czwartek, 17 marca 2016

Szaleńcy miłości.

"Bo nie jest tak że zło
To Hitler albo Stalin
Zło jest w każdym z nas
Zło robimy sami."
Dzień dobry.

Fizycznie czuję się kiepsko, ale psychicznie - jestem TAK niesamowicie szczęśliwa! 

Nie wiem, czy pamiętacie, ale był tu kiedyś wpis odnośnie kazania, które wytrąciło mnie z równowagi. Ksiądz mówił o Hymnie Miłości. Wczoraj także o nim wspomniał. Ale inny ksiądz. W innych okolicznościach. I to było przepiękne… poważnie. Rzekł, że jest to najtrafniejsza definicja miłości. Zgadza się. Tak jest!
Te słowa, które trwały chyba dobre pół godziny, zwaliły mnie z nóg. Powaliły. Dotknęły tak mocno… tak głęboko… Boże… to było niesamowite uczucie. Powiedział, że jeśli patrzymy na krzyż i widzimy w rozłożonych rękach Jezusa miłość… to wtedy wiemy, czym ona jest. Właśnie w tym momencie. A jeżeli nie widzimy tam miłości, to jeszcze nie dotarliśmy do momentu pełnej świadomości jej ogromu. To było fantastyczne porównanie. Miłość to śmierć. Wiecie? Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Umartwiamy siebie i umieramy dla drugiej osoby. Fenomenalnymi słowami były także te, które wypowiedział w związku z tym, kiedy tak naprawdę zaczyna się przyjaźń… miałam łzy w oczach, poważnie, bo zdałam sobie sprawę, że to wszystko jest tak niepojęcie ogromne, tak perfekcyjne i, niestety, tak rzadkie. Przyjaźnią można nazwać dopiero taką relację, w której będziemy trzymali drugą osobę za rękę i jedli z nią beczkę soli. Do upadłego. A wiecie pewnie, kiedy by się ta uczta skończyła… i to jest definicja przyjaźni. Nie mam przyjaciół. Mam zajebiście dobrych, wspaniałych, może nawet NAJLEPSZYCH ludzi wokół siebie, ale to nie jest przyjaźń. Smutne… wzruszyło mnie to dogłębnie, bo zrozumiałam, jak cholernie się pomyliłam. Jeśli chodzi o nazywanie kogoś tak wielkim słowem. Szkoda. Ale, ale! To ma być wpis przepełniony pozytywnymi emocjami, bo takie były rekolekcje. Genialne… ten ksiądz był nieziemsko przekonujący i przede wszystkim widziałam TAKĄ szczerość w tym, co mówił i jak mówił. Przy przeistoczeniu wszyscy opuszczają głowy, a ja nie mogłam oderwać wzroku od tego, co dane było mi widzieć na ołtarzu. Ten człowiek był tak mocno wpatrzony w Ciało Jezusa, a później w kielich z Jego krwią… ewidentnie przepełniony miłością kapłan. Kolejny powód do łez. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu, bo dzięki takim ludziom aż chce się żyć. Wielka motywacja do działania. Pasja, pasja i jeszcze raz pasja. Niezwykłe. 
I ksiądz cały czas powtarzał, że życzy nam szczęścia i tego, byśmy patrząc na ukrzyżowanego Chrystusa widzieli miłość. Mówił, że mamy sprawiać innym radość. Chociażby tej jednej osobie… i pomyślałam o kimś ważnym. To było bardzo miłe. Tak. Zdecydowanie. Tyle, ile przekazałam uśmiechu i pozytywnych słów jednemu człowiekowi… niepojęte, ale jak widać – niesamowicie ważne. Dotarło do mnie, że nie mogę tego żałować. Nigdy. 

Wiecie co? Myślę, że pewne nawyki będą ciągnęły się za nami do końca życia. Na przykład… papieroski. Skończyliśmy palić. Fajnie, super. Ale! Widząc palącego, nie podchodzimy do niego i nie mówimy: „Przestań, ja rzuciłem, a ty nie możesz?!” My po prostu patrzymy na niego i przypominamy sobie, że sami kiedyś staliśmy w tym miejscu, z tym gównem w ręku i sprawiało nam to przyjemność. Również buntowaliśmy się przeciwko wszystkiemu.
Drugie zagadnienie – samookaleczanie. Przykra sprawa. My chyba już zawsze w złości, czyli pod wpływem impulsu, będziemy chcieli sięgnąć po coś ostrego i przeciąć tę naszą bezbronną skórę. Która niczemu nie zawiniła. A jednak ją kaleczymy. By uśmierzyć psychiczny ból. Ale to tylko pretekst, że to niby nam pomaga, a później, kiedy już nie mamy na swym ciele ran, a blizny, przypominamy sobie, dlaczego to zrobiliśmy, kiedy to zrobiliśmy i jest nam tak strasznie źle, że się wtedy swojego umysłu nie pohamowało. Nie uderzyło w łapska i po prostu nie powiedziało: „Dość! Nie rób tego. Przecież wiesz, jakie będą konsekwencje.” Dobrze, że zdajemy sobie sprawę z tego, że nie zawsze byliśmy mądrzy. Tylko gdybyśmy pomyśleli o tym troszkę wcześniej… może nie bolałoby aż tak bardzo. 


Tak poza tymi refleksyjnymi tematami... dziś na matematyce pani powiedziała:
"Asia, Natalia, jesteście niesamowite." Szok i niedowierzanie. Jest tyle osób, którym mogłaby to rzec, ale trafiło na nas. To chyba po wczorajszej Mszy... bardzo miłe zaskoczenie. Takie słowa również potrafią wzruszyć. 


Filmik włączy się, niestety, tylko w komputerze... jednak warto!

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz