wtorek, 6 września 2016

Audaces fortuna iuvat.

"Prawdopodobnie, podobnie jak Tobie, mi także, nie wystarczy palców u rąk
i stóp, by policzyć wszystkie klęski, które poniosłem,
które poniosły mnie z tego kim byłem, w to kim jestem."

"Jeśli umiesz płakać, umiesz też zacisnąć pięści. Gorszy dzień?
Spraw, by kolejny był tym lepszym."

Cześć! 

Ostatni wpis był pierwszego września, wiem, ale plan lekcji nas nie rozpieszcza, przedmioty również... No, nie oszukujmy się - liceum to nie przelewki. Jednakże nie ma tego złego, co by... Sami rozumiecie. Są nauczyciele dobrzy i są ci, którzy nie przypadli mi do gustu (wiem, że to brzmi dość rzeczowo, wybaczcie, mimo wszystko - traktuję ich z pełną kulturą). Do jakiejkolwiek szkoły bym się nie wybrała, zawsze znajdą się lepsi i gorsi. Będą plusy i minusy życia w takim, a nie innym miejscu. Tak jest skonstruowany świat. I ja ten świat szanuję oraz kocham. Na szczęście te dziewięć godzin polskiego, które przypisane jest nam w drugiej klasie jakoś przebrniemy. Dlaczego? Nasza pani (jednocześnie wychowawczyni) jest taka miła... Chce się jej słuchać i naprawdę widać pasję. Nawet nie tyle do przedmiotu, ale do samego bycia nauczycielem. I do uczniów. Bardzo pozytywnie jestem nastawiona. No bo jak nie być, gdy takim szczęściem samym w sobie nas nauczyciel obdarza? Właśnie... Są też tacy, którzy do swojego przedmiotu nie zachęcają. A przecież pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Nie poznaliśmy jeszcze wszystkich, więc nie ma co płakać, znajdą się jeszcze ci "fajni". To już nie jest przedszkole czy jakiś cyrk. To jest powoli stawanie oko w oko z dorosłością. Nie żartuję. Traktowanie ucznia jest zupełnie inne (lepsze, nie będę kłamała).
O ile w poprzedniej szkole ja osobiście miałam stosunki jakie miałam i te relacje były naprawdę fantastyczne, to gdzieś tam jednak nauczyciel miał przekonanie, że jest "powyżej", że jest "nad" uczniem i generalnie ten dzieciak niewiele zdziała. A tutaj tak nie ma. Tu jest relacja: dorosły i prawie dorosły. Nie ma "babrania się".
Są czyste, proste relacje. Nie byłam do tego przyzwyczajona (dobra, byłam, ale nie ze wszystkimi!). Ludzie to także zupełnie inna bajka. Żadnego "obczajania", patrzenia na człowieka od góry do dołu bądź odwrotnie. To bardzo zachęca do chodzenia. Nie wiesz gdzie masz lekcje - pytasz starszego kolegę i ci bez problemu odpowiada. A i uśmiechnie się na koniec! Inny świat. Tak się bałam, a tak naprawdę tylko nauka jest straszna. Wiadomo, że jeśli miał człowiek relacje naprawdę bliskie i przyjacielskie to trudno nie tęsknić, ciężko nie porównywać, ale to wszystko z czasem przejdzie. Nie zapomnę. Nigdy! Jednakże powoli będę musiała nauczyć się jakoś żyć bez ciągłego wypominania samej sobie przeszłości. Ludzie są w naszym życiu po coś. Inaczej z małżeństwem, okej, ale każdy kogo spotykamy jest z nami na pewien określony czas i naprawdę nasza historia z jego odejściem się nie kończy. Ona może tylko ulec pewnej zmianie. Na lepsze bądź na gorsze. Dzięki Bogu (i tym ludziom) napotkałam na swej drodze człeków, których będę kochała aż po grób. Zmienili moją egzystencję o sto osiemdziesiąt stopni i jestem im za to cholernie wdzięczna. I właśnie chcę teraz przejść do pewnej kwestii... Bardzo ważnej dla mojej osoby. Uwaga...

Wczoraj minęły DWA lata od chwili, gdy podjęłam ryzyko. Zresztą moja nauczycielka tak naprawdę też. Zaryzykowałam i pokazałam jej te bazgroły.
A ona zaczęła trzymać za mnie kciuki. Rozumiecie? To jest tak piękne, że nie potrafię przejść obok obojętnie. Wiem, że to może być mało ważne dla tych, którzy mają "jakieś tam" oczekiwania wobec tych wpisów. Aczkolwiek jeśli wiem, że ktoś był ze mną od samego początku... Jak mam mu nie dziękować? Tym bardziej publicznie. By wszyscy mogli zobaczyć, że nauczyciele to nie jakieś tam marionetki, którymi dyrektor dyryguje. Nie... Ludzie dziś mówią, że fajnie piszę, pytają jak zaczęłam i tak dalej, i tak dalej. Jest to bardzo miłe. Ale w takich momentach NIE MOŻNA zapomnieć o tym/tych, którzy byli z tobą na dnie. Kiedy dopiero co kładłeś fundamenty swojej drogi po sukces. Jeszcze nie osiągnęłam upragnionego celu. Nawet nie do końca jestem pewna, co nim tak naprawdę jest. Nieistotne. Jednak nie byłabym tak wysoko, gdybym nie podjęła próby, nie zaryzykowała. Mogą cię kochać miliony, a ty i tak w pamięci będziesz miał tą pierwszą osobę, która w ciebie... Hm... Po prostu uwierzyła. Kłaniam się nisko i dziękuję. Choćby ta osoba miała już tu nie zaglądać. To mało ważne. Ważne, że ja pamiętam. I przekazuję tę nadzieję, którą otrzymałam, dalej. Dzięki! 

Trzymajcie się.

Miłej nauki i nauczania! 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz