niedziela, 11 grudnia 2016

Test chrześcijaństwa.

"Pierwszy raz
pokochałem kogoś
naprawdę - i tak bardzo
nie w porę, bardzo
niepotrzebnie."

"Trwajcie cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie. [...]"

Hej.

Prawie doszłoby do tego, że nie wybrałabym się dziś do kościoła. Na szczęście los był po mojej stronie i znalazłam się w tym genialnym miejscu. 

Ksiądz na kazaniu przycisnął każdego siedzącego w świątyni do ściany i szczerze zapytał, czym jest dla niego chrześcijaństwo. Mówił, że przejawia się ono przede wszystkim przez czyny, ale to bardzo uogólnione stwierdzenie. Niby wiemy, że na tym nasza wiara polega, a jednak kiedy ktoś zadaje nam pytanie: "Czy to wolne miejsce, które zawsze, co roku zostawiasz dla nieznajomego, dla przybysza, dla osoby potrzebującej... czy gdyby faktycznie takowa stanęła przed twymi drzwiami - przyjąłbyś ją? Osobę, która znalazła się w niefortunnej, cholernie przykrej sytuacji i nie ma z kim spędzić tego dnia, na który przecież każdy - kto jest dobrze usytuowany w życiu - z takim utęsknieniem czeka?" I nagle zamieramy w bezruchu, na moment wstrzymujemy oddech, bo to cios w serce. Nieprawdaż? Do mojego wnętrza bardzo dobitnie "test chrześcijaństwa" dotarł.
To nie tyle był test człowieczeństwa, co właśnie dotyczył naszego wyznania. Budujemy przed swoimi twarzami mury. Byle tylko zasłonić się przed nieznanym, które z góry uważamy za gorsze niż nasze - świetne, pełne dobrobytu życie. Nie mogę zrozumieć, jak po takich słowach wszyscy mogli od razu, bez zastanowienia wstać i mówić chórem: "Wierzę w jednego Boga..." Osobiście ledwo otwierałam usta, bo prawda o której proboszcz rzekł bardzo mocno otworzyła mi oczy. Na to, jakim tak naprawdę jestem chrześcijaninem. Dużo o miłości mówię, o Jego dobrych intencjach, o delikatności z jaką przychodzi, o tym byście się nie bali przyjąć Jego Miłosierdzia do swej egzystencji, ale słowa to za mało. Wiem, że czasami przechodzę obojętnie wobec ludzkiego cierpienia. Wściekam się, że tyle było incydentów związanych z wyznaniem muzułmańskim i myślę, że w żadnym wypadku nie przyjęłabym nikogo z tamtych stron. Nie pomogła. I to jest takie, kurczę, okropne. Zdaję sobie sprawę, jakim w tym momencie jestem potworem, ale dzięki takim kazaniom ten potwór powoli ze mnie wychodzi i czuję, że trzeba zmienić myślenie. Piotr Żyłka jest teraz w Libanie i relacjonuje codziennie na Facebooku życie tamtejszych ludzi. Wpis sprzed dwóch godzin: 

"Po kilkudziesięciu minutach musimy jechać dalej. Ostatni raz patrzę w jej oczy i serce mi pęka. Bo wiem, że takich dzieci jak ona, żyjących w skrajnej biedzie jest w Libanie wiele tysięcy. Bo ona tu zostanie, a ja zaraz wrócę do domu, gdzie będę sobie komfortowo żyć, nie martwiąc się o to, co za kilka godzin włożę do ust i czy będę miał czym ogrzać mieszkanie. Bo ona niczemu nie zawiniła, a jej dzieciństwo pozbawione jest niewinności, beztroski i pokoju, które dla wielu z nas wydają się oczywiste i tak często ich nie doceniamy."

Chciałabym tam pojechać. Na własne oczy zobaczyć, czego my tak właściwie się, do cholery, boimy? Ludzi przesiąkniętych brudną częścią tej szalonej rzeczywistości? Przeszywa nas lęk, bo moglibyśmy zetknąć się z czymś, czego nawet w najstraszniejszym koszmarze nie doświadczyliśmy? Spróbujmy wyjść poza nasz komfortowy styl życia i zróbmy coś dla tych, którzy nie z własnej woli znaleźli się w kryzysie.

Jeszcze jedna sprawa, choć wpis i tak długi... Patrzyłam na świece przy ołtarzu. Jeszcze dwa tygodnie temu były tam postawione cztery, różne (wielkość) czerwone przedmioty. A JUŻ dziś trzy były na tym samym poziomie. Za tydzień będą już tak malutkie jak czwarta - ostatnia. Co mam na myśli przez przedstawienie wam tego obrazu? Cóż, oczekujemy Bożego Narodzenia i myślimy, że jesteśmy lepsi niż inni, ale przecież dobrze wiemy, że się z dnia na dzień wypalamy i ostatecznie (w chwili śmierci przede wszystkim) wszyscy będziemy równi. To tak trochę filozoficznie, ale mam nadzieję, że zrozumiecie.


"To siedzi we mnie gdzieś, czemu lubię przytknąć do skroni,
Swoje palce imitując ich kształtem kształt broni?"


Trzymajcie się. Ostatni ciężki tydzień.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz