"Licz tylko na siebie, jeśli umiesz liczyć".
Hej wszystkim!
No cóż. Wakacje jak to wakacje, jak szybko się zaczęły tak
szybko mijają i lada moment się skończą. Morze z rodzinką? Było ok. Żadnej
rewelacji. Może z 4 dni ładnej pogody, a później bum! Deszcz, burze, zimno. Był
dzień, kiedy pojechaliśmy do Kołobrzegu i było tak cholernie zimno, w pewnym
momencie mi najbardziej, bo niesamowicie duże fale mnie zaatakowały i miałam
spodnie prawie w całości przemoczone. Porównując zeszłoroczny odpoczynek do
teraźniejszego… wielka, ogromna wręcz, przepaść. Smutne. I wiecie co? Obawiam
się, że długo w kwiatach leżeć nie będę i w końcu wyląduje w korzeniach albo w
piachu, no… na pewno na glebie. Nadzieja umiera ostatnia, ale i dzięki niej my
również możemy umrzeć, tyle że nie ostatni.
Jednak jak się jest na jakimkolwiek wyjeździe, złe myśli odchodzą na bok, zmysł świadomości o wszelkim okropieństwie tego świata i tych ludzi zanika, ucisza się kompletnie. A później wracasz do rzeczywistości, wszystko powraca i znowu każdy krok staje się trudny. Nie będę pisała, co jest na rzeczy, bo nie chcę się żalić. Nie tu. To raczej strona, która ma dawać nadzieję, a nie pokazywać, jak łatwo ją utracić.
Jednak jak się jest na jakimkolwiek wyjeździe, złe myśli odchodzą na bok, zmysł świadomości o wszelkim okropieństwie tego świata i tych ludzi zanika, ucisza się kompletnie. A później wracasz do rzeczywistości, wszystko powraca i znowu każdy krok staje się trudny. Nie będę pisała, co jest na rzeczy, bo nie chcę się żalić. Nie tu. To raczej strona, która ma dawać nadzieję, a nie pokazywać, jak łatwo ją utracić.
Wiecie
dlaczego się nie modlę? Bo nie daje to mojemu życiu żadnych rezulatów. Nie daje
mi to uspokojenia, nie pobudza nadziei ani żadnej wiary. Są filmy przy
zakończeniu których siadam, gapię się w ścianę i myślę: „A co jeśli?” albo: „A
może jednak?”… ale te rozkminy szybko znikają. Nie wiem już, gdzie szukać
oparcia. Kiedyś go kochałam, dziś nie wiem co myśleć. Wiem, że bywają momenty,
w których wypowiadam się na jego temat całkiem przyjemnie, ładnie, niektórzy
nawet mówią, że pięknie, ale to tylko taki impuls.
„Jak można nienawidzić kogoś, kto nie istnieje?”.
A teraz pytanie: „Jak można KOCHAĆ kogoś, kto nie istnieje?”.
A teraz pytanie: „Jak można KOCHAĆ kogoś, kto nie istnieje?”.
A jeśli już jestem w temacie miłości… kiedyś już wspominałam
coś o uczuciu, którym jedna osoba obdarza drugą, jednak ta druga nie ma o niej
bladego pojęcia. A my i tak, mimo wszystko, na jej widok rumienimy się,
czerwienimy, uśmiechamy, radujemy, czujemy się najlepiej. Super sprawa, wiecie?
To jest bardzo przyjemne uczucie. Nie tylko, kiedy sami go doświadczamy, ale
przede wszystkim, kiedy potrafimy wysłuchać takiej historii od kogoś bliskiego.
Bo wtedy go rozumiemy, a on nas. Dzwoni do was przyjaciel i nawija do słuchawki
dziesięć minut o tym, jak bardzo ktoś nim wstrząsnął swą doskonałością. Piękna
sprawa!
Trzymajcie się, chociaż wy.
~~Zbuntowany Anioł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz