środa, 28 września 2016

Tyle możemy, ile umiemy.

"Zamykaj każdy dzień i nie wracaj do niego. Zrobiłeś, co mogłeś. Palnąłeś przy tym parę gaf i niedorzeczności. Zapomnij o nich tak szybko, jak tylko potrafisz. Jutro będzie nowy dzień. Rozpocznij go bez zmartwień, w nastroju zbyt dobrym, aby przejmować się bzdurami z przeszłości."

"I nie wiem: żyć szybko i umrzeć młodo, albo żyć tylko i mieć dla kogo, albo żyć chwilą najbardziej błogą, albo jebnąć to wszystko - zostawić za sobą."


Cześć i czołem! 

Wielka tęsknota przepełniała me serce w ostatnim wpisie. I nagle, w przeciągu niespełna kilku godzin, wszystko minęło. Ten cały smutek, który gromadził się we mnie przez ostatni tydzień (może nawet troszkę dłużej) - zniknął. Ot tak. Dzięki jednej wiadomości. To jest niesamowite... Gdyby nie ów wiadomość, wczorajsze pierwsze czytanie perfekcyjnie opisywałoby moje uczucia. 

"[...] Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu, co śmierci ciekają na próżno, szukają jej bardziej niż skarbu na roli; cieszą się, skaczą z radości, weselą się, że doszli do grobu. [...]"

A dziś? Dziś z uśmiechem na ustach przytaczam słowa Psalmu: "Moja modlitwa niech dotrze do Ciebie." I dotarła. W najmniej oczekiwanym momencie, gdy tak długo wyczekiwałam, by w końcu Bóg dał znak. No i dał! Oj, jakie to piękne. Niepewność ma w sobie coś urzekającego, bo zauważyłam, że gdy coś przychodzi niespodziewanie, wtedy bardziej cieszy. To taki prezent od losu. Jestem szczęśliwa. 

Okej... Jestem szczęśliwa tylko dzięki tej jednej sprawie, ale gdy siedzę w szkole, w klasie, na którejś z kolei lekcji - psychicznie wysiadam. Serio. Nauka w liceum jest stokrotnie bardziej męcząca niż w gimnazjum. I nie neguję obowiązku chodzenia do szkoły. Broń Boże! Ale mam trzeźwy umysł i wiem, że połowa z tego wszystkiego gówno nam w życiu da. O ile podstawy przedsiębiorczości są genialne, bo przybliżają nam nieco dorosłość, to logarytmy, pierwiastki i inne cuda - one nie tyle przerażają, co wkurzają. Wkurza mnie, że MUSIMY (niestety to odpowiednie słowo) wkuwać coś, czego prawdopodobnie (czuję, że NA PEWNO) do niczego w codzienności nie użyjemy. Technologia tak idzie do przodu, że wątpię, iż moje dzieciaki będą mnie prosiły o pomoc w matematyce... TAKIEJ matematyce. To smutne. Ile tracimy na naukę czegoś tak bez przyszłościowego. Trochę brakuje mi słów, ale jest taki człowiek, który ujął to, co mam na myśli w genialny sposób (uwaga, długi cytat, nim zakończę dzisiejsze dywagacje/bazgroły):

"Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego chodzimy do szkoły? Oprócz uzyskania tak zwanego wykształcenia. Nie jest to jasne dla większości z was, tępych pie**olców, ale ci którzy myślą więcej i głębiej, powinni o tym wiedzieć. To sposób społeczeństwa na zmienianie młodych ludzi w dobrych, małych robocików i pracowników fabryk. To dlatego siedzimy w rzędach ławek zgodnie z planem lekcji. Żebyśmy byli przygotowani na życie w prawdziwym świecie, "bo tak tam właśnie jest". Nie, do cholery, nie jest tak! Jedynym co odróżnia nas od zwierząt jest to, że potrafimy myśleć. Dlaczego więc nie myślimy? Ludzie gonią dzień za dniem i poddają się rutynie. Dlaczego w szkole nie możemy uczyć się tak, jak chcemy? Dlaczego nie możemy położyć nóg na ławce i zrelaksować się podczas nauki? Bo to nie jest tak jak "w prawdziwym świecie"? Ej, zj***ne łby, nie ma czegoś takiego jak "prawdziwy świat". To po prostu kolejne słowo takie jak sprawiedliwość, współczucie, żal, religia, wiara, szczęście i tym podobne. Jesteśmy ludźmi, jeśli coś się nam nie podoba, to mamy k***a zdolność, żeby to zmienić.
 Ale tego nie robimy. [...]"

Może bez przesady z tym położeniem nóg na stole, ale chociażby niezbyt proste ułożenie swego ciała na krześle, czy opieranie się o ścianę NIE JEST od razu lekceważeniem nauczyciela. No błagam...

Spokojnej końcówki tygodnia! 

~~Zbuntowany Anioł

poniedziałek, 26 września 2016

Milcząc, krzyczą.

"Dopiero po czasie dowiadujemy się kim jesteśmy, kim zawsze byliśmy w oczach ludzi, których ceniliśmy ponad własne życie. Ile tak naprawdę dla nich znaczyliśmy, jaką wartość miały te wszystkie słowa, czym była każda obietnica. Dopiero po czasie okazuje się, że wszystko co było dla nas tak cholernie ważne, było niczym."

"I miss talking to you and the comfort of your replies."

Hej.

https://www.youtube.com/watch?v=RuYC6U3LBRs - podczas czytania można włączyć.

"Idź w świat i pozwól innym odkryć Twoje talenty. Niech zobaczą i podziwiają."

Tak napisała na końcu ostatniej pracy pisemnej moja nauczycielka... I słowo stało się ciał... kolejnym słowem: 

"Kochanie, Twoje posty są genialne i poprawiają mi humor, rób to dalej :)"

Bardzo, bardzo mnie to wszystko wzrusza. Bo gdy czytam taki komentarz, już jest nie tylko uśmiech, ale także łzy - łzy radości. Ogromnej wdzięczności. I takiego niebywale pięknego poczucia miłości do swej pasji. I do ludzi, którzy mnie w niej wspierają. Naprawdę. Uwielbiam was, moi drodzy, bo piszę do żywych, realnych osób. To już nie jest to pisanie, które było kiedyś: "A co mi tam, stworzę coś, może ktoś tu zajrzy...". Dziś mam pewność, że wy jesteście. Na dobre i na złe. Poważnie. Dziękuję!

Jedyne co zapamiętałam z przemowy księdza podczas wczorajszego kazania: "Najgorsze jest, gdy człowiek czuje wewnętrzną pustkę.". Tak, dokładnie tak. Kiedy jest ci już obojętne czy żyjesz, czy umrzesz. Egzystujesz od weekendu do weekendu, czekasz tylko na jakąś przełomową chwilę, która trafia się raz na tydzień, jeśli nie na dłuższy okres. 

Tak kurewsko tęsknię za tym, co było. Ciągle, każdego dnia rozpamiętuję przeszłość. Ona mnie dobija. Codziennie dostaję w twarz od wspomnień, które nie raczą wylecieć z głowy albo przynajmniej w jakiś sposób się wyciszyć, przystopować. No błagam. "Najzabawniejsze" jest, że to żaden mój wymysł.
Te "gorsze dni". "Jejku, tak mi ciebie szkoda, naprawdę, zawsze - może nie tryskałaś energią - ale jednak byłaś wesoła, a teraz ciągle jesteś właśnie taka." - cytując słowa koleżanki...


Wiem, że to wszystko jest dość przygnębiające, jednak ta strona jest swego rodzaju pamiętnikiem (nie tak osobistym jak ten, w którym piszę odręcznie), więc od czasu do czasu są tu... po prostu moje uczucia. Jak na złość - akurat te gorsze. 

Kto rano wstaje (05:00, 06:00), temu Pan Bóg daje takie fenomenalne widoki...
Efekty dzisiejszego stania przy oknie z - tym razem - aparatem:


















"Nakłoń Twe ucho, usłysz moje słowo."

Proszę Go o to usłyszenie już od wielu dni. Z bólem serca, a nawet płaczem.
I wtedy przychodzi wątpliwość. Niepewność i brak miłości przychodzi, gdy coś nie idzie po naszej myśli. Egoizm egoizmem, ale czasami przez ten zły czas w naszym życiu nie ma człowiek ochoty na nic. Nawet na życie! Dosłownie. Tylko by leżał w łóżku, patrzył w sufit i marzył... Marzył o tym, o co prosi samego Boga. Nie twierdzę, że Pan odwrócił się do mnie plecami, ale już nie mogę wytrzymać tej presji, jaką mnie obdarowuje. Ale MIMO WSZYSTKO - nadal ufam, ha! Nadzieja umiera ostatnia i tej myśli trzymam się tak usilnie, że aż sama nie mogę w to uwierzyć. Chciałabym, by Bóg ulżył mi w tej cholernej tęsknocie. Jak widać - najwyraźniej proszę o zbyt wiele. Chrzanić to. Trzeba jakoś działać na własną rękę. Te wszystkie porażki, które dają ci przysłowiowego "liścia" w gębę... Kurczę, jest ich tak wiele, że nieraz ciężko po raz kolejny spróbować zadziałać w stronę bycia szczęśliwym.

Same bazgroły dziś, wiem, przepraszam.

~~Zbuntowany Anioł

piątek, 23 września 2016

Rzeź niewiniątek.

"Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem:
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieniami i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia, czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju."

Dzień dobry! 

No nareszcie dobry. Długo czekałam na moment, gdy z uśmiechem na twarzy to powiem oraz napiszę. Dziś jestem szczęśliwa. A to za sprawą wielu sytuacji...

Po pierwsze - wciąż szlifujemy do perfekcji naszą amatorską musztrę. Jest w porządku. Udało nam się, w końcu, trafić na żołnierza, który naprawdę pokazał, jak sprawa wygląda. Wszystko wyszło jak wyjść miało? "Zajebiście!" Coś się nie udało? "Chujnia". Krótko i na temat. Mega podoba mi się, gdy ktoś wykonuje swoją pracę z pasją i się nie cacka z nami, bo to "tylko klasa wojskowa". A może niektórzy serio chcą wiązać z mundurem przyszłość? To dobry start. Tak wnioskuję po tym, co dzieje się w te piątki. Nóżki już powoli wyzdrowiały, więc czterysta metrów biegu na rozgrzewkę nie było aż tak tragiczne. Gorzej mieli ci, którzy kolejne tyle musieli przebiec przez złe wykonanie jakiegoś rozkazu albo trzymanie ręki w kieszeni, czy dosłownie kilkusekundowe "wyłączenie się" i patrzenie nie tam, gdzie trzeba. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Genialny dzień. Samoobrona to prześwietny przedmiot. Możesz się tam wyżyć jak nigdzie indziej. Jak wszędzie - z umiarem, ALE JEDNAK. Czasami mam pewne wątpliwości i myślę: "Cholera, nie tędy droga, tu się nie rozwinę w chociażby pisaniu, a nie wspominając o dziennikarstwie". Ale dzięki takim dniom zmieniam nastawienie na bardziej pozytywne i w głowie mam tylko: "Wszystko jest na swoim miejscu, to nowa, dobra przygoda". I oto chodzi. By zaszaleć w życiu, a być może dzięki temu szaleństwu, dzięki tej, tzw. przygodzie jak to często mówię/piszę, coś się zmieni. A nawet jeśli nie i wciąż będę trwała w przekonaniu, że chcę mówić do ludzi albo/i pisać - to nic, ta szkoła to naprawdę ciekawa rzecz
i wiele można wynieść z... praktyki. No właśnie - praktyki. Nauka nauką, ale te zajęcia sprawiają, że czujesz, iż musztra, samoobrona, mundur... To wszystko może stać się kolejną pasją.





























Po  drugie - lubię takie poranki. Zimno, że aż człowieka trzęsie, ale przygląda się pięknu natury i jest mu automatycznie cieplej. Nie tylko fizycznie, ale też duchowo. Bóg jest wielki. Nie tylko przez sam fakt bycia Bogiem. On jest po prostu... dobrym Gościem. Naszym Kumplem, Przyjacielem, Ojcem. Kocham takie widoki. Zapomniałam dziś pasa od munduru, bo oczywiście zamiast pełnym umundurowaniem, zajęłam się robieniem zdjęć. No ale wybaczcie, nie mogłabym przejść obojętnie obok takiego cudu.
(Zdjęcie nie jest mojego autorstwa.)
Wczoraj wylądowałam na YouTube - udzielałam wywiadu. Dosłownie kilka sekund rozmowy, ale coś jednak z tego mojego łamiącego się ze stresu głosu wyszło, wycięli niepotrzebne i wstawili do Internetu. Nie chcę wam tego linkować, będziecie usilnie chcieli - znajdziecie. Słowo klucz: Września. Ewentualnie szukajcie mojego profilu na Facebooku i się pośmiejcie. A co mi tam.
 

A dziś gazeta! O matko i córko. Sława rośnie... Żartuję, wyszłam niekorzystnie. Jak każdy zresztą. Zmęczony, spocony, no ale bądź co bądź - szczęśliwy. Cholernie szczęśliwy. 


Tak się właśnie, moi drodzy, prezentujemy. Kurczę, jeszcze koleżanki z klasy policyjnej do pełnego składu brakuje. Jak się uda zrobić wspólne zdjęcie akurat w dzień mundurowy - wstawię, spokojnie. Ten wzrok każdego człowieka w samochodzie, który nas w danej chwili mija - bezcenny i niezapomniany. Takie pójście po chodniku jest niezapomniane także dla nas. To wielka duma móc reprezentować te profile i oczywiście naszą nową szkołę. Szczęśliwe dzieciaki. Oby tak dalej.

Na koniec jeszcze coś odnośnie słów z Pisma Świętego. Wstajesz rano, otwierasz aplikację w telefonie i zabierasz się za pierwsze czytanie... "Niesamowite!" - myślisz i zaczynasz dzień. Fantastyczny dzień. Na wszystko jest czas. Jednego dnia na dobry dzień, drugiego na gorszy. Taka kolej rzeczy.
Ale za to właśnie uwielbiam swoje życie. Bo nie jest nudne. 

~~Zbuntowany Anioł

środa, 21 września 2016

Dno.

"Synu mój: Pracownikom nie odmawiaj zapłaty, gdy masz możność działania. Nie mów bliźniemu: <<Idź sobie, przyjdź później, dam jutro>>,
 gdy możesz dać zaraz."

"Po pewnym czasie rozłąki zdajesz sobie sprawę, że naprawdę nie potrafisz normalnie funkcjonować bez tej jednej, jedynej osoby."

Hej.

Pierwszy cytat tyczy się troszkę tego, o czym niedawno pisałam. Wiecie, chcę, byśmy nie byli obojętni na krzywdę innych i nie odkładali ważnych spraw na później, bo później może już po prostu nie nadejść. Bardzo mi na tym zależy,
bo ostatnimi czasy sama potrzebuję rozmowy. Tylko, kurczę, coś kiepsko z tym.
No i to codzienne funkcjonowanie staje się coraz trudniejsze. I tylko narzekam,
i narzekam. Staram się cieszyć życiem, ale czasami... Czasami jest ciężko. Mega trudno się przyzwyczaić do "nowego życia".


Niesamowite, ile człowiek może znieść. I wciąż przy Nim trwać. Wciąż przypominać innym i sobie, że Bóg jest dobry. Życie mi się nieco wali na głowę,
a ja nadal Go kocham, proszę o ratunek. Jakie to śmieszne. Ile można czekać na dobrą wiadomość?


Dziś jest, tak pokazał Facebook, Międzynarodowy Dzień Pokoju.
"Pokój zaczyna się w naszych sercach". Jest tak, nie? A raczej być powinno. Najpierw trzeba zacząć od siebie. I przekazujmy sobie ten pokój, naprawdę, warto.


Cholernie nie podoba mi się pewna lekcja w ciągu tygodnia. Dzięki Bogu - tylko jedna godzina. Chyba byśmy zwariowali, gdyby było tego więcej. A zmierzam do wytłumaczenia, jak ów lekcja jest prowadzona. Dają nam tydzień na "ogarnięcie", gdzie, co i jak, ale może pozwoliliby nam przyzwyczaić się do znacznie innego otoczenia? Hm? Czy to naprawdę aż tak wiele? Dać dzieciakom się wyszaleć? Wszystko z umiarem, rzecz jasna. Niektórzy jednak cały czas powtarzają: "Jesteście niedojrzali.", "Klasa mundurowa, a w ogóle niezdyscyplinowana.", "Zachowujecie się jak w gimnazjum". No ale, ludzie, chodzi właśnie o to, że dopiero z tego gimnazjum wyszliśmy. Ile minęło od początku roku? Niecały miesiąc. Z dnia na dzień nie stanę się dojrzalsza, bardziej dorosła, na... tzw. "poziomie". Nie wiem, czego oni od nas oczekują. Trochę mnie to boli. Nie możesz się uśmiechnąć, zaśmiać, zagadać do nauczyciela (mam w głowie tylko pewne szczególne jednostki). To cud, że pozwalają nam oddychać. To dopiero kilkanaście dni. Nowych dni. Nowego stylu bycia. Dojrzejemy, spokojnie, ale dajmy sobie czas. Czy to serio jest takie trudne? Wrzucić nieco na luz? 

https://www.youtube.com/watch?v=CINu9IxpKt0 - Grzegorz Kramer znowu daje pozytywnego kopa w tyłek. Uwielbiam go! Wpadłam w bagno i oczekuję, że Bóg mnie z niego wyciągnie. Jestem mega niecierpliwą osobą, a Kramer mówi, że bycie na dnie jest jak najbardziej w porządku. A dlaczego? Bo Jezus poda nam tę rękę, na którą czekamy, której tak usilnie pragniemy dotknąć, by nas wreszcie podniosła z ziemi. Z naszego upadku. Ufam Mu. Na sto procent. Czas nie leczy ran, ale może je w jakiś sposób zamienić na coś dobrego. Wszędzie należy doszukiwać się dobra. I Jego Miłosierdzia (tu mam na myśli osoby wierzące w moc Jezusa). Będzie okej... Wkrótce. 

Zagmatwane myśli, ale może jednak coś z tego wyszło. Mam nadzieję. 

https://www.youtube.com/watch?v=CKASjrt6uTE

Spokojnego wieczoru. 

~~Zbuntowany Anioł

sobota, 17 września 2016

Doświadczenie.

"Przysięgam, że nigdy w życiu, ale to nigdy, aż do końca pierdolonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci
 i narodziny, przez wszystkie gówno warte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Veddera, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca, na wszystkie momenty, w których zrywał - budził mnie - zastanawiał, ten delikatny szept Czegoś Więcej, oddech Przeżycia, smak Przyszłego Wspomnienia, nieważne, czy było to podczas słuchania kaset, oglądania seriali, imprezowych agonii, obejmowania, ruchania, patrzenia, myślenia - przysięgam, że nigdy w życiu jej nie opuszczę."

Cześć.

https://www.youtube.com/watch?v=q9MZUeeg2Ug - zapewniam, że to najwspanialsza muzyka, na jaką mogłam w jakimkolwiek filmie trafić. Do tej pory, rzecz jasna. Może czekają mnie jeszcze piękniejsze utwory do przesłuchania. Mniejsza. Ale możecie ją włączyć, nadaje świetnego klimatu. W każdej sytuacji. 

Lubię wracać do tych słów Jakuba Żulczyka, bo nie tylko jest to cytat niezmiernie idealny wobec tego, co przeżywam i czuję. Jest on także fantastyczny ze względu na to, że kiedyś pisałam wam o tym, iż różne modlitwy do Boga są tak pięknie ujęte, a prosty człowieczek z ledwością nieraz wypowiada: "Kocham cię". Okazuje się jednak, że gdyby poszperać w ludzkiej twórczości - można znaleźć słowa równe niektórym modlitwom. Te z początku wpisu są genialnym przykładem. Przykładem tego, że można. W TAKI sposób pisać/mówić o miłości do ukochanej. To jest takie, cholera, wspaniałe, że aż mnie z wrażenia ściska w żołądku. 

Wypłakałam wszystkie łzy, jakie wypłakać można po śmierci człowieka. Gdzieś tam jeszcze trudno mi się funkcjonuje, bo to jest takie głębokie, trudne przeżycie. Ale daję radę! Bo Ona nie chciałaby z pewnością, bym sobie tej rady nie dawała. 

Trudno mi się poruszać. Bo na zdjęciu, które zrobiliśmy podczas przerwy w ćwiczeniu musztry wszystko wygląda przecudownie. Wiem! Jednak gdybyście zobaczyli poobdzierane stopy od ukochanych, nierozchodzonych desantów... Oj, już nie byłoby tak pięknie. Ale nieważne. Nie ma co narzekać. Sama chciałam spróbować czegoś nowego. Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze. Tylko świeże doświadczenie zawsze boli. Na swój sposób. Tym razem fizyczny. Bo nauka chodzenia to jedno, ale dobre osiemset metrów biegu (nie truchciku) w tych butach no to już inna sprawa. Spoceni, wymęczeni, ale szczęśliwi. Chyba tak można nas określić. 





























"Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha."

Polecam wam dzisiejszy tekst Ewangelii. Pierwsze czytanie zresztą też. I chciałabym, więc jednocześnie o to proszę, byście naprawdę się na tych Jego słowach skupili. Warto. Zawsze warto. Bez względu na to, jaki jest wasz stosunek do wiary. Poważnie! Dopiero teraz, gdy tak "na serio" zaczęłam podchodzić do życia w miłości z Chrystusem i Jego Słowami, to zauważyłam, że wcale nie trzeba ich interpretować tylko w sposób stricte religijny, ale po prostu z życia wzięty. No bo najważniejsze jest w tej naszej egzystencji doświadczanie. I to pewnego rodzaju "zadanie", które proponuje nam Jezus kojarzy mi się z teraźniejszym językiem polskim. Tak bardzo się bałam, że nie trafię na nauczyciela z pasją, a jednak! Jestem zachwycona naszą polonistką. Takich ludzi mogłabym spotykać na każdym kroku. To bardzo motywujące. Oby tak dalej. 

https://www.youtube.com/watch?v=sygvbGHjcv0 - jeśliby nie przypadł wam do gustu pierwszy utwór, to posłuchajcie może tego. 

Miłego weekendu! 

Miejcie uszy otwarte na dobre słowo.

~~Zbuntowany Anioł

środa, 14 września 2016

Aż po grób.

Gdy na wietrze zapalasz świeczkę
Dobrze wiesz, że nic na tym świecie nie jest wieczne
A samotność to taka straszna trwoga
Kiedy zostają tylko zdjęcia po tak wielu osobach”

„A dawne dni przepadły, odbijają się echem
Tych wszystkich twarzy z waszym wspólnym śmiechem
Urwanym jak hejnał tak po prostu
I czasem tak po prostu chciałbyś to wszystko zostawić
I być tam z nimi, jeśli nie mogą być z nami
Bezsilność tak chce, ale lepiej zrób coś dla nich
Te myśli są złe, więc w sobie je zabij..."

Dzień dobry. 

Okej, tak naprawdę tylko po części dobry. Odwiedziłam poprzednią szkołę! Zostałam niesamowicie mile przyjęta. Dużo uśmiechu, wiele ciepłych słów. Właśnie dlatego do końca życia będę dumna z możliwości nauki przedmiotów i życia właśnie tam. Fantastyczna sprawa! Mam do niej, a raczej do ludzi w niej, ogromny sentyment. A teraz tym bardziej, naprawdę. Więc bardzo mnie to spotkanie podbudowało. 

Druga sprawa, mniej przyjemna, na którą dobitnie wskazują cytaty z początku wpisu (tak, wiem, że pierwszy już kiedyś przytoczyłam, no ale...). O co chodzi?
O koniec życia. I to życia szczególnej osoby. Moja babcia zrobiła dla tego świata bardzo wiele, a co dla mnie najistotniejsze? Fakt, że urodziła mamę. A później los potoczył się jak się potoczył... 
Im bardziej człowiek chce uciec od cierpienia i prawdy jaką jest śmierć, tym prędzej to wszystko go doścignie, obciąży i dobije. Usilnie starałam się odłożyć na bok ból i zapomnieć o chorobie, o tym jak niezmiernie blisko jest kres "tego wszystkiego" i niespodziewanie dostałam w gębę. Bóg dał mi kopa w tyłek.
Ale ja Go jak najbardziej rozumiem. I wiecie co jeszcze zrozumiałam? Jak cholernie krucha jest nasza ziemska przygoda. Serio. Ludziska, bądźmy czujni. No i kochajmy ten świat. W mgnieniu oka możemy obrócić się w pył. Kurczę, nie wiem co mam napisać. Pierwszy raz tak wiele czuję, a tak niewiele potrafię przekazać dalej. 


Bardzo znany widok, prawda? Stoisz nad tymi wszystkimi wieńcami, widzisz zapalone znicze i dochodzi do ciebie, że naprawdę jesteśmy tylko zwykłymi śmiertelnikami. I należy ten ograniczony czas wykorzystać. W jak najlepszy sposób. Wiem, że to co piszę jest mega banalne i oczywiste, ale może właśnie dlatego trzeba cały czas tą oczywistość ludziom powtarzać? I sobie samym również. 

Wiecie co? Nawet w najgorszym momencie znajdę coś dobrego. Mianowicie... Gdy w sali pożegnań otworzyli trumnę, usiadłam na samym tyle i w spokoju płakałam, ale do czego zmierzam... Zmierzam do tego, że babcia miała piękny wyraz twarzy. Takiego cudownego spokoju i pokoju. Już ją nic nie obchodziło. Po prostu leżała. Zasnęła na zawsze. I co z tego, że nie bardzo wierzę w żadne życie po śmierci... W tamtej chwili myślałam tylko o tym, że "gdzieś tam" jest jej zdecydowanie lepiej. Oby było lepiej. Śmierć ma w sobie coś niezwykłego.
Nie możemy się bać. Płaczmy, ale nie bójmy się. Wszystko będzie dobrze.

"Ona tylko zmieniła adres - z ulicy X na ulicę Królestwo Boże". - ksiądz podczas kazania.

(Ażeby ten wpis nie był AŻ taki dobijający.)
Zagmatwane te dzisiejsze bazgroły. Wiem, wybaczcie - emocje. 
Spokojnego wieczoru życzę.

~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 11 września 2016

"Jestem zerem."

"[...] Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika,
 który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych,
którzy nie potrzebują nawrócenia. [...]"

"Najważniejsze jest znaleźć kogoś, kto dotknie twojej duszy, nie dotykając nawet jeszcze twojego ciała. Przyspieszy bicie serca, nie przyspieszając biegu zdarzeń. Poruszy twój świat, jednocześnie pozwalając pozostać ci w takim miejscu, w którym chcesz być.
 I nawet będąc daleko, będzie znacznie bliżej ciebie,
niż wszyscy ludzie znajdujący się dookoła."

Serwus!

Moi drodzy, dziś temat dość poważny i szkoda, że przez ludzi tak rzadko poruszany. I wiem, że wy wiecie jakie mam stanowisko, jeśli chodzi o "szczególne kalendarzowe dni". Ale ten dzień nie jest zapisany prawdopodobnie (a raczej na pewno) w żadnym kalendarzu. Dziesiąty września - Światowy Dzień Zapobiegania Samobójstwom. Przepraszam, wczoraj było i tak długo, więc zabieram się za sprawę teraz. No i w czym rzecz? Rzecz w tym, że chciałabym, byśmy nie ignorowali cierpienia. Niedawno koleżanka opowiadała o chłopaku, który w przeddzień swej samobójczej śmierci śmiał się z wisielców. I my robimy dokładnie tak samo. Ile razy zareagowaliśmy na żartobliwe rozmowy o śmierci? A już TYM BARDZIEJ takiej śmierci? Hm? To rzadkość. Wiem. Jest to naprawdę delikatny temat, ale, broń Boże, nie można przez ten fakt zamiatać powagi sytuacji pod dywan. Nie uratujemy całego świata, nie pocieszymy każdego. Ale jeśli moglibyśmy ustrzec przed targnięciem się na swoje życie choćby jednego człowieczka... Zróbmy to. Działajmy. 

Liście Pasterskim Episkopatu Polski z okazji VI Tygodnia Wychowania (11-17 września 2016 r.) jest napisane tak:

"Wielu rodziców, dziadków, nauczycieli zadaje sobie pytanie, co robić, by podejmowane przez nich wysiłki wychowawcze były owocne. [...]"

Co robić? Kochać. Dawać swobodę dziecięcej egzystencji, wrzucić na luz, pozwolić dzieciakom być po prostu sobą. W pożegnalnym liście chłopak, który powiesił się przez szykanowanie ze strony rówieśników z powodu jego stylu bycia i wyglądu, napisał: "Jestem zerem". Nie pozwólmy swoim najbliższym i w ogóle NIKOMU tak siebie nazywać. Nie można dopuścić młodego osobnika tegoż i tak już przebrzydłego świata do tego, by upadł... i już nie wstał. 

Boję się. Boję się, że ludzie nie chcą przyjąć do siebie rzeczywistości. I to jakże okropnej rzeczywistości. Proszę was, nie odkładajmy tak ważnych spraw na bok. Nie zapominajmy o tym, że syn/córka, uczeń/uczennica, kolega/koleżanka chcieli dziś z nami pogadać, ale akurat nie mieliśmy czasu i obiecaliśmy poświęcić im chwilę (albo dłuższą chwilę) jutro czy za kilka godzin. Ale z tym odkładaniem poważnych kwestii "na później" trzeba uważać. Bo czasami... Czasami może już nie być żadnego "później". 

Słuchajmy się nawzajem. Błagam was. Apeluje do każdego, kto te moje bazgroły czyta - oko za oko, ząb za ząb. Ale dziś... Dziś nie piszę tego w kontekście złowrogiego rewanżu za wyrządzone krzywdy. Nie! Piszę to dlatego, że chcę, aby każdy, kto wysłuchuje również został wysłuchany. 

(źródło: http://psycholog-pisze.pl/)
Nie przepadam za statystykami, bo nie zawsze oddają rzeczywistość, ale warto po prostu pomyśleć o tym, jak często ludzie myślą o śmierci, próbują jej, a w najgorszych przypadkach - udaje im się ją "poznać". 

Spokojnego tygodnia. Jeśli macie złe myśli... Walcie śmiało, choćby nieznajomej osobie, co wam leży na sercu. Trzeba rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać i... Jeszcze raz - rozmawiać! 


~~Zbuntowany Anioł