czwartek, 4 lutego 2016

"To nie czwartek jest tłusty, tylko ty."

"Nie jesteśmy wcale wspaniałym pokoleniem.
Jesteśmy bandą przyspawanych do Internetu,
otępiałych od przestymulowania idiotów.
Zamiast przeżywać cokolwiek, myślimy tylko
jak o tym przeżyciu poinformować resztę."

Cześć! 

Przepraszam za ten tytuł, ale rozbawił mnie i koleżankę. Czego to w tym necie się nie znajdzie, he he. 

Wiecie... wierzę w tak zwaną "karmę". W los, który odwraca się... tyłem do nas albo na naszą korzyść i patrzy prosto w oczy. Zasługujemy na dobre albo gorsze chwile. To raczej logiczne. Rozumiecie. I tak sobie myślę, że kiedy kłamstwo wymyka się spod kontroli... trzeba godzić się z daną sytuacją. Pamiętacie początki tej strony? Zresztą... ta nazwa, która widnieje. To miałyśmy być MY, zostałam tylko ja. Bo nie odpisałam na wiadomość, dość przerażającą, od razu, tylko godzinę później... tyle mogłam zrobić. Albo nie mogłam. Ksiądz powiedział we wtorek, że my po prostu rzeczy lub ludzi w życiu tylko przechowujemy. Na pewien określony czas. A później jest jak jest. I trzeba się z tymi odejściami godzić. Ale to trudne. Szczególnie, kiedy ktoś mówił: "Będę zawsze, ty pierwsza/y zrezygnujesz."
I okazuje się, że to jednak ta osoba odpuściła. Szkoda, że ludzie są tacy... byle jacy. 

Chodzę na dodatkowe lekcje niemieckiego. Jestem nimi zachwycona! Uwielbiam ten język. I to chyba jest widoczne. Wczoraj pani chwaliła mój akcent, a po dyktandzie powiedziała, że szóstka murowana. Kurczę, bardzo takie słowa doceniam. Bo naprawdę się staram. Słucham niemieckich piosenek i nieraz sobie podśpiewuję ulubione utwory, poza tym często czytam w tym języku różne teksty, ale tylko dla samego akcentu. Coś wyćwiczyłam. Świetna sprawa. 

A teraz znów trochę poważniejszy temat... 

Czasami zastanawia mnie, skąd się wzięły te odgórnie narzucone zasady w związku z tym, jakimi ludźmi rzekomo powinniśmy być. Zdarza mi się czasami zachowywać bardzo niepewnie, kiedy… na przykład kupuję jakieś kosmetyki. Tak, Natalia kupuje czasami kosmetyki. No i nieraz widzę ten wzrok kobietki za ladą, która myśli: „Dlaczego to dziecko, skoro jest dziewczynką, nie „ogarnia” tak prostych spraw?” No tak to czasem w życiu bywa, proszę pani. I proszę państwa, którzy to przeczytają. Chcesz być sobą… pal licho, że chcesz, ty po prostu jesteś, a ludziom to nie odpowiada. Może nie tyle nie odpowiada, co nie potrafią tego bytu zrozumieć. No bo jak się wszystkie damy w tym wieku chcą odpicować jak cholera, to i ta Natalka, co kupuje, no przypuśćmy… lakier do paznokci, też musi taka być. Celowo piszę: musi. Bo widzę po zachowaniu niektórych, że nie potrafią zrozumieć złożoności tego świata. Dajmy na to, że Bóg jest naprawdę. Tak serio, serio. Bez owijania w bawełnę. I to On stworzył „to wszystko”, więc… to także On gdzieś tam na pewno zabrał się za stworzenie takich ludzi, którzy po urodzeniu nie będą czuli się w swoim ciele dobrze. Tak się zdarza. To nie jest nienormalne. Nie ma rzeczy nienormalnych. Przede wszystkim w tej kwestii. Kwestii nie tyle fizycznej, co psychicznej. Biologicznej. Tak jest. Uwierzcie. Jak się wam udaje wierzyć w Pana Jezusa, to proszę was, spróbujcie wyobrazić sobie, że są ludzie, którzy przyszli na świat w ciele, w którym nie czują się dobrze. Komfortowo. Nie kochają tego, kim są. I to nie jest nienormalne! Raczej za smutny śmiem uważać fakt, iż ludziom trudno pojąć, że takie sytuacje mają miejsce. Ci tak zwani „odmieńcy” albo jeszcze gorzej „dziwolągi” popełniają nawet samobójstwa, bo nikt nawet nie raczy ich obdarzyć swoją akceptacją. Nie tolerancją, ale akceptacją! Zrozumieniem tego, że i tak może potoczyć się czyiś rozwój. Nie wiem, dlaczego, ale płaczę, pisząc to. Bo ta znieczulica jest przeokropna. Obrzydliwa. Ble. Fuj. Ohyda. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego do istot ludzkich nie dociera, że inni przedstawiciele tego gatunku POTRAFIĄ targnąć się na własne życie, bo go nienawidzą. Właśnie ze względu na brak tego objęcia… objęcia ciała, które nie jest tym, jakie naprawdę dana osoba chciałaby mieć. Tak, jest taka możliwość… tzw. wyboru płci. Ale do tego nie trzeba dojrzeć, to trzeba czuć.
I czuć w niesamowicie, obrzydliwie przykry sposób. To nie jest dziecięce „widzi mi się”, nastoletni bunt czy dorosła chęć bycia prowokatorem dla całego świata. Mówię wam… znaczy się… piszę wam, to nie jest prosta sprawa. To poważny, obszerny, przykry temat. Bo życie jest piękne, ale co nam po tym, jeśli my sami nie poczujemy się w końcu piękni? Jeżeli siebie nie pokochamy? Taka jest właśnie rzeczywistość. 

Ostatnia sprawa!

Wczoraj koleżanka powiedziała, że super byłoby dostać kwiatka bez okazji. Ot tak. Dla zwykłego uśmiechu drugiej osoby. Więc jej go kupiłam. A ona mi bukiet... przez co poczułam się troszkę dziwnie, ale tu nie o wielkość czy ilość chodzi. Tylko o ten gest. Który wszystkich zdziwił. Jak to tak można... jak widać można. Taka skromna sytuacja, a ile radości. Dobrze mieć takich ludzi wokół siebie. 

Powoli dobiega koniec tygodnia, który miał być tak cholernie przyjemny... a z kilku poniedziałkowych powodów do uśmiechu - został tylko jeden. A poza nim... to były niezbyt dobre dni. 


Gdyby ktoś chciał... macie, możecie spojrzeć na profil, o którym niedawno wspominałam: 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz