sobota, 29 października 2016

Umrzeć to zysk.

"Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu."

"[...] Lecz jak zawsze, tak i teraz, z całą swobodą
 i jawnością Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć to Chrystus, a umrzeć to zysk. [...]"

Dzień dobry.

"Kim jest dla mnie Bóg? Przyznaję z ręką na sercu – nie jest na pierwszym miejscu, ale już kiedyś pisałam, że wciąż szukam, błądzę… zwątpiłam, ale nic jeszcze nie jest stracone. Nie jest moim wodzem, ale jest pewnego rodzaju siłą, która gdzieś w moim sercu jeszcze tkwi. To nie jest tak, że gdy człowiek zwątpi odsuwa go zupełnie na koniec. Nie, nie… on jest gdzieś, tylko nie potrafimy w pełni w niego uwierzyć, bo nie mamy pewności, żadnych cudów… zupełne NIC, dlatego ja wciąż szukam."

Nie mogę uwierzyć, że do Niego wróciłam. Tak nagle, prawdopodobnie pod wpływem impulsy, bo przyznaję - jestem niesamowicie uległym człowiekiem, choć nie wszystko dacie radę wkręcić w moją mózgownicę. Nie jestem głupia. Cieszę się z takiego obrotu spraw, a raczej jednej sprawy - wiary. Dziś otwarcie mówię o Jego miłości, już się nie wstydzę, nie lękam, bo mam ogromną ufność wobec Jezusa. Wiecie, że pojawiają się jeszcze większe wątpliwości? Bardziej skomplikowane. Zadaję sobie i Mu znacznie więcej pytań. Nieco trudniejszych.
Niełatwe jest życie w nadziei, bo chociaż umiera ostatnia i jest matką wytrwałych w swych przekonaniach... Och, kiedy przyjdzie moment srogiego i poważnego zastanowienia się nad tym wszystkim, człowiek upada całym swym ciałem, łamią mu się kości jego duszy i musi znowu czekać... czekać... czekać aż się zrosną i będzie mógł dalej działać. Kiedyś uważałam, że ból psychiczny jest gorszy od fizycznego. Wiecie co uważam teraz? Myślę, iż te dwa aspekty mają ze sobą wiele wspólnego. Kiedy pogarsza się stan twej duszy, nie masz ochoty wstać z łóżka, umyć się, pójść do szkoły/pracy. Prawda? Prawda. A teraz odwracamy sytuację: jesteśmy tylko przeziębieni (nic wielkiego, zdarza się zapewne każdemu przynajmniej raz na jakiś czas) i fizycznie czujemy się kiepsko, to przecież oczywiste. Ale automatycznie nie mamy także humoru, nasza psychika mówi "nie!" ludziom, którzy próbują podnieść nas na duchu, chcą byśmy się uśmiechnęli i tak dalej. Wiecie co mam na myśli? O pewnych sprawach trzeba mówić jednocześnie, nie można jednego z dwóch przypadków wykluczyć. 

Bóg nie pozwala wygrać człowiekowi słabemu, On zawsze daje nam szansę i ma nadzieję, nawet gdy nasza jest na skraju wytrzymałości. Do czego zmierzam? Otóż... Ostatnimi czasy mam intensywne wahania nastrojów. Raz jest źle, za pięć minut płaczę ze śmiechu, a za kolejne pięć znowu z nieokreślonego poczucia smutku. A Bóg na to patrzy i zsyła pięknych ludzi, którzy pokazują, jak wspaniałe jest twoje życie. 

















Nie ma poddawania się. Czołgaj się przez życie, ale nie pozwól sobie przegrać. Nigdy! 
To był naprawdę dobry dzień. Poznaliśmy trochę praw i obowiązków żołnierza-obywatela. Uczyliśmy się celowania z wykorzystaniem trenażera "Cyklop", rozkładaliśmy i składaliśmy broń, rzucaliśmy granatem. Poważnie, niezwykłe doświadczenie, ale żeby tego było mało... Po raz kolejny przeprowadziłam wywiad. Oj, wywiad to może zbyt wyniosłe słowo. Odpowiedziałam na kilka skromnych pytań. Właśnie to chciałabym robić w przyszłości. Spotykać młode osoby i pytać je, co myślą o tym świecie, o teraźniejszej sytuacji, o swojej przyszłości. Chcę poznawać tajniki ludzkiej egzystencji. Chcę poznawać ludzi i ich perspektywę spoglądania na świat. Wiele ludzi pyta: "Co ty, do cholery, robisz w tej szkole? W dodatku na takim profilu?" A ja już nie wiem, jak odpowiadać. To był spontaniczny wybór. Trudny, a jednak spontaniczny. To jest fantastyczna przygoda i jestem tu, by pokazać, że człowiek jest w stanie wiele znieść, wiele poznać, a mimo wszystko - dać radę i osiągnąć wymarzony cel, zrobić w przyszłości coś mega świetnego, nawet bez większego przygotowania na etapie bycia nastolatkiem. Nie siedzę w radiu, nie ćwiczę prowadzenia rozmów, ale mam w sobie potężną nadzieję i nie dam saytsfakcji ludziom, którzy uważają mnie za dziwaka. Bycie dziwakiem jest przekozackie. Lubię nim być, bo w niedalekiej przyszłości obracam się i widzę ich zdziwienie, że jednak dopięłam swego. Dopnę jeszcze niejeden guzik, stanę jeszcze na niejednym, wyżej postawionym stopniu.
Wyszłam na zdjęciu niezwykle niefotogenicznie, ale co tam! Trzymałam w rękach prawdziwą broń. Malutkie marzenie się spełniło. Dziwne uczucie, bo masz świadomość, że ludziska używają tego czarnego, niewielkiego, niezbyt ciężkiego stworzenia do zabijania przeciwników (nie wrogów, to wczoraj któryś z żołnierzy zaznaczył, ciekawa uwaga).

https://www.youtube.com/watch?v=VASywEuqFd8 - teledysk, który wzruszy każdego. Niepojęte, a jakże prawdziwe.

Trzymajcie się. Miejcie miły dzień.

~~Zbuntowany Anioł

środa, 26 października 2016

Czas płynie, płynie...

"Stań się silną.
Wiecie może, jak to się robi? Czasem nie pozostaje nic innego. Kiedy człowiek tak nienawidzi siebie za słabość, że wstydzi się patrzeć w lustro."

"Niesamowite, co może zrobić twojemu sercu brzmienie głosu, za którym tak się tęskniło."

Hej.

Widzę potencjał w dzieciakach (przepraszam, w młodzieży, bo to "SZKOŁA ŚREDNIA"), z którymi dzielę na co dzień wiele klas, na wielu przedmiotach. Czasami się człowiekowi nie chce, fakt. Aczkolwiek, są takie momenty, kiedy stara się jak tylko może, ale mu nie wychodzi. I jest mi tak cholernie przykro, gdy widzę łzy tego młodego człowieka, który wraca z odpowiedzi ustnej tak załamany, że aż żal patrzeć... Ach, no i nie lubię pseudo-nadziei: "Dałabym/dałbym ci dwójkę, ale... masz jedynkę". Patrzę na moich kumpli i wiem, że dadzą radę. No nie ma bata, dadzą radę. Wierzę w nich. Tak mocno, jak nasza wychowawczyni. To piękne, ile można mieć w sobie nadziei. No ale do czego generalnie zmierzam? Do wytłumaczenia, że trzeba umieć rozgraniczyć tych, którzy potrafią się uczyć, ale są po prostu leniami, od młodych, którym nauka nie wchodzi do głowy od razu, z dnia na dzień, już, teraz, natychmiast, bez tłumaczeń, bez zgrzytu zębami i bez łez. A niektórzy tego nie rozumieją. Jest mi bardzo źle, kiedy widzę przygnębienie wypisane na twarzy koleżanki czy kolegi, którym akurat nie wyszło i dostali jedynkę. I, no właśnie, nie pierwszą... Chciałabym, żeby życie było prostsze. Nie mówię, że nie ma być potyczek, ależ broń Boże, one nas umacniają. Boli mnie tylko, że określamy się liczbami. "Masz jedynkę!", "Masz metr siedemdziesiąt.", "Masz pięćdziesiąt osiem kilogramów.". Wiecznie tylko te cholerne liczby. Kim tak naprawdę jesteśmy w tym świecie? Tylko cyferką?

W poniedziałek byłam na terapii. W końcu się wygadałam. A tak poważnie... Nareszcie spotkałam moją najlepszą nauczycielkę i cudownie nam się rozmawiało. To chyba był pierwsza sytuacja od początku roku szkolnego, kiedy byłam autentycznie szczęśliwa. Bez owijania w bawełnę. Bez żadnego "ale". Jednak trwało to tylko chwilę. I znowu powrót do tej pieprzonej, szarej rzeczywistości. Niekiedy nie widzę światła w tunelu i kolorów, które mnie otaczają. Tak, uważam, że moje życie jest momentami do dupy. I nie widzę w nim najmniejszego sensu. Bywa i tak. Ale nie bójcie się i nie martwcie na zapas. Zawsze mi przechodzi... zawsze.
Dziś przysłowiowe "pierdolenie o szopenie"... Przepraszam, chwila słabości. 

https://www.youtube.com/watch?v=L3wKzyIN1yk

Trzymajcie się. Chociaż wy.

~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 23 października 2016

Jestem grzesznikiem.

"Nadchodzi ta jesień,
Gdzie liście lecą jak łzy,
Deszcz pada tak szybko jak ja,
A humor gaście razem ze słońcem."

"Czasem wmawiamy sobie, że ktoś był w nas zakochany, że nadal jest.
Tylko dlatego, żeby było nam łatwiej. Wstawać z łózka, pić kawę, iść do pracy, podnieść się, wybrać bluzkę, kupić mleko. Żyć."

Serwus! 
"Fajnie być księdzem, gdy są tacy ludzie..."


Coś ode mnie: Fajnie jest być Natalią, gdy ma się wokół tak wspaniałe osoby...
Wylądowałam wczoraj wraz ze skromną grupą osób, które w przyszłym roku przystąpią do bierzmowania w Archidiecezjalnym Domu Rekolekcyjnym w Rościnnie. To był dobrze spędzony dzień. Coraz częściej lubię "odcinać się" od rzeczywistości i uciekać. Gdzieś daleko od tego, co mam na co dzień. I nie uważam, że jest to nie na miejscu, nie w porządku, że tak się nie robi. Dlaczego? Cały czas tylko biegniemy, gonimy za... sami nawet nie wiemy czym... nie patrzymy na świat z różnych perspektyw, mamy klapki na oczach, jesteśmy w ciągłym ruchu. A są takie momenty w życiu, gdy nawet nie tyle powinniśmy, co chyba mamy taką ludzką potrzebę zatrzymania siebie i tego wszechobecnego chaosu. Nie macie tak? Z dnia na dzień jest coraz gorzej, nauka mnie przytłacza, stosunki międzyludzkie też. Bardzo się boję. Spieprzenia swojego życia. Niewykorzystania szans od Boga. Dlatego jeżdżę w takie ciche, spokojne miejsca, ze "starymi" ludźmi, by choć na moment być w pełni szczęśliwym człowiekiem. Kocham swoje życie, bez wątpienia, ale nieraz mam dość. I nie wstydzę się swoich słabości. 
Rozważania, krótkie filmiki, wspólne rozmowy i przede wszystkim bycie razem - tak w skrócie mogę opisać ten wyjazd. Wiecie czego tylko i najbardziej pragnę? By takie spotkania się nie marnowały. By nie zostały zapomniane. Odstawione na bok, bądź gdzieś za sobą, z tyłu głowy. Po to jest życie, by z niego korzystać.
I jeśli już mamy taką możliwość - proszę, nie zaprzepaśćmy jej przypadkiem. Upaść jest cholernie łatwo, ale żeby utrzymać równowagę... Ufam, że kandydaci do bierzmowania, ludzie będący w tym momencie w wielkim zakłopotaniu odnośnie decyzji/wyboru... Ufam, że będą potrafili wyciągnąć wnioski i mądrości z tego, co się wczoraj działo. A działo się wiele. Nawet uśmiech drugiego człowieka powinien już dać nam coś do zrozumienia. A co? To już każdego indywidualna wizja.
 
"[...] Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty,
 a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki
 i nie ustanie, aż dojdzie do celu. Nie odstąpi ona, aż wejrzy Najwyższy
 i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok."

Takie mamy dziś piękne pierwsze czytanie. O co chodzi? Chodzi o to, byśmy Mu się w pełni oddali. Mieli w Jego osobie ufność i nadzieję. Może to śmieszny przykład, ale ostatnio troszkę szwankował mi telefon. Chyba coś z mikrofonem było nie tak. Nie mogłam dzwonić, ani odbierać - druga osoba nic by nie usłyszała. Słuchawki włożone - głośny szum, żadnej muzyki. Kilka dni trwała ta "awaria". Pojechałam nawet do Poznania, chciałam oddać go do naprawy. Cena nas trochę przeraziła, poza tym nie miałam zrobionej kopii zapasowej. Ostatecznie - wróciłam do domu. W piątek wciąż było jak było. Wczoraj katecheta, który także był z nami na biwaku integracyjnym poprosił, bym nagrała scenkę przeprowadzaną przez koleżankę
i kolegę. Odmówiłam, bo wiedziałam, że przecież dźwięku i tak by nie było. Ale przed modlitwą przy ognisku śpiewaliśmy "Barkę" i coś mnie natchnęło, popchnęło, kazało wyciągnąć telefon i spróbować uwiecznić ów moment. Oczywiście w przekonaniu, że głosu i tak nie będzie. W domu przesłuchuję nagranie... Cholera, działa! Podłączam słuchawki... Kurczę, działa! I pomyślałam, że to dzięki Bogu. To jest szalony facet, a z racji tego, że zawsze staram się powtarzać, iż jest dobry - ta sytuacja tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła. Ktoś może powiedzieć, że tak miało być, że akurat trafiłam i usterka sama z siebie zniknęła, ale wiara właśnie polega na tym, by mieć wobec Niego zaufanie.
I świadomość tego, że gdy o coś prosimy - zostanie nam to dane. W swoim czasie. Ale dostaniemy to, na czym nam zależy. 

"[...] Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony,
 a kto się uniża, będzie wywyższony."

Słowa z dzisiejszej Ewangelii... Cóż, miejmy w sobie zdrową pokorę. Nic na siłę, wszystko z miłości, dla miłości i z miłością.
https://www.youtube.com/watch?v=Uq41Fmw5CGI - uwielbiam ten zespół.
Till ma ponad pięćdziesiąt lat, a śpiewa tak genialnie, że aż jestem wzruszona oglądając ich koncerty. Są świetni na żywo! Co za moc. W głosie, instrumentach, publice... Uwielbiam. 

Dziękuję. Proboszczowi, panu Mariuszowi, rówieśniczce Asi, Arturowi (który jest już na studiach, a jednak znalazł czas) i wszystkim uczniom klasy trzeciej, którzy zechcieli zrobić coś więcej w kierunku pogłębienia swej wiary. 

~~Zbuntowany Anioł

piątek, 21 października 2016

Nikt nie jest bez wad.

"Bracia:
Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani,
 z całą pokorą i cichością, z cierpliwością znosząc siebie nawzajem w miłości. [...]"

"When the last time anyone ever told you how important you are?"

Dzień dobry.

Dziś te dwa cytaty kojarzą mi się z naszą polonistką. Moja klasa jest szalona. Składa się z ludzi pełnych energii, chętnych do działania każdego innego, byle nie związanego ze szkołą. Nie mam im tego za złe. Sama czasami chciałabym po prostu powiedzieć: "Mam to gdzieś." i faktycznie mieć. Ale wczoraj nie poszłam do szkoły i miałam takie poczucie winy... Nie wiem, dlaczego. Nie czułam się za fajnie. Jeśli wiem, że coś jest moim (choćby nawet zasranym, pisząc językiem kolokwialnym) obowiązkiem, to nim jest i koniec. Nie ma żadnego "ale" i tyle. Wiecie, bardzo lubiłam, wręcz uwielbiałam, chodzić do poprzedniej szkoły. Waliło się, paliło, było okropnie, ale mimo to - byłam tam. Jak tylko często mogłam. Czasami faktycznie choroba na to pójście nie pozwalała, ale żeby wagary? Żeby nie iść "ot tak"? W życiu! Może dlatego wczoraj było mi niezbyt dobrze, bo nie umierałam, a jednak zostałam w domu. Nie ważne. Znowu odbiegłam od tematu. Wracając... Moje koleżanki i moi koledzy to bardzo specyficzni ludzie (ale uwielbiam ich). Potrafią kompletnie nie zwracać uwagi na to, co mówi nauczyciel, ale nasza wychowawczyni (a tym samym - pani od języka polskiego) ma w sobie coś, co nie pozwala im rozrabiać. W chwili, gdy ta kobieta mówi: "Stop!" - stopują. Uciszają się. Jest w porządku. Naprawdę mnie to cieszy. Dziś omawialiśmy wiersz Zbigniewa Herberta "U wrót doliny". Cóż za poruszający obraz ludzkiego cierpienia w obliczu tego, co działo się w obozach zagłady. Temat niezwykle trudny, bałam się, że coś może pójść nie tak. Ale było genialnie. Serio... Kiedy pani opowiadała, każdy był w nią wpatrzony jak w jakieś dzieło sztuki, a nawet jeśli nie był, to ta cisza... ta cisza była kojąca. Wiedza nauczycieli jest imponująca. Doprawdy. Kiedy przytaczała nazwiska, tytuły książek... Cholera, niesamowite uczucie móc słuchać kogoś takiego. I jeszcze ten głos! Ciary na całym ciele. To jest właśnie człowiek z pasją. I miłością do niej. To widać, słychać oraz czuć. Niewiarygodnie miło mi, gdy mam styczność z takimi ludźmi. Podziwiam. Chciałabym kiedyś wykonywać swoją robotę w taki sposób. Czyżby kolejny wzór do naśladowania? "Wierzę w was.", "Dacie radę!" - i nic więcej mi nie potrzeba, by wziąć się w garść i wytrwać w tej szkole, choćbym miała mieć średnią 2,0. 
"Trzeba działać logicznie, a nie na złość uczniowi."

To jej słowa. Utkwiły mi w głowie, bo wczoraj przyjaciółka napisała tak:

"Mówisz, że jesteśmy wolnymi ludźmi, a gdy w szkole powiesz nauczycielowi, że nie przygotowałeś się, bo źle się czułeś, miałeś zły dzień, to i tak dostaniesz minusa czy 1 za nieprzygotowanie. I gdzie ta wolność?"

Mega mnie to dotknęło. Kocham swoje życie, jest piękne, ale nieraz mam ochotę z nim skończyć. Bo jest zbyt trudne do pojęcia. Poważnie. Czytam słowa rówieśniczki i nie mogę zrozumieć, jak bardzo nieludzcy są niektórzy na tym świecie. Nie mówię, że za każdym razem, gdy nie będę miała ochoty odrobić zadania domowego (z czystego lenistwa) usprawiedliwię się "złym dniem". A broń Boże! Chodzi o to, by wyczuć moment, w którym człowiek jest wobec nas szczery. Niektórzy ze łzami w oczach błagają i tłumaczą, że nie wykonali tego pieprzonego zadania, a zdarzyło im się to może... drugi raz? "Masz jedynkę. Bez dyskusji." No ale... ale... Cholera, właśnie chodzi o dyskusję. O rozmowę. "Tłumaczy się winny." I co z tego? Kim jestem? Tylko dzieckiem, czy jakimś robotem bez uczuć? Jestem kimś czy nikim? Niekiedy już nie umiem tego odróżnić i czuję się jak gówno. Po prostu jak kupa niepotrzebnych śmieci, które jeśli nieprzydatne -
do wyrzucenia i do zapomnienia. 

Cieszę się, że na jakieś szesnaście przedmiotów (jeśli nie więcej, nie pamiętam) udało nam się trafić na jedną z najbardziej wyrozumiałych kobiet. Oby tylko tego nie zepsuć. Tej relacji, tej anielskiej cierpliwości naszej pani. 


"Life, it seems, will fade away
Drifting further every day
Getting lost within myself
Nothing matters, no one else"

Hej, wiecie co? Kocham tutaj być. Dzięki, że jesteście w tym razem ze mną. 

Trzymajcie się.

~~Zbuntowany Anioł

środa, 19 października 2016

Spowiedź pod Kauflandem.

"Trzecią rzeczą, którą ksiądz widzi, kiedy słucha spowiedzi, jest jego własna dusza. Nie umiem wam opowiedzieć, jaki czuję się mały, kiedy ktoś przychodzi po miłosierdzie Jezusa, które otrzymuje za moim pośrednictwem. Grzechy tego człowieka nie zawstydzają mnie za bardzo. Uderza mnie fakt, że on umiał rozpoznać grzech w swoim życiu, na który ja byłem ślepy w moim własnym. Słuchanie, jak ktoś pokornie wyznaje swoje grzechy, kruszy moją własną pychę. To jeden z najlepszych rachunków sumienia."

"It's a beautiful thing to meet someone who makes you forget your troubles."

Cześć.

Nie jestem księdzem i nie potrafię udzielać rozgrzeszenia, ale tytuł wskazuje na pewną sytuację... W oczekiwaniu na autobus stałam przed Kauflandem z kolegą
i koleżanką. W pewnym momencie podchodzą: starsza kobieta ze swoim mężczyzną, a może raczej odwrotnie, bo pani była bardzo nieśmiała. Pan się z nami przywitał i powiedział, że był w wojsku - o ile dobrze zapamiętałam - ponad dwadzieścia lat. Służył w jednostce wojskowej w Międzyrzeczu! To dokładnie tam, skąd ostatnimi czasy przyjeżdżali do nas żołnierze. Był tym wspomnieniem naprawdę wzruszony. Powiedział, że jego żona zmarła sześć lat temu, a dwa miesiące temu ożenił się z kobietą, która była pod tym marketem wraz z nim. Radość biła od niego na kilometr i jeszcze dalej. Mówił, że naprawdę bardzo ją kocha. Zresztą, nie musiał nic o tym wspominać - wszystko było widać gołym okiem. Zapytał: "Jak myślicie, ile mam lat?" "Siedemdziesiąt." - mówię. Prawie trafiłam! Siedemdziesiąt dwa. Wiele przeszedł. To było wypisane w jego oczach, w jego spojrzeniu. Od którego zresztą nie mogłam oderwać wzroku. Pierwszy raz przez cały czas patrzyłam prosto w te dwie kuleczki, które co chwila były "spocone". A jeśli chodzi o nieznajomych - to rzadkość w moim przypadku.
Miał protezę nogi, w którą bardzo mocno uderzył swoją kulą. Ogromny dystans do niepełnosprawności! To się ceni. Ale... Ale powiedział: "Chciałem wykoleić pociąg, pociąg wykoleił mnie". Mówił także o dwóch próbach samobójczych - poprzez powieszenie. Słuchaliśmy go z ogromnym zaciekawieniem, a jednocześnie z powagą i szacunkiem. Musiałam się niestety zbierać, bo by autobus odjechał, ale chętnie posłuchałabym go jeszcze raz. To było niesamowicie budujące. Nie tyle smutne, co poruszające. Ile człowiek może mieć w sobie siły. Po TAKICH przygodach. Kłaniam się nisko. Mówiąc językiem młodzieżowym: Szacun!... Po prostu szacun. 

Polecam czasami się nie spieszyć. Poczekać godzinę dłużej, jeśli mamy możliwość. Poprzyglądać się ludziom, może zagadać (przykład wyżej), uśmiechnąć się. Warto. Cholera, naprawdę spróbujcie. Wiecznie tylko za czymś gonimy, a może chodzi o to, by nieraz się zatrzymać i zaczekać na to, co goni nas. Dziś goniła mnie dobra nowina tego mężczyzny. Pamiętajcie, że ból przeszłości, wasze wszystkie upadki i niepowodzenia... To może być nadzieja dla innych. Historia, którą opisałam jest dla mnie światłem w tunelu. W tym nawet najciemniejszym, najbardziej mrocznym miejscu na świecie. Moim świecie.
Tym tu i teraz. Gdy jako dzieciak zmagam się z wieloma problemami duchowej strony tego życia.

No patrzcie tylko... Jesteśmy takimi strasznymi egoistami. Przecież dwie próby targnięcia się na swoje życie to bardzo dużo! Cieszę się, że ten pan był wierzący. To znaczy, iż Bóg jeszcze ma coś dla niego na ziemi. Na przykład - możliwość podzielenia się swoimi doświadczeniami z młodym pokoleniem. Brawo.
I dziękuję. 

Myślę, że ludzie potrzebują niekiedy się wygadać. Ja również. Czasami mówienie do Boga nie wystarcza. Potrzebujesz przytaknięcia, odpowiedzi. Wiara to trudna sprawa, ale nieraz zostaje ci tylko On. Nie życzę tego nikomu. Samotności. Niemożności powiedzenia komuś, co się dręczy. Nigdy. 


~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 16 października 2016

Nawet Jezus upada.

"Samobójstwo - to nie to, co myślicie.
Któż by się tam zabijał z powodu zmartwienia!
Żyć jest słodko, a smutek to życie!
Chodzi o co innego. Że nic się nie zmienia."

"Virginia Woolf powiedziała, że to co nas zabija, to nie wojny, wypadki,
 ani starzenie się. Zabijają nas drobiazgi, to jak ktoś do nas mówi, jak na nas patrzy. Do tragedii prowadzą drobne rzeczy. Los niezauważalnie zastawia pułapki."

Hej.

Wczoraj spotkałam się z kilkoma osobami z poprzedniej klasy. To dość smutne,
że przyszło tak niewielu. Chociaż z drugiej strony patrzę sobie na to z perspektywy niechęci cofania się. Może oni po prostu znaleźli lepszych ludzi i nie chcą odwracać się ku przeszłości? Nie wiem. Ale gdzieś w głębi siebie zapadam w ogromną zadumę, bo stworzyliśmy przez tyle lat naprawdę przyjazną atmosferę, dobre kontakty. Byliśmy zgraną grupą. I czasem mam poczucie, że nie chcę zaprzepaścić tych wszystkich momentów uśmiechu, śmiechu do łez, przyśpieszonego bicia serca, najlepszych emocji, szalonych chwil. Nie chcę. Myślę, że za dużo poświęciliśmy, by teraz... zapomnieć. Ot tak. Jakbyśmy nigdy się nie poznali. "Cześć" z grzeczności i idziemy dalej? Naprawdę? Chciałabym kiedyś znów spotkać ich wszystkich. Razem. Najlepiej w klasie. Przy dobrej herbacie i radości ze wspólnego posiedzenia. 
Kiedy wieczorem wracam do domu albo, jak wczoraj, idę taki kawał sama... Mam wrażenie, że zaraz wpadnie mi do głowy niesamowicie ciekawy temat, który wam tutaj przedstawię. Czekam na jakieś super natchnienie. Tylko że... Nie dostaję niczego. Naprawdę. Mam taką pustkę w głowie... To przerażające. Jeśli chodzi o samotne powroty do domu o dwudziestej, w październiku, to chyba lęk paraliżuje mózg i wytwarza raczej myśli odnoszące się do samoobrony przed nagłym atakiem, aniżeli jakieś refleksje. Ciekawie jesteśmy skonstruowani. 
Nie bójcie się przewrócić. Dziś przez przypadek ksiądz upuścił Ciało Chrystusa podczas komunii świętej. Spójrzcie! Nawet Jezus upada. Ale szybko wstaje i daje się ludziom skosztować na nowo. To zapewne stresujący i niezręczny moment, gdy nagle na twarzach wszystkich widać zdziwienie, nieraz nawet oburzenie. A ja myślę, że takie sytuacje są potrzebne. By się zastanowić czy to, co właśnie się stało, to tylko opłatek na ziemi, czy coś więcej... czy to On. Tak więc: Odwagi, ludzie! 

~~Zbuntowany Anioł

piątek, 14 października 2016

Oto wierność.

"Ktoś cię krzywdzi, a ty mu zamiast trucizny podajesz ciepłą herbatę
 z cytryną. Bo nie ma złych ludzi. Są tylko złe zachowania. Trzeba umieć widzieć człowieka w człowieku." 

"Nie patrzymy już w oczy, bo patrzymy na ręce
Chcemy dłużej i więcej, chcemy mocniej i prędzej"

Dzień dobry.

Dziś jest bardzo wyjątkowy dzień. Nie tylko dlatego, że to piątek. W dodatku wolny od szkoły. To Dzień Edukacji Narodowej, w skrócie Dzień Nauczyciela. Może od razu przejdę do rzeczy... 

"[...] Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli."

Niektórzy mówią, że was nienawidzą. Zdarzają się wyjątki, które mówią, że was nawet lubią. A ja dziś chcę powiedzieć… tzn. napisać… Chcę napisać, że was kocham. Wykonujecie najwspanialszą robotę na świecie. Poświęcacie się dla nas, zbuntowanych dzieciaków. Robicie coś, czego chyba do końca swego życia nie będę w stanie pojąć. Są nauczyciele, którzy mają w swych głowach ogromne pokłady mądrości, ale niekoniecznie potrafią ją uczniom przekazać… To nic.
Nie mam wam tego za złe. Nikt nie jest idealny, prawda? Bóg obdarzył was wielkim darem, a wy z niego korzystacie, choć nie zawsze jest kolorowo. Dzieci potrafią być cholernie okrutne, bo są… tylko dziećmi. Czują trochę więcej, widzą świat z nieco innych perspektyw. Jeśli tylko będziemy w stanie wzajemnie się szanować – będzie wspaniale. Obiecuję. Bo w to wierzę. I widzę. Widzę, jak jest, gdy dochodzi do kompromisu między dorosłym a młodym. Wtedy naprawdę potrafi być mega w porządku relacja. Poważnie. Wiecie za co tak niesamowicie was doceniam? Za to, że wstajecie rano i idziecie do miejsca pełnego różnych ludzi. Są ci, którzy pragną chłonąć wiedzę, ale są też osoby, którzy mają wszystko i wszystkich głęboko w poważaniu. Doskonale o tym wiemy. A wy, pomimo tego - robicie swoje. I robicie to dobrze. Nikt nie jest nieomylny. Staram się wybaczać ludziom każdy ich błąd, każde przewinienie, potknięcie. Ufam wam naprawdę szczerze. Nauczyciele z poprzedniej szkoły nauczyli mnie ogromnego poszanowania wobec ich pracy. Dlatego dziś to piszę. Życzę wam cierpliwości. Wiem, jak łatwo człowiek człowieka potrafi wyprowadzić z równowagi. Miejcie
w sobie ten genialny spokój, który zawsze będę podziwiała. Bo choć nieraz puszczają nerwy, to potraficie się opanować... Poważnie, świetnie wam to wychodzi. Nie bójcie się. Czasami myślę, że macie wrażenie, iż młodzież nie docenia waszego oddania i zaangażowania. Uwierzcie, że jeśli w pięcioosobowej grupie trafia się osóbka mająca inne poglądy od swoich pozostałych kompanów, to na trzydziestu kilku uczniów z pewnością znajdzie się wyjątek, ta perełka, która doceni wasz wkład w nasz rozwój. 

"Ciąży na nas duża odpowiedzialność. Mamy prowadzić młodzież, żeby
 nie skończyli zdruzgotani, nie wypadli za burtę, nie stali się nieistotni."

Dzięki wielu z nich czuję, że coś w życiu znaczę. Nauczyciele mogą być naszymi przyjaciółmi. Ale nie w takim znaczeniu, jakie macie zapewne na myśli... Nie dzwonię do nich, nie umawiam się na kawę i pogaduszki. Ja po prostu mam świadomość tego, że gdybym czuła się naprawdę źle, chciała skończyć z "tym wszystkim", zrobić coś głupiego... Wiem, że mogę się do nich zwrócić o pomoc.
I nie wywrócą oczami, nie odwrócą się, nie odłożą sprawy na bok/na później. Bywały nawet momenty, że to oni pierwsi wyciągali rękę, gdy przez przypadek wypadliśmy za burtę, zgubiliśmy się w tym szalonym świecie. 

Chcę, abyście, moi drodzy, zrozumieli, że oni nie są w szkole po to, by zrobić nam krzywdę. Są po to, by nas uratować. Tylko musimy dać im szansę...
Oni nam ją dają, nawet gdy czasem tego nie widzimy czy nie doceniamy. 

„Najgorsze w tej pracy jest to, że nikt nam nie dziękuje."

Są to słowa, które przytaczam za każdym razem, gdy temat dotyczy nauczycieli. Bo podczas oglądania "Z dystansu" bardzo mnie one dotknęły. A więc... Dziękuję. Dziękuję z całego serca, najserdeczniej jak tylko potrafię. Wykonujecie kawał doskonałej roboty! 



















Spokojnego, dobrego weekendu życzę! 


~~Zbuntowany Anioł

środa, 12 października 2016

Dzień uczy dzień.

"Nawet gdy nie było cię przy mnie, by mnie ocalić, byłeś moim powodem,
 by oddychać. I za to zawsze będę cię kochać. Zawsze."

"Nie płacz i pogódź się z tym, czego się i tak nie da zmienić. Takie jest życie, trzeba twardo iść pod wiatr."

Cześć i czołem! 

Dobrze się składa, że dziś piszę. Za dwa dni akurat Dzień Edukacji Narodowej
i będzie można coś napisać. Tym bardziej, że jest to dzień wolny od zajęć (uff, dłuższy weekend, jak miło). 


Co tysiąc wyświetleń dziękowałam wam za dobroć, jaką kierujecie w moją stronę, wchodząc tutaj. I kiedy z dziesięciu tysięcy łącznych wejść nagle było jedenaście, dwanaście i tak dalej... Byłam w szoku, duma mnie rozpierała. Ale to, co wydarzyło się przy ostatnim wpisie przerosło wszystkie moje oczekiwania.
Tysiąc sto dwadzieścia jeden wejść. To jest niepojęte. Nigdy nawet nie sądziłam, że może zajrzeć tu choćby połowa tej liczby. Jesteście wielcy. To dla takiego człowieka ogromny cios w serce (pozytywny, rzecz jasna). Ja tylko opisuję to, co czuję. A ludzie chcą te bazgroły czytać. Nawet je chwalą! Chwalą moje uczucia... Dlaczego tak to doceniam? Bo wiem, że wielu młodych ludzi nie doświadcza miłości i takiej aprobaty wobec ich pasji. Dlatego to takie ważne. Jestem dogłębnie poruszona i wzruszona. Uwielbiam to miejsce i uwielbiam was. Każdego (nawet nieznajomego), który tu wszedł. Z własnej, nieprzymuszonej woli. To fenomenalne uczucie. 


"Wołyń" - film, który powinien (bo wiecie, że nie przepadam za słowem: musi) obejrzeć każdy. Polak i Ukrainiec, i inni, jeśli tylko mają możliwość dostania przetłumaczonego obrazu. Ta ekranizacja sprawiła, że pierwszy raz płakałam w kinie. Przy sali zapełnionej do ostatniej osoby w pierwszym rzędzie, zaraz przy ekranie. Łzy poleciały samowolnie, gdy rozpoczęła się główna scena rzezi, jaką sąsiedzi nam wyrządzili. I tak jak kulka w łeb od Niemca boli cholernie, to kiedy widziałam okrucieństwo, jakim posługiwali się Ukraińcy... Boże Święty, to było nie do pojęcia. Wciąż zresztą jest. Straszne sceny. A kiedy wiesz, że to wszystko wydarzyło się naprawdę... Żal serce ściska. Żal ściska całe twe ciało! Niewiarygodna historia. Idźcie do kina, proszę was, te pieniądze nie będą wyrzucone w błoto. Uwierzcie. Cisza, jaka panowała przez całe sto pięćdziesiąt minut była niesamowita, a zarazem tak przerażająco przykra... Wychodząc z sali było tak samo. Nie odezwał się nikt... Nikt. Nawet odwożąc koleżankę do domu,
a mieliśmy dobre piętnaście/dwadzieścia minut drogi - nie wypowiedziałyśmy ani słowa. Chyba nic więcej nie muszę dodawać. 


W poniedziałek po raz kolejny odwiedziłam poprzednią szkołę. Za tydzień albo dwa znowu tam idę, ale to już z bardziej prywatnych względów, bo sama, a dwa dni temu byłam z koleżanką. Wszyscy byli bardzo mili, ale mieli lekcje, więc te rozmowy były dość powierzchowne. "Jak w szkole? Aha, dobrze? No to fajnie". Ale doskonale ich rozumiem, też nie chciałabym tracić godziny na jakieś bzdury. Chociaż, chociaż... Pani od matematyki poświęciła swoją lekcję wychowawczą
i z nami porozmawiała. Jak za dawnych, dobrych czasów (te też są dobre, ale rozumiecie chyba, co mam na myśli). Trochę zaprezentowałyśmy naszą szkołę obecnym trzecioklasistom, bo to jest ten czas, kiedy potrzebują przewodników. Trafny wybór, to jednak trafny wybór. Nic na siłę. Wszystko z miłości i chęci.


"[...] Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim cnotom nie ma Prawa.
 A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami.
 Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy."

Dzięki jeszcze raz, że jesteście! 

~~Zbuntowany Anioł

sobota, 8 października 2016

"Ja, obywatel Rzeczpospolitej Polski..."

"Pamiętaj ludzi:
 1. Którzy pomogli, gdy było ciężko.
2. Którzy odeszli, gdy było ciężko.
3. Którzy sprawili, że było ciężko."

"Chodzi mi o to - powiedział - że gdy o kimś myślisz,
 gdy nie możesz o kimś zapomnieć, dostrzegasz go wszędzie wokół."

Serwus! 

Wczoraj był fenomenalny dzień. Wspaniała klasa, przemiła atmosfera, cudowni nauczyciele, wychowawczyni, wszystko dopięte na ostatni guzik. Wyszło genialnie. Jestem z nas bardzo dumna. Udało się! Zrobiliśmy coś naprawdę fantastycznego. Nie dalibyśmy rady, gdyby nie współpraca z profesjonalnymi żołnierzami, którzy przez cały wrzesień, w każdy piątek, pomagali nam wspinać się coraz wyżej w tej amatorskiej, aczkolwiek świetnej musztrze. Koordynatorka ds. szkoleń wojskowych, pan od samoobrony oraz nasza wychowawczyni podarowali nam bardzo smaczny prezent. To była podobno pierwsza taka inicjatywa z ich strony wobec klas mundurowych. To niezmiernie miły gest, doprawdy. Dziękuję z całego serca. W imieniu swoim i koleżanek oraz kolegów.
To zaszczyt chodzić do tej szkoły. Poważnie. Jest ciężko, ale czuję, że to dobra droga. I znak od Boga. Po coś musi być ten trud. Ufam, że w przyszłości w pełnimy docenimy wysiłek, z jakim dziś się mierzymy, choć nieraz już nie dajemy rady. Głowa do góry i do przodu! Trafiliśmy do wspaniałego miejsca, obyśmy nie zmarnowali tej wielkiej szansy na osiągnięcie jak najlepszych wyników (co zresztą obiecaliśmy, składając przysięgę podczas ślubowania). I w nauce, i w życiu. Ksiądz podczas kazania przytoczył cudowne słowa równie cudownego człowieka: "Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali". To bardzo istotne. By być z siebie dumnym i przeżywać życie dla siebie samego. I wiecie co najbardziej przykuło moją uwagę? Gdy rzekł, iż patriotyzm to nie tylko kochanie swej ojczyzny, radość i duma z noszenia munduru, szanowanie symboli narodowych... Bycie patriotą to przede wszystkim codzienność. To wstawanie rano, pójście do szkoły/pracy i po prostu - cieszenie się z życia w tym kraju i robienie tego, co robimy, pomimo wszystko. Robić to, co się kocha, bez względu na to, jaki pogląd na ową działalność mają inni.

Trochę się na początku wściekaliśmy. Miesiąc chodzenia, zdarte kostki, ból, opuszczanie lekcji, a na podsumowanie tej zażartej walki, by wszystko wyszło idealnie - nagle okazało się, że apel z okazji uroczystego ślubowania odbędzie się na sali gimnastycznej. Tylko wiecie co? Z musztrą jest trochę jak z tym patriotyzmem. Nie wszystkie schematy, które uważamy za słuszne, faktycznie takie są. Musztra to w głównej mierze - zdyscyplinowanie. W swoim szyku, w swej grupie. To pełna determinacja, ażeby połączyć siły z całą drużyną. To spokój, rozwaga i powaga. To nie tylko jakieś tam chodzenie. W końcu ten fakt do nas dotarł, gdy wszyscy zapewniali, że wyszło naprawdę pięknie. 

W czwartek padało, było zimno i wietrznie. Postanowiłam, iż przejdę się do kościoła, na różaniec, pomodlę, spotkam z koleżanką. I co widzę w piątek? Słońce. Co czuję? Ciepłe, przyjemne powietrze. To było takie znakomite... Uwielbiam Go za to. 

Ażeby tego było mało, po wyjściu z kościoła koleżanka odbiera telefon, a tu nagle dzwoni pan Tomek, z którym wielokrotnie jeździłam do teatru w Poznaniu, a w sierpniu byliśmy w Auschwitz. No i słuchawkę przejmuję ja, a w niej: "Natalia, to jutro się widzimy, tak?" Zdezorientowana, zakłopotana, nie wiedziałam co powiedzieć. Wspominałam, że trochę krucho teraz z kasą, ze względu na wydatki, jakie poniosłam we wrześniu, a on powiedział, że mam jechać. Rozumiecie to?
Ot tak. Bezinteresownie zaproponował, a raczej oznajmił mój udział w wyjeździe. Genialny facet. Serio. Życzę wam wszystkim, byście na swej drodze spotykali ludzi, którzy nic od was nie chcą, a i tak sprawiają tyle radości, że człowiek nieraz nie jest w stanie tej dobroci pojąć. I tylko by dziękował, dziękował, dziękował. Bo jak można przejść obojętnie wobec takiej wspaniałomyślności? Jestem w niebie... Dziękuję. 

Boska komedia "Zakonnica w przebraniu" boską komedią (brzuch aż bolał ze śmiechu!), ale to był również idealny moment, by spotkać się ze "starymi" ludźmi! Jesteście świetni. 


Spokojnego weekendu. 

~~Zbuntowany Anioł

wtorek, 4 października 2016

Vanitas.

"Dobry Boże, wybacz, że się nie odzywam, ale było mi tak ciężko. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. Daj mi jakiś znak, bo dłużej tego nie wytrzymam. Podsuń mi coś, czego będę się mógł chwycić, biblijny cytat, cokolwiek. Rozpaczliwie tego potrzebuję. Nie wiem nawet czy potrafię żyć [...].
 Nie wiem, czy dam radę."

"Czasami odchodzimy tylko po to, żeby sprawdzić, czy ktoś za nami pójdzie...
Najgorsze jest rozczarowanie, kiedy odwracasz się,
 a za tobą nikogo nie ma."

Hej, hej.

Dzisiejszą Ewangelię odbieram tak: Czasami próbujemy być ponad innymi, uważamy że nasze działania są o niebo lepsze od działań bliźniego, a okazuje się, że nieraz wystarczy po prostu usiąść i posłuchać, co ktoś, kto jest mądrzejszy od nas (i wcale nie oczekuje tego, co my uważamy za słuszne) ma do powiedzenia. Jezus ukazuje bardzo dobitny fakt naszego życia... Troszczymy i niepokoimy się, nawet nie tyle o WIELE, co o ZBYT wiele. Pochłaniają nas tak często problemy, które sami sobie tworzymy w głowach. Niepotrzebnie. A jednak tak właśnie sprawy się mają. U mnie wręcz codziennie. Jest dobrze, czuję w sobie szczerą radość, ale i tak na koniec dnia "dowalę" swej mózgownicy, że jednak coś dziś poszło nie tak albo się jutro coś spieprzy. To błędne koło... To takie bez sensu. Mimo wszystko - tak właśnie czynimy. Aczkolwiek mam nadzieję, że wszystko dzieje się po coś. Więc może to nasze narzekanie jest po to, by w niedalekiej przyszłości coś z niego wynikło. Byśmy nie powielali błędów przeszłości. 

Mam mętlik w głowie. Są takie momenty, gdy nauczycieli jest mi naprawdę żal.
I zdecydowanie nie podoba mi się lekceważący stosunek uczniów wobec nich.
Ale takie pewnego rodzaju współczucie pojawia się tylko w momencie, gdy dorosły ma coś cholernie konkretnego i dobrego do przekazania (tak, wiem - każda wiedza jest dobra) albo widzę w nim pasję. A uwierzcie, że potrafię takową pasję wyczuć w człowieku. I z pewnością nie tylko ja. Otwarcie przyznam, religia w ogóle nie przypadła do mego gustu. I nie sądzę, że przypadnie. Jak uczeń może słuchać nauczyciela, kiedy ten sam nie wykazuje żadnej chęci do ROZMOWY(!). Bardzo nie lubię, gdy lekcja to jest czterdzieści pięć minut monologu i to jeszcze na takie mega ciekawe tematy, że człowiek ma ochotę wstać i po prostu wyjść. Religia to bardzo specyficzna lekcja w naszym planie. Młodzież potrzebuje mentora, autorytetu, kogoś, kto go wciągnie w daną dziedzinę nauki, życia i tak dalej, i tak dalej. Rozumiecie? Jak mogę pogłębiać albo nawet DOPIERO poznać miłość do Jezusa, jeśli osoba, która "stara się" ów miłość przybliżyć, robi to w kompletnie niefajny sposób? Nie jesteśmy idiotami, jak się nam coś nie podoba, to się temu sprzeciwiamy. Dlatego religia w szkole to kontrowersyjna sprawa. Nie dziwię się. JUŻ się nie dziwię, bo w gimnazjum trafiłam na wspaniałego katechetę. 

Czasami tracę tę ogromną nadzieję, ponieważ jedyny moment, gdy pod religijnym względem "jestem w niebie", to ten podczas spowiedzi (jeśli trafię na dobrego spowiednika, ale zwykle chodzę do jednego, stałego i wszystko wychodzi pięknie) albo podczas Mszy, kiedy jakimś cudem nie ma listu, albo kazania nie mówi biedny, schorowany, starszy ksiądz (nie neguję ich poświęcenia aż do końca swych dni, tylko staram się uświadomić ludziom, że może warto dać czasem szansę młodym albo tym, których ludzie chętnie by słuchali). 

https://www.youtube.com/watch?v=ixpq4fixqlw - to przecudowna melodia. Końcówka mnie wzrusza dogłębnie.

Trzymajcie się! 

~~Zbuntowany Anioł

sobota, 1 października 2016

Nafajdane to nie pomalowane.

"Wczoraj spotkałam moją dawną, teraźniejszą, przyszłą, wieczną miłość
 i zrozumiałam, że wszystko jest tak, jak być powinno. Moje miejsce jest właśnie tu, gdzie jestem. Każda droga, rzeka, osoba, myśl, każde słowo, budynek - to wszystko ma swój sens. Moim problemem jest to, że ciągle martwię się o to, że robię coś, czego nie powinnam robić, że marnuję na coś czas, że powinnam być gdzieś indziej. A tak naprawdę ten moment jest najlepszym, jakiego doświadczam. I ten, i ten, i ten też. Nie mogę ich złapać, ani wyczuć, ale mogę nimi żyć. Ktoś kiedyś powiedział, że cierpienie jest potrzebne, dopóki nie zrozumiesz, że nie jest potrzebne.
 Właśnie dlatego błogosławię moje łzy."

Dzień dobry.

Wczoraj był kolejny, przyjemny dzionek w nowej szkole (nie wiem, kiedy przestanę pisać "nowa"). Zajęcia z musztry i łączności z żołnierzami z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu jak najbardziej udane. Panowie niezmiernie przyjaźni! To było fantastyczne. Patrzeć, jak świetnymi są kumplami
i jaki mieli wobec nas stosunek. Za tydzień ślubowanie... Obawiam się, co do naszego "pokazu", ale jesteśmy tylko dzieciakami, wątpię, że ktokolwiek oczekuje od nas perfekcyjności w musztrze. Oby nie. Ale jest naprawdę okej, choć my sami mamy sobie wiele do zarzucenia i staramy się to poprawić. Jeszcze w tym tygodniu będziemy dopinali wszystko na ostatni guzik, by w piątek wypaść jak najlepiej. Nie idealnie, po prostu bez poczucia wstydu. 

W pierwszym czytaniu Job odpowiada Panu tak: "[...] Dotąd Cię znałem ze słuchu, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem, stąd się we łzach rozpływam, pokutuję w prochu i popiele. [...]"
Bardzo ciekawy jest ten fragment, szczególnie gdy odnosi się do mojej osoby z przeszłości. Gdy w 2015 roku na rekolekcjach ksiądz pytał, na jakim etapie miłości do Chrystusa jesteśmy: Usłyszenie, Spotkanie, Zakochanie, Wyznanie. Wybrałam krok pierwszy, jako jedyna w przepełnionym od dzieciaków i młodzieży kościele. Ależ to było wydarzenie! Ale takie miałam poczucie... Poczucie szczerości wobec siebie. Gdybym poszła wtedy do: "Zakochania" - okłamałabym i siebie, i Pana. Ale dziś... Dziś jestem na etapie wyznania. I już się nie wstydzę, nie boję, nie przeraża mnie takie podejście do wiary. Mówię głośno o tym, że Bóg jest dobry. O tym, jak nas kocha. Niesłychane, jak się człowiek może zmienić.
W tak krótkim czasie... Jestem dumna, że napotkałam na swej drodze ludzi, którzy postarali się o to, bym była autentycznym świadkiem Jego miłości. Każdy, kto się NIE LĘKA mówić o Jezusie - jest właśnie, według mnie, takowym autentycznym świadkiem. Bo egzystować z dnia na dzień, chodzić do kościoła, modlić się (tj. odklepywać znane słowa, które słyszy człowiek na każdym kroku) jest niczym przy życiu na "pełnej petardzie", w pełnym zaufaniu do Niego, w miłości do drugiego człowieka (to kwestia najistotniejsza, do końca mych dni będę nad nią pracowała... ciężko pracowała i ją kształtowała). Dlaczego jest takim osobom łatwiej? Takim chrześcijanom "tylko z nazwy"? Bo im się nie obrywa. Nie dostają po gębie, po łapach, nie są oskarżani, nie zostają opluci, zbluzgani... Tylko że... Co w takiej wierze jest fajnego? Zero poświęcenia, takie "nic" i tyle.
A ja wciąż uczę się, że nieraz dobrze jest dostać "liścia w twarz", by coś do nas dotarło, by coś zmienić, by nauczyć się wytrwale i pewnie stać przy swoich racjach (tych dobrych, rzecz jasna). 

Wiecie za co od zawsze ceniłam i na zawsze będę ceniła w swoich nauczycielach z poprzedniej szkoły? No właśnie za to, o czym napisałam przed chwilą - za poświęcenie. Ogromne oddanie i zaangażowanie. Ostatni wpis był przepełniony sporą dawką niezadowolenia, a wręcz poparcia co do nienawiści wobec niektórych dziedzin nauki. I nagle dostaję wiadomość... bardzo długą, rozbudowaną o przykłady, własne przeżycia wiadomość. Szok i niedowierzanie.
A jednocześnie gdzieś w sobie poczułam wzruszenie, bo mężczyzna, który do mnie napisał, poświęcił czas na wytłumaczenie tego, co jeszcze niezrozumiałe. Niektórzy czytają te bazgroły, a później wracają do czynności wykonywanych przed wejściem tutaj. A on się nad tymi słowami zastanowił i pokazał inną perspektywę spoglądania na gorzki świat niezrozumiałej nauki, która wkrótce może być, w końcu, przeze mnie doceniona. Tylko potrzeba czasu i doświadczenia. Upadków i powstań. Cieszę się, że Bóg nie daje nam przejść obojętnie wobec trudnych rzeczy. Kocham Go za takie podejście do ludzi. 
I nauczycieli także kocham. Taką uczniowską miłością. A dlaczego? Bo wiem, że takich młodych, z takim podejściem jest bardzo mało. Aczkolwiek, jak powiedział niegdyś mój autorytet: "Są te perełki wśród nas, które trzeba gdzieś tu wyłapać"

"Cudownie jest mieć świadomość, że ma się dokąd/do kogo wrócić. Wspaniale jest mieć pewność, że osoba,
 która jest twoim szczęściem - zawsze przyjmuję cię
 z otwartymi ramionami." 

Tak pisałam rok temu... Jakie to, cholera, piękne, że te słowa wciąż są aktualne.

https://thebillizm.wordpress.com/ - bardzo serdecznie zapraszam was do odwiedzenia tej strony! 


~~Zbuntowany Anioł