środa, 29 lipca 2015

Rocznica cudu.

Cześć i czołem.

Trudno jest pisać na tablecie, ale jest to na tyle ważny dzień, że muszę dać radę.

Zacznijmy od tego, że nie wiem jak wyrazić wdzięczność wobec tego, co przez tą roczną działalność tutaj zrobiliście dla mnie. Nie wiem, jak mam dziękować za uczynienie moich marzeń rzeczywistością. Szczerze? Dziękuję każdemu, kto choć raz tu zawitał, ale mimo wszystko największe dziękczynienie należy się mojej pani od angielskiego. Wybaczcie, że zwykle to dorośli są tymi, którym pierwszym dziękuję, ale akurat tutaj faktycznie to ta pani zapoczątkowała tę całą szaloną, piękną przygodę. Jeden moment na boisku, zwykła chęć pochwalenia się pseudo-wierszem i to jedno pytanie: "Publikujesz to gdzieś?". Niesamowite. Uśmiecham się, cała promienieję pisząc to, bo wszystko musi zacząć się JAKOŚ. Każdy zaczynał od dna, od ogromu porażek
i kiedy twój mentor cię w tych upadkach i walce wspiera... wtedy masz po co żyć. Bo choć czasami masz ochotę zobaczyć co jest "po drugiej stronie", zatrzymuje cię poczucie zranienia kogoś, dzięki komu jesteś właśnie tutaj. Absolutnie niewyobrażalny cud. Jesteście najlepsi. Uwielbiam każdego z osobna, bo wiem kto jest "stałym czytelnikiem". Chociaż piszę o znajomych, to i tak pięknie to brzmi. Fantastycznie, że doceniają to starsi, bardziej doświadczeni i zdecydowanie mądrzejsi ludzie. I w tej całej magicznej sprawie uczestniczą także rodzice, których niewątpliwie te moje skromne sukcesy również cieszą. 
"Gdyby nie wy, leżałbym w korzeniach, a nie kwiatach".
I w moim przypadku tak jest. Wiecie, gdyby nie 29 lipca 2014 roku, nie wiem jak potoczyłoby się moje życie. Pewnie i tak byłoby miłe, godne poczucia dumy, ale fakt stania się realną sprawą skraweczka moich wyobrażeń... to jednak wielka sprawa. Jesteście niesamowici. Tworzymy wspólną drogę. Ja obrałam kierunek, wy mnie w nim podtrzymujecie i wspieracie. Jestem niezmiernie wdzięczna temu głosowi, który szeptał, a nie wrzeszczał, próbując podpowiedzieć mi, że może dobrze byłoby, gdyby ta strona powstała. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko stało się tak szybko.
Kończąc... mam cichą nadzieję, że moja nauczycielka pomimo czasu wolnego znajdzie chwilę, by wejść tutaj i się uśmiechnąć. Super byłoby, gdyby i ona czuła dumę z tego, jakim jest człowiekiem. A jest niewątpliwie kimś wielkim
I lepiej niech zawsze o tym pamięta, bo dobro wraca ze zdwojoną siłą. Przekonałam się o tym niedawno. Zaznaczam te podziękowania, ten dzień i tą wdzięczność bardzo dosadnie, dogłębnie nad tym rozmyślam, bo niesamowicie ważne jest dla mnie to życie. Naprawdę. Myślę sobie po prostu, że gdyby nie ten blog, gdyby nie to ogromne wsparcie, gdyby nie te wszystkie powody dzięki którym uśmiecham się od ucha do ucha ze łzami w oczach... nie wiem, czy jeszcze byłabym tu, gdzie jestem. Ale to jedyna ciemna strona tego wpisu. Wybaczcie. Chcę tylko uświadomić wam, że warto szukać. Czegokolwiek, co dawałoby wam powód, by żyć. Niech będzie to coś, a jeszcze lepiej byłoby, jeśli byłby to KTOŚ, ale od was zależy czego dogłębnie poszukujecie. W głębi serca wierzę, że znajdziecie ten powód albo te powody, dzięki którym będziecie mogli dzielić się z ludźmi pięknym świadectwem swego bytu. 

Kocham swoje życie! Dziękuję, że sprawiliście, iż mogę dziś to wszystko pisać z największą dumą, która rozpiera moje serce, duszę, Boże, całe ciało. 

Wakacje trwają, jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. 

A teraz zmykam na plażę. 

Trzymajcie się, hej!

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz