niedziela, 31 stycznia 2016

"Oczywiste nie wymaga dowodu."

"Człowiek jest wtedy najszczęśliwszy, kiedy dokoła siebie
widzi to, co nosi w sobie samym..."

Hej.

Cmentarze działają na mnie bardzo refleksyjnie.

No więc… po pierwsze… śmieszna sytuacja z tymi podpisami, bo chodzenie z kartką jest zdecydowanie robieniem z siebie idioty. Wszyscy inni (z tego, co widzę i słyszę) mają książeczki, dzięki którym ów podpis zdobędą bez zbędnych wilczych spojrzeń. Chociaż powiem wam, że się zbytnio tym nie przejmuję, bo przecież i tak większość niedzielnych wrażeń komentuję, a wiem, komu zdarza się tu zaglądnąć. Poza tym… jak chodziłam do Kościoła przed okresem bierzmowania (bez podpisywania się), tak będę chodziła tam także po tym sakramencie (również bez podpisywania się). To całe składanie podpisów to raczej forma zaznaczenia się osób, które przypomniały sobie o ruszeniu dupska dopiero przy takiej uroczystości. Msza to ma być przyjemność. Przede wszystkim. Trzeba umieć szukać. Wiecie, by trafić na odpowiednich ludzi, którzy w dobry sposób opowiedzą ci o wierze. A tak wam powiem, że podchodzę dziś do księdza z pustą kartką, bo już raz tak zrobiłam, a się dziwił jak nigdy… on ją trzyma, patrzy się jak na ostatnią kretynkę i pyta:
„A to co?” No nie wiem, chyba nie sądzi ksiądz, że ja po autograf?! No błagam.
 To było naprawdę zabawne.

Druga sprawa – kazanie. Trochę wytrąciło mnie z równowagi. Cholera. Wierciłam się na prawo i lewo, bo nie mogłam wytrzymać. Dla mnie to były jakieś brednie. Może nie brednie, ale ten głosik (taki troszkę szept), sposób, w jaki mówił ksiądz… naprawdę mnie to irytowało! Myślałam, że w miłosnych sprawach niewielkie ci panowie mają doświadczenie. A ja tu słyszę wypowiedzi z taką nutą ironii… jak to „Hymn o miłości” jest rzekomo uważany przez ludzi za „słodki i piękny”, że go na ślubach wykorzystują... bla, bla, bla. Kurczę, facet… tzn. proszę księdza. Błagam, niech każdy ten piękny (naprawdę piękny) hymn zinterpretuje osobiście. Stwierdził w pewnym momencie z uśmiechem, że słowo „miłość” powinniśmy zastąpić imieniem „Jezus”. Ratunku! Jedyne, co mi się podobało, to mowa o różnicy między przytakiwaniem, a przyjęciem. Do swego serca. Na przykład miłości Jezusa. Ale tak sobie myślałam od razu, że wam o tym napiszę. Uważam, że ten hymn to jedna z najbardziej cudownych wypowiedzi na temat miłości. Być może święty Paweł odnosił się w tym tekście do miłości płynącej od Jezusa. Ale nie napisał o tym wprost. Więc lepiej, żebyśmy tego nie zmieniali. Poza tym! Podobno ślub to nie tylko zjednoczenie z partnerem, ale także z Bogiem, bo przecież nie bez powodu para młoda staje przed ołtarzem
i wypowiada słowa związane z Panem. No to coś tu nie gra, nie? 

Ostatnia rzecz w tym wpisie o której chcę wspomnieć, to… „Skrzypek na dachu”! Cóż za świetny musical. Poważnie. Scenografia bardzo bogata, aktorzy idealnie dobrani, sens spektaklu także ciekawy. A ta muzyka… rozpłynąć się przy niej szło. Uwierzcie. Często zamiast spoglądać na to, co dzieje się na scenie, patrzyłam na muzyków. Byli cudowni. Wszystko było niesamowite. A ile śmiechu! Lubię takie wyjazdy. Było wspaniale. Dlatego szczerze polecam i gorąco zachęcam tych, którzy jeszcze nie byli. 


Jeśli nie przepadacie za rapem, to chociaż spójrzcie na tekst.
Jest genialny! 

I od jutra znowu męka. Ale znajdę pozytywy, znajdę. 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz