ludzie. Ta druga osoba również mnie zmotywowała do napisania czegokolwiek, bo pytała o notkę. Nie ważne, koniec!
Nie wnikam w wasze doznania w związku z tematem spowiedzi… dzisiaj skupię się trochę na moich odczuciach. Zawsze kiedy zdarza mi się naprawdę od serca powiedzieć w jaki sposób zgrzeszyłam – przede wszystkim przeciwko sobie… czuję ulgę, a jednocześnie smutek i poczucie: ‘’Kurczę, aleś ty głupia’’. Ale to nic. Wszyscy upadamy, popełniamy błędy, a grunt to wstać i zdać sobie z nich sprawę, dlatego poszłam kilka dni temu do konfesjonału. Nie wiem dlaczego, ale w moim odczuciu słowa: ‘’Odpuszczam tobie grzechy’’ to nie byle jakie sformułowanie. To nie jest rzucone na wiatr przyjacielskie: ‘’Lubię cię pomimo wszystko, stary’’. Nie! To są słowa wychodzące (rzekomo… rzekomo) od tego, w którego wierzą tłumy. Nie ważne czy wierzymy w jego istnienie, ważne jaki ma do nas stosunek. A ma niewątpliwie bezinteresowny i ogromny. On -poprzez odpuszczenie grzechów- mówi do każdego z nas ‘’Kocham Cię. Kocham Cię, choć na to nie zasługujesz’’. Bo taka prawda. Nie zasługujemy na taki ogrom uczuć, a jednak ktoś kieruje do nas owe stwierdzenie. Ksiądz wspominał o tym, że Bóg kocha nas i kropka. Nie z jakiegoś powodu, tylko kocha i tyle. Jednak myślę, że jest jedno ‘’ale’’. Jeden aspekt, który z pewnością pasuje do jego uczucia wobec ludzi. On kocha każdego z nas, bo JESTEŚMY.
Tak zwyczajnie w świecie, dlatego że żyjemy. I to jest piękne. Nie ważne jaki jest dany człowiek, ważne że JEST. Grunt, że ŻYJE. Nie ważne JAK, ważne że W OGÓLE. Wow, to napawa mnie radością. Pierwszego dnia mieliśmy wybrać na jakim etapie miłości do niego jesteśmy. Usłyszenie, Spotkanie, Zakochanie, Wyznanie. I wiecie, że byłam jedyną… w całym gimnazjum, w całym Kościele, osobą, która poszła do punktu ‘’Usłyszenie’’? Wzrok większości był taki irytujący. Obawiam się, że nie każdy poszedł do etapu zgodnego z jego sumieniem, ale nie mnie to oceniać. Nie ważne. Wybrałam pierwszy punkt, dlatego że usłyszałam o Bogu, ale tak naprawdę -z czystego serca- nie zrobiłam niczego więcej w tym kierunku. Chodzę do kościoła, modlę się... a co do modlitwy! Wczoraj naprawdę uklękłam i poprosiłam go o lepszy dzień. Tak, dokładnie tak. Ta, która tak wielce deklaruje, że zwątpiła... I dzisiejszy dzień był piękny. Poważnie. Cały czas miałam jakiś powód do uśmiechu i jestem z mojej modlitwy dumna. Ale, ale! Mimo tego wszystkiego... to jednak nie jest to, co mogłoby pchnąć moje sumienie do pójścia w tamtym momencie do innego aspektu. I tak bywa. Mam nadzieję, że mi to wybaczy. A może pokocha jeszcze bardziej. Właśnie tą cholernie piękną, bezwarunkową miłością. Oby.


A na którym etapie jesteście wy?

~~Zbuntowany Anioł

2 komentarze:

  1. Nie umiem czytać tego jak bardzo struta jesteś, ale z drugiej strony przyjemnie mi, że jesteś z takim kimś jak ja. Kto uważa, że to wszystko jest gówno warte i nie ma do tego powodu, że to tylko iluzja.
    Kocham cię, wiesz? (katolu, eheh)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem. Też Cię kocham. (niekatolu, eheh)

    OdpowiedzUsuń