wtorek, 4 sierpnia 2015

"Licz tylko na siebie".

"Licz tylko na siebie, jeśli umiesz liczyć".

Hej wszystkim!

No cóż. Wakacje jak to wakacje, jak szybko się zaczęły tak szybko mijają i lada moment się skończą. Morze z rodzinką? Było ok. Żadnej rewelacji. Może z 4 dni ładnej pogody, a później bum! Deszcz, burze, zimno. Był dzień, kiedy pojechaliśmy do Kołobrzegu i było tak cholernie zimno, w pewnym momencie mi najbardziej, bo niesamowicie duże fale mnie zaatakowały i miałam spodnie prawie w całości przemoczone. Porównując zeszłoroczny odpoczynek do teraźniejszego… wielka, ogromna wręcz, przepaść. Smutne. I wiecie co? Obawiam się, że długo w kwiatach leżeć nie będę i w końcu wyląduje w korzeniach albo w piachu, no… na pewno na glebie. Nadzieja umiera ostatnia, ale i dzięki niej my również możemy umrzeć, tyle że nie ostatni.
Jednak jak się jest na jakimkolwiek wyjeździe, złe myśli odchodzą na bok, zmysł świadomości o wszelkim okropieństwie tego świata i tych ludzi zanika, ucisza się kompletnie. A później wracasz do rzeczywistości, wszystko powraca i znowu każdy krok staje się trudny. Nie będę pisała, co jest na rzeczy, bo nie chcę się żalić. Nie tu. To raczej strona, która ma dawać nadzieję, a nie pokazywać, jak łatwo ją utracić.
Wiecie dlaczego się nie modlę? Bo nie daje to mojemu życiu żadnych rezulatów. Nie daje mi to uspokojenia, nie pobudza nadziei ani żadnej wiary. Są filmy przy zakończeniu których siadam, gapię się w ścianę i myślę: „A co jeśli?” albo: „A może jednak?”… ale te rozkminy szybko znikają. Nie wiem już, gdzie szukać oparcia. Kiedyś go kochałam, dziś nie wiem co myśleć. Wiem, że bywają momenty, w których wypowiadam się na jego temat całkiem przyjemnie, ładnie, niektórzy nawet mówią, że pięknie, ale to tylko taki impuls.
„Jak można nienawidzić kogoś, kto nie istnieje?”.
A teraz pytanie: „Jak można KOCHAĆ kogoś, kto nie istnieje?”.
A jeśli już jestem w temacie miłości… kiedyś już wspominałam coś o uczuciu, którym jedna osoba obdarza drugą, jednak ta druga nie ma o niej bladego pojęcia. A my i tak, mimo wszystko, na jej widok rumienimy się, czerwienimy, uśmiechamy, radujemy, czujemy się najlepiej. Super sprawa, wiecie? To jest bardzo przyjemne uczucie. Nie tylko, kiedy sami go doświadczamy, ale przede wszystkim, kiedy potrafimy wysłuchać takiej historii od kogoś bliskiego. Bo wtedy go rozumiemy, a on nas. Dzwoni do was przyjaciel i nawija do słuchawki dziesięć minut o tym, jak bardzo ktoś nim wstrząsnął swą doskonałością. Piękna sprawa!
Trzymajcie się, chociaż wy.
~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz