czwartek, 19 stycznia 2017

Ne puero gladium.

"Młodość jest fajna, bo jest intensywna. I można robić wtedy totalnie banalne rzeczy: siedzieć na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę na przejściu dla pieszych, i ta chwila będzie trwała w twojej pamięci przez lata. I dekadę później możesz być na koncercie, jechać pociągiem, pić piwo na plaży, całować kobietę, która będzie jeszcze piękniejsza niż ta poprzednia, ale to już nie będzie to samo, bo zabraknie tamtej intensywności. Nasze życie w pewnym momencie przyspiesza.
Na początku jest gęste i upakowane, a później coraz rzadsze."

Cześć.

Obejrzałam wczoraj "Przełęcz ocalonych" Mela Gibsona. To dość znane nazwisko. "Pasja" to pierwszy film, przez brutalność którego, musiałam go zatrzymać i po prostu się wypłakać. Ochłonąć. Chociaż kolejne sceny wcale nie poprawiały nastroju. I niesamowite jest to, że po raz kolejny stykam się z filmem w reżyserii Gibsona i jestem zachwycona. I znowu - pauza, bo to wszystko było tak niezwykle realnie ukazane... Czuję się bardzo dotknięta. Obrazem wojny, a z drugiej strony tym, co zrobił główny bohater, który odgrywał rolę autentycznego bohatera ponad siedemdziesięciu rannych żołnierzy. Uratował ich. Choć nie musiał. Chociaż mógł również chwycić za broń i zabić swych przeciwników. Ale do ostatnich chwil nie ugiął się. Uparcie (ale przy tym także odważnie) trzymał się racji, jakie wyznawał... jakie przekazał nam Bóg. Wiara go ocaliła. Czuję to. Myślę, że nie bez powodu tyle przeszedł. Coś musiało być na rzeczy. I było... ratowanie ludzkiego życia, kiedy wszyscy inni je odbierali. Fenomenalna historia! Takie osoby są moją inspiracją. Niekoniecznie w działaniach wojennych. Najpierw należy spróbować ocalić kogoś, kto tonie (często psychicznie) obok nas. 
W niedzielę poznałam na urodzinach znajomej naprawdę dobrych ludzi. Świetnie jest się czasem wyrwać z domu, zrobić coś nowego. No i uwielbiam możliwość wieczornego zwiedzania Gniezna. 

Jak się życie człowiekowi wali, to się wali. Konkretnie. Niczym domino. Jedna zła sytuacja przykrywa kolejną. Przykra sprawa, ale ostatnimi czasy tak właśnie się czuję. Powoli dochodzę do siebie, bo pewne kwestie zostały "ustabilizowane"...
W cudzysłowie, ponieważ niekoniecznie ustabilizowały się w sposób, w który chciałam. Nie szkodzi. Trzeba iść dalej. Walczyć. Jak na wojnie. Duchowej wojnie. 

Niedługo ferie... Miałam plany, aczkolwiek nie wypalą. Szkoda. Wielka szkoda. Bardzo się cieszyłam. Ale jak widać, niektórzy ludzie chyba nie mają ochoty korzystać z dobra, jakim chcą ich obdarzać inni. 
Mam nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi planami, które sobie dziś ułożyłam w głowie, jutro wybiorę się do miasta i zrobię trochę lepsze zdjęcia (bo aparatem). Ten zamarznięty śnieg na drzewach i krzewach jest po prostu nie do opisania. To piękno, jakie bije od roślin pokrytych białym puchem. 

"Mój świat leci na pysk
Full strat mam a nie zysk
Znów dna sięgam, czy dziś… zgasnę?"

W następnym wpisie chyba pokażę wam rozprawkę. 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz