piątek, 12 stycznia 2018

Ty też MOŻESZ.

"Jak będziemy wielcy w małych sprawach, to nad wieloma nas postawią. Oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa. Warto przegrać na krótką metę, ale wygrać moralnie."


Dzień dobry.

Chyba nadal ciężko otrząsnąć mi się z tego wszystkiego, co miało miejsce podczas przerwy świątecznej. Ja. Za granicą. W Szwajcarii. We Francji. Niemożliwe. A jednak.

Odwiedziłam wczoraj poprzednią szkołę. Po prawie półrocznej przerwie. Tym razem wrzuciłam totalnie na luz i zachowałam ogromny dystans emocjonalny. Przywitałam nauczyciela od historii, przedstawiłam mu moją coraz lepszą sytuację w związku z owym przedmiotem, pożegnałam się i... po prostu wyszłam. Nie szukałam żadnego innego kontaktu. Przez chwilę, ale bardzo krótką, było mi z tym niezbyt dobrze, jednak szybko powróciłam na ziemię i skierowałam swe stopy ku mej miejscowości. Ale żeby uświadomić sobie błędy, które popełniałam w ubiegłym roku musiałam zaczerpnąć rady profesjonalisty w dziedzinie ludzkiej psychiki. I chwała Panu, że obdarzył mnie łaską odwagi i pozwolił poukładać w głowie to, co zostało rozsypane i stało się jedną, wielką niepewną układanką.
Dziś natomiast wracałam ze szkoły z taką myślą, że życie jest dobre. Życie NAPRAWDĘ jest dobre. I cieszę się, że są wokół mnie osoby, które pozwalają mi to zauważyć i docenić.

W przedostatnim wpisie bardzo szczerze i jak najdokładniej chciałam wam zobrazować naszego nauczyciela od przysposobienia wojskowego. I chyba się udało, zważywszy na to, co powiedział mi po lekcji, w lekko zaczerwienionych ze wzruszenia białkach oczu, a mianowicie, że... pojawiły się łzy, gdy czytał te wychodzące z najgłębszych, najbardziej emocjonalnych szufladek mojego umysłu bazgroły.
Wyobrażacie to sobie? Dorosły mężczyzna, były policjant, mój nauczyciel mówi, że "ryczał pół nocy" przez to, co o nim napisałam. Nie mogłam więc zrobić nic innego, jak sama dać upust emocjom i popłakać ze wzruszenia dłuższą chwilę w czterech ścianach mego pokoju.
Wychodząc z klasy na do widzenia jeszcze raz rzekł: Dziękuję i uśmiechnęliśmy się do siebie.
Nigdy nie wiem, co w takich sytuacjach robić, bo bardzo przeżywam takie akty dobroci skierowane w stronę mej osoby. Poza tym... dawno nikt mi z takim wzruszeniem nie dziękował za to, co robię. A robię to, bo...


Odkąd pamiętam głównym założeniem, które pchnęło mnie, by rozpocząć przygodę z blogiem, była chęć dawania ludziom nadziei. Nadziei na to, że w życiu wszystko jest możliwe, jeżeli naprawę bardzo mocno się o to postaramy. I kiedy piszę wam o moich wspaniałych nauczycielach, o tym, co przeżywam poprzez różne wyjazdy, jakieś ciekawe sytuacje, to nie robię tego po to, byście mi zazdrościli albo siedzieli i myśleli: Ech, ale ona ma fajne życie… Skądże! Piszę, żebyście uświadomili sobie, że wy też macie szansę. Macie ją! Życie stoi przed wami otworem. Te wszystkie wspaniałości także. One aż proszą się, by zostały wchłonięte w wasze ciała, wasze umysły, we wszystko, co jest w was najlepsze. Oto isota tego, dlaczego wciąż tu jestem. Byście, czytając to, pomyśleli: Wow,
da się. I ja też tak mogę!... Bo taka jest prawda. Ty też MOŻESZ.
Miałam ostatnio znowu jakąś zapaść, ale pomimo tego cieszyłam się wszystkim, co mnie spotykało, dużo się modliłam, (wczoraj nawet Bóg w kryzysowym momencie podsunął mi pod nos ten przecudowny, krótki, ale niezwykle treściwy filmik o. Adama: https://www.youtube.com/watch?v=2F6kZ3LJzrw) poczytałam trochę Pismo Święte i wreszcie udało się dopiąć na ostatni guzik to, co kłębiło się w mojej głowie, a czego nie potrafiłam dla was wyklikać. Na szczęście z Bogiem wszystko jest możliwe! 

Trzymajcie się! 

~~Zbuntowany Anioł