niedziela, 10 lipca 2016

"Twoja historia jest święta."

"Będąc młodym, jesteś romantykiem pełnym ideałów.
Gdy dorośniesz, stwierdzasz, że bycie skurwysynem jest bardziej opłacalne."

Cześć! 

Chcę zacząć od dzisiejszej Ewangelii. Jest bardzo ciekawa. I naprawdę można się nad nią grubo zastanowić. Albo może inaczej... dzięki słowom w niej dziś zawartych, można pomyśleć nad sobą. Często jest tak, że mówimy o sobie: "chrześcijanin". Chodzimy do kościoła, modlimy się, kochamy Boga. Wszystko cacy! No nie do końca. Bo dopóki nie będziemy mieli w sobie miłosierdzia, a następnie nie podzielimy się nim z innymi - co z nas za chrześcijanie? Co z nas za LUDZIE? Myślę, że dobre życie zależy od dobrych uczynków. Od dawania innym miłości. A w czym ona się objawia? Właśnie w pomocy bliźniemu w najtrudniejszych chwilach. Możemy nawet całe swoje życie przejść na kolanach, krzycząc: "Jestem dzieckiem Bożym!" Ale będziemy nikim dla świata, gdy nie spojrzymy w oczy potrzebującego. A tym bardziej takiego, który szczerze o tą pomoc prosi. Rozumiecie? Dlatego zachęcam każdego z was - i mnie - do bycia otwartymi dla innych. Ale nigdy nic na siłę. Nie można zmuszać innych do dobra. Do miłości. Do wszystkich uczuć, które czyniliby wbrew sobie. 

Napisałam wczoraj takie badziewie. I chrzanię częstochowskie rymy. Mam gdzieś, jak nieprofesjonalnie to wygląda. Ale to jest to, co czuję. To mój pseudo-wiersz. 

Poznaliśmy się
cztery wiosny temu
Nie tak dawno
wciąż pytam: czemu?

Przetrwaliśmy
najczarniejsze chwile
i najgorsze scenariusze
Mogłoby tak być
znacznie dłużej

Przeżyliśmy
wszystko co najlepsze
Momenty uniesień
wciąż tkwią w głowie


Przeminęliśmy
tak nagle
w mgnieniu oka
co będzie dalej? – pytam
Niech ktoś mi powie!

Patrzę na to, co udało mi się wieczorem wystukać. I zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. Pojawiają się pytania. Te najgorsze. "Czy to we mnie coś jest nie tak?", "Gdzie popełniłam błąd?" A później: "Dlaczego?" Zwyczajnie, tak po prostu zastanawiam się, jak mogło do tego dojść. I szukam tej cholernej odpowiedzi. Bo nie potrafię pogodzić się z rzeczywistością. I myślę sobie, dlaczego nie posłuchałam swojego autorytetu. Jak na złość, egoistycznie zapomniałam o tym, co ta osoba mi powiedziała. Oczywiście. Przecież lepiej wiedziałam, jak moje życie się potoczy. Nie rozważyłam tej istotnej kwestii: "Musisz przygotować się na każdy możliwy scenariusz." Ale nie! Wierzyłam, a może raczej liczyłam na to, że piękna bajka będzie trwała wiecznie. Co za głupota. 

Nagle trafiam na ten odcinek Niecodziennego Vloga:
I jakoś tak lżej na sercu. Poważnie. Noc to najbardziej idealny moment do takich przemyśleń. Do każdych przemyśleń. 

"Przyjmij się takiego jakim jesteś. Twoja historia jest święta." 

Każda rana pozostawia bliznę. Jednak bywa tak, że niektóre blizny prawie całkowicie znikają. Z ciała, rzecz jasna. I choć pewnych sytuacji nie wymażesz z pamięci (może to i dobrze, każda chwila nas jakoś kształtuje), to fakt, iż blizny bledną wręcz do tego stopnia, że prawie ich nie dostrzegasz - ta prawda cię cieszy. Podbudowuje. Daje nadzieję, że nie można zapomnieć o błędach z przeszłości, ale można ich już więcej nie popełniać. I małymi kroczkami spokojnie dalej żyć. 

Trzymajcie się. 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz