sobota, 17 września 2016

Doświadczenie.

"Przysięgam, że nigdy w życiu, ale to nigdy, aż do końca pierdolonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci
 i narodziny, przez wszystkie gówno warte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Veddera, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca, na wszystkie momenty, w których zrywał - budził mnie - zastanawiał, ten delikatny szept Czegoś Więcej, oddech Przeżycia, smak Przyszłego Wspomnienia, nieważne, czy było to podczas słuchania kaset, oglądania seriali, imprezowych agonii, obejmowania, ruchania, patrzenia, myślenia - przysięgam, że nigdy w życiu jej nie opuszczę."

Cześć.

https://www.youtube.com/watch?v=q9MZUeeg2Ug - zapewniam, że to najwspanialsza muzyka, na jaką mogłam w jakimkolwiek filmie trafić. Do tej pory, rzecz jasna. Może czekają mnie jeszcze piękniejsze utwory do przesłuchania. Mniejsza. Ale możecie ją włączyć, nadaje świetnego klimatu. W każdej sytuacji. 

Lubię wracać do tych słów Jakuba Żulczyka, bo nie tylko jest to cytat niezmiernie idealny wobec tego, co przeżywam i czuję. Jest on także fantastyczny ze względu na to, że kiedyś pisałam wam o tym, iż różne modlitwy do Boga są tak pięknie ujęte, a prosty człowieczek z ledwością nieraz wypowiada: "Kocham cię". Okazuje się jednak, że gdyby poszperać w ludzkiej twórczości - można znaleźć słowa równe niektórym modlitwom. Te z początku wpisu są genialnym przykładem. Przykładem tego, że można. W TAKI sposób pisać/mówić o miłości do ukochanej. To jest takie, cholera, wspaniałe, że aż mnie z wrażenia ściska w żołądku. 

Wypłakałam wszystkie łzy, jakie wypłakać można po śmierci człowieka. Gdzieś tam jeszcze trudno mi się funkcjonuje, bo to jest takie głębokie, trudne przeżycie. Ale daję radę! Bo Ona nie chciałaby z pewnością, bym sobie tej rady nie dawała. 

Trudno mi się poruszać. Bo na zdjęciu, które zrobiliśmy podczas przerwy w ćwiczeniu musztry wszystko wygląda przecudownie. Wiem! Jednak gdybyście zobaczyli poobdzierane stopy od ukochanych, nierozchodzonych desantów... Oj, już nie byłoby tak pięknie. Ale nieważne. Nie ma co narzekać. Sama chciałam spróbować czegoś nowego. Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze. Tylko świeże doświadczenie zawsze boli. Na swój sposób. Tym razem fizyczny. Bo nauka chodzenia to jedno, ale dobre osiemset metrów biegu (nie truchciku) w tych butach no to już inna sprawa. Spoceni, wymęczeni, ale szczęśliwi. Chyba tak można nas określić. 





























"Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha."

Polecam wam dzisiejszy tekst Ewangelii. Pierwsze czytanie zresztą też. I chciałabym, więc jednocześnie o to proszę, byście naprawdę się na tych Jego słowach skupili. Warto. Zawsze warto. Bez względu na to, jaki jest wasz stosunek do wiary. Poważnie! Dopiero teraz, gdy tak "na serio" zaczęłam podchodzić do życia w miłości z Chrystusem i Jego Słowami, to zauważyłam, że wcale nie trzeba ich interpretować tylko w sposób stricte religijny, ale po prostu z życia wzięty. No bo najważniejsze jest w tej naszej egzystencji doświadczanie. I to pewnego rodzaju "zadanie", które proponuje nam Jezus kojarzy mi się z teraźniejszym językiem polskim. Tak bardzo się bałam, że nie trafię na nauczyciela z pasją, a jednak! Jestem zachwycona naszą polonistką. Takich ludzi mogłabym spotykać na każdym kroku. To bardzo motywujące. Oby tak dalej. 

https://www.youtube.com/watch?v=sygvbGHjcv0 - jeśliby nie przypadł wam do gustu pierwszy utwór, to posłuchajcie może tego. 

Miłego weekendu! 

Miejcie uszy otwarte na dobre słowo.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz