czwartek, 29 czerwca 2017

Podróż w nieznane.

"Szczęście - ani dobrobyt, ani przyjemność, ani żądza, ani zadowolenie, ani radość, ale trochę tego wszystkiego naraz."

"Cóż, człowiek jest istotą niezastygłą, wciąż w nim się gotuje, wrze i choćby nie miał powodu, będzie się buntował. Sam sobie jest wiecznym powodem. Do końca świata będzie się buntował."

Cześć.

Trudno mi pojąć, że tak wiele może zmienić się przez tak krótki czas... Miesiąc nieutrzymywania kontaktu z przyjacielem i nagle, ot tak, mogę rzecz, że zmieniło się wręcz wszystko. Jak to możliwe? I gdzie szukać przyczyny? Nie mam pojęcia. Zawsze staram się w jakimś stopniu podtrzymywać rozmowę, znajomość, nie wspominając o przyjaźni! O czymś, o czym jeszcze niedawno pisałam ze wzruszeniem. Czuję się niepewnie, bo nie jestem człowiekiem z kamieniem zamiast serca, a z drugiej strony myślę sobie... Ile, do cholery, trzeba się starać, by dogodzić drugiemu? Robić to za wszelką cenę? Za cenę MOJEGO szczęścia? Warto wypalić się dla kogoś, kto tego nie dostrzega, nie potrafi docenić? Pytam swoje sumienie, pytam Boga. 

Wczoraj byłam w Poznaniu. Z kuzynką. Moja dobra koleżanka zdawała egzamin na prawo jazdy. Teoria wyszła w porządku, niestety nie udało jej się podczas praktyki. Ale nie ma co rozpaczać, za drugim razem będzie lepiej. Będziemy trzymały jeszcze mocniej kciuki.
Wzięłam aparat i byłam nastawiona na to, że muszę znaleźć choćby jedną okazję do strzelenia dobrej fotki. Niejedną odkryłam! To jest najniższy poziom, który aż żal nazywać fotografią, ale od czegoś trzeba zacząć. Stojąc w miejscu i jedynie czytając o tym jak robić zdjęcia, wyłącznie je oglądając i podziwiając nie robimy nawet jednego kroku na przód. Więc trzeba działać. Robić, robić, robić...


"Twoje pierwsze dziesięć tysięcy zdjęć będzie najgorsze."
  
Henri Cartier-Bresson
Ale warto, bo jeśli coś sprawia ci frajdę, to nie ma żadnych przeciwwskazań, żebyś musiał przestać wykonywać ową czynność. To bardzo ważna kwestia w życiu.


"(...) bo najciężej jest ruszyć. Nie dojść, ale ruszyć. Dać ten pierwszy krok. Bo ten pierwszy krok nie jest krokiem nóg, lecz serca. To serce najpierw rusza, a dopiero nogi za nim zaczynają iść. A na to nie tylko trzeba siły, ale
 i przeznaczenia, żeby przemóc serce i powiedzieć: to ruszam." Wiesław Myśliwski

Mam siedemnaście lat (za tydzień, okej...), ale przysięgam, jak Boga kocham, że przyjdzie taki rok, kiedy będę miała wystarczające fundusze, by wyjechać w jakieś piękne miejsce (nawet w Polsce!) i - tak jak dziś robią to moi znajomi - w końcu także móc podziwiać to, co oferuje mi świat. To chyba jest największe pragnienie - podróżować, dzielić się spostrzeżeniami z innymi, zachęcać ich do pracy właśnie po to, by także mogli przekazywać dobro swoim bliźnim. Do tego w życiu dążę.
By wreszcie nie musieć siedzieć w swoim pokoju i ze łzami zazdrości spoglądać na to piękno życia jedynie zza ekranu telefonu czy komputera. 


Trzymajcie się! 

~~Zbuntowany Anioł 

środa, 21 czerwca 2017

Nigdy nie mów nigdy.

"Niech myślą co chcą, ale nie miałem zamiaru się utopić. Zamierzałem płynąc dopóki nie utonę - a to nie to samo."

"Znacie przecież łaskę Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który będąc bogatym, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić."
 2 Kor 8, 9

Dzień dobry.

Mam nieodparte wrażenie, że wakacje zaczęły się definitywnie, ponieważ moja szkoła miała do wykorzystania kilka dni wolnego i właśnie teraz z tego skorzystała. No i myślisz sobie, że wszystko spoko, a tu w piątek trzeba jeszcze wstać, pojechać, popatrzeć jak ludziska odbierają świadectwa i przetrwać. Powspominam sobie zeszłoroczne zakończenie. A co do poprzednich szkolnych murów...

W życiu nie pomyślałabym, że tak bardzo mogę liczyć na nauczycieli z gimnazjum. Jestem lekko podbita zawaleniem pewnych spraw, ale wyobraźcie sobie, że przychodzę do nauczyciela od historii i przedstawiam mu sytuację, a on podaje mi swój numer telefonu, adres mailowy, proponuje notatki, spotkania, wytłumaczenie rzeczy niezrozumiałych, stuprocentową pomoc. I myślę sobie o tym, jak o jednej z piękniejszych sytuacji jaka mnie ostatnimi czasy spotkała. Na równi z godzinną terapią u nauczycielki języka angielskiego. Do czego zmierzam? Największym pozytywnym ciosem w serce jest ten, kiedy otrzymujemy od drugiego człowieka coś, czego byśmy się po nim absolutnie nie spodziewali. Nauczyciel jak nauczyciel. Jest, uczy, pomaga, ale kiedy to wszystko dzieje się w ciągu roku szkolnego, dzieciaki nie zwracają na ten aspekt aż tak ogromnej uwagi, nie doceniają trudu włożonego w ich edukację. I ja też tak postępowałam. A teraz, będąc na skraju załamania swoją nieudolnością, powracam i kłaniam się temu człowiekowi nisko za tak wielkie zaangażowanie i rękę wyciągniętą w moją stronę bez żadnego "ale", bez osądów, raczej z nadzieją na wygraną i świadomością odnalezienia światełka w tunelu.
Zaczęłam interesować się przerabianiem zdjęć. W kwestii fotografii jestem raczej tradycjonalistką - lubię autentyczność, a nie sto filtrów nałożonych na obraz. Jednak trzeba pamiętać, że w życiu nie należy stać w miejscu i zawsze dobrze jest coś w nim zmienić, obrać nowy kierunek, spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy. Więc myślę, że "naturalnie" stworzone zdjęcia to magia i genialność sama w sobie, ale umiejętność przemiany takowej fotografii to także nie lada wyczyn. Dlaczego Photoshop nie jest darmowy? Bo nawet do niego trzeba mieć tzw. smykałkę. Osobiście bawię się programem VSCO, który dostępny jest dla iOS jak i Androidów. Świetna sprawa. Co prawda płatny, gdy chcemy zrobić w nim coś "ponad" odgórne filtry, ale myślę, że te dostępne są na tyle dobre, że potrafią dać oczekiwany efekt, który w porównaniu z oryginałem sprawi, że wpadniemy w zadumę i pozytywne zdziwienie.
W poniedziałek opalałam się z koleżanką na żwirowni i poczułam klimat lata. Coś pięknego. Może nie było to jezioro czy morze, ale i tak było bardzo przyjemnie.
W pewnym momencie zaczęłyśmy spoglądać na chmury i stwarzać swoje wersje bieli tkwiącej w przestrzeni błękitnego nieba. Ależ przy tym zabawy było! To niezwykle pobudza wyobraźnię. Polecam. Nie tylko dzieciom. 
Wakacje, wakacje... ciepełko, wyjazdy, a moją pasją jest pisanie i muszę liczyć się z tym, że raczej statystyki będą spadać, ale cóż poradzić? Robić dalej to co się uwielbia. Choćby dla samych wspomnień. Co do wspomnień...

"Wiecie, lekarze są dziwni... mówię wam, nigdy, przenigdy nie pozwolę nikomu z moich ukochanych osób płacić za rozmowę z jakąś obcą osobą. Psycholodzy i te sprawy, rozumiecie.  To jest gówno. Równie dobrze mogę rozmawiać z moimi nauczycielami i to ZA DARMO, otrzymując większą pomoc. Co za bzdura. Beznadziejny tok myślenia niektórych ludzi." 24 czerwca 2015 roku.

Co ja miałam we łbie... bladego pojęcia nie mam. A jednak po latach chciałabym skonfrontować się ze starą, młodą, głupiutką Natalią, pacnąć ją w mózgownicę i dać do zrozumienia, że jednak warto trzymać się powiedzenia: Nigdy nie mów nigdy, bo... nigdy nie wiesz, co może się wydarzyć. Dziś z nutką niepewności, ale jednak wiedząc czym jest praca psychologa prawdopodobnie za kilka dni zawitam do gabinetu jednego z nich. I mam nadzieję, że nareszcie moja dojrzałość pozwoli na porządne ocenienie pracy i sposobu podejścia tej osoby.
Lednickie koszulki... Sporo refleksji można z nich wyciągnąć. No bo tak chyba jest, nie sądzicie? Do niczego nie można ludzi zmuszać, ale jeśli uważamy coś za słuszne, warte przekazywania dalej, naprawdę temu ufamy, to naszym obowiązkiem jest głosić prawdę, w którą (i której) wierzymy. Dziś Święty Mateusz w Ewangelii powiada, byśmy wystrzegali się pobożnych uczynków wykonywanych na pokaz. Namawia nas do pokornej modlitwy w ukryciu. I to wszystko jest jak najbardziej okej, ale będąc chrześcijaninem trzeba mieć w sobie świadomość i umiejętność odróżniania obłudy od przekazywania Dobrego Słowa bliźnim. Rozumiecie? Z jednej strony nie ma co siać zamętu, brać krzyża na ramiona i krzyczeć na środku ulicy, jakimi to my nie jesteśmy gorliwymi wierzącymi. A drugą stroną medalu jest fakt, iż będąc zamkniętymi w czterech ścianach nie mamy możliwości wypełniania słów Chrystusa, a trzeba pamiętać, że wyłącznie po owocach nas poznają.
https://www.youtube.com/watch?v=EJJgoPIIOgw


"Byłeś czysty, czysty jak górskie źródło,
Twoje gorące serducho biło tak bardzo równo.
Bardzo równo, uśmiechnięta buzia,
W ludziach dostrzegałeś Chrystusa, ta Twoja czysta dusza.
Tak bardzo kochałeś się w życiu,
W życiu nie myślałeś o niczym innym niż być tu."

Trzymajcie się! 

~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 15 czerwca 2017

Boże Ciało - Deum sequere.

"Gdy milczysz, zawsze masz nadzieję, że ta druga osoba przerwie to milczenie.
I najczęściej działa to w obie strony, dlatego tak wiele miłości i przyjaźni kończy się w sposób niewyjaśniony."

"[...] Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba." 1 Kor 10, 16-17

Hej!

Z wczorajszym zaliczeniem matematyki oficjalnie zakończyłam ten rok szkolny.
I choć będę musiała jeszcze nadrobić pewne niepoukładane sprawy, to od dziś nie myślę już o licealnych murach.
Cóż mogę powiedzieć... Jestem wykończona psychicznie. Presja, ciągła niepewność, lęk i cała masa innych negatywnych emocji, które przez tyle miesięcy kumulowały się we mnie. Codziennie, po trochu, coraz bardziej i bardziej, było ich więcej, były silniejsze w swym okrucieństwie. W znacznym stopniu to ja zawaliłam tak wiele sytuacji, z których mogłam wyjść bez ran, ale ta ciągła świadomość, że musisz zadowolić każdego wokół ciebie nie dawała spokoju. Dodajmy do tego moją wrażliwość i tęsknotę za dawnym życiem... Och, to był rok o którym chcę zapomnieć. Jest jednak kilka "ale"! Spotkałam wspaniałe koleżanki, stworzyłyśmy świetną ekipę i trzymamy się razem, co by się nie działo. Zmagania z poligonem, lekcje musztry, spotkania z żołnierzami - nowe doświadczenia, przygody godne pozostania w głowie. I ta piękna świadomość, że trafiłaś na polonistkę z krwi i kości, która zaraża cię pasją do języka polskiego i... tak mocno wierzy w siłę uczniów. Kłaniam się nisko i zawsze dziękuję Bogu, że postawił na mej drodze te kilka osób, które dają mi nadzieję na przeżywanie dobrego życia.
Dzisiejsza uroczystość jest dla mnie taką, która do końca życia pozostanie niezgłębioną tajemnicą. I bardzo dobrze. Nie wszystko musi być idealne pod względem naszego pojmowania świata.

Kiedy czytam drugie czytanie, przypominam sobie homilię biskupa Rysia na Lednicy: "[...] Księga Liczb i Księga Wyjścia mówi, że kiedy Mojżesz uderzył laską w skałę, to "wytrysnęła woda tak, że cały lud mógł się napić". Naprawdę chcecie pić sami Ducha Świętego? Naprawdę chcecie doświadczenia miłości od Boga w pojedynkę? Nie chcecie tego, żeby Duch Święty tej nocy uczynił nas wszystkich Kościołem? Żeby nas uczynił Ciałem? Żeby nas uczynił dla siebie wzajemnie członkami? Żebyśmy mieli poczucie, że każdy potrzebuje tego, który jest obok, i że każdy potrzebuje każdego z tych dziesiątków tysięcy, które są na tym polu? Nie chcecie, żeby Duch nas uczynił jednością?"
No właśnie... Mnie zawsze niesamowicie inspirują takie święta. Po pierwsze pokazują, że nie jesteśmy zamknięci w kościele, w swoich wspólnotach, parafiach i kiedy widzę, jak wielu nas jest na Mszy Świętej... To zapiera dech w piersiach i sprawia ogrom radości. Druga sprawa - Jezus jest niezwykle pokorny i za pośrednictwem księży może pokazać się całemu światu. Ukryty w monstrancji, a jednak otwarty na lud, który nie zawsze na Niego czeka.
Widzę pokorę także w postawie kapłanów... Oni doskonale wiedzą, że choć zostali powołani do służby, w gruncie rzeczy nie są godni, by nieść Kogoś tak wielkiego jak Jezus Chrystus. A jednak mają taką możliwość, schylają głowę i mają w swoich dłoniach niezmierzoną żadną miarą, bezcenną, delikatną Miłość. Miłosierdzie pod postacią chleba i wina, a jednocześnie Ciała i Krwi. Nie jestem kimś, kto mógłby wytłumaczyć sens przeistoczenia... Mogę jedynie się nad nim zachwycić i spróbować zachęcić was do tego samego. Do autentycznego przeżywania wiary. By inni mogli poznać nas po owocach pracy... niełatwej pracy, polegającej na głoszeniu Dobrego Słowa i czynieniu innym jak najlepiej.
Zdaję sobie sprawę z tego, że te dzieciaczki nie mają bladego pojęcia, dlaczego i dla Kogo sypią kwiatki, ale jest to bardzo wzruszające. One tak bezgranicznie się cieszą! I ufam, że Bóg także jest szczęśliwy, bo On doskonale wie z jakiego powodu ulice w jednej chwili stają się dywanami z kwiatów... z tego naturalnego aspektu, który został stworzony właśnie przez Niego. To jest takie zakręcone i niewiarygodnie piękne, że przysięgam, ale brakuje mi słów, by móc opisać fantastyczność tego typu przedsięwzięć.
"Eucharystia to nie wygodne grillowanie, ale spotkanie, które musi mnie realnie kosztować, które musi mieć przedłużenie po wyjściu z kościoła. Właśnie w moich z innymi relacjach. Eucharystia musi się zaczynać na długo przed przyjściem tu do kościoła. Gdzie? Ano właśnie w moich z innymi relacjach. Ona nie może być wyrwana z kontekstu mojego codziennego życia. Wtedy jest pustym znakiem, niezrozumiałym dla nikogo." - pisał dziś o. Grzegorz Kramer na swojej stronie internetowej. 

Najbardziej w życiu pragnę, by to, co tutaj piszę i to, o czym mówię na co dzień nie było sztuczne, monotonne, nie było tylko ładnie ujętymi słowami, ale faktycznym czuciem i świadomością Jego łaski. Naprawdę chcę mieć w sobie tak silną wiarę, ażeby móc oddać się Panu w całości, tak jak On robi to dla mnie, dla ciebie, dla wszystkich. Czy to zauważamy, czy nie. Czy w to wierzymy, czy nie. Czy żyjemy Jego Słowem, czy nie. A jak jest z wami? Co czujecie? 
Kilka wpisów wcześniej pisałam o nowym albumie Tau - "On" i choć Piotrek wstawił legalny, darmowy odsłuch, to mimo tego postanowiłam wczoraj kupić płytę... dwie płyty (!) i jestem bardzo dumna z tego, że on potrafi w tak niezwykle trafny sposób przelać swą silną wiarę na papier i dzielić się świadectwem z innymi. W listopadzie koncert w Gnieźnie. Trzeba dożyć. Dla takich cudów warto.
"[...] tak się cieszę, że On nikogo nie pospiesza z miłością. Zawsze masz czas na uwielbienie Stwórcy. On czeka. Nieustannie. Przez cały czas jest przy nas, ale tylko od nas zależy, czy my będziemy przy Nim. To cudowne. Zdawać sobie sprawę z tego ogromu wspaniałości, jaką nas Ojciec obdarza." - wpis sprzed roku w tą samą uroczystość.

Bazgroliłam dziś, przepraszam, ale są takie kwestie w życiu, których nie da się perfekcyjnie i tak jakby się chciało opisać oraz przekazać innym, niektóre trzeba poczuć na własnej skórze. Po prostu. 

~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 8 czerwca 2017

Lednica - Spotkanie Młodych duchem.

"(...) Chcę odejść z powierzchni ziemi i stać się znowu ziemią, ponieważ śmierć jest lepsza dla mnie niż życie. Albowiem słuchać muszę wyrzutów niesłusznych i ogarnia mnie wielka boleść. Panie, rozkaż, niech będę uwolniony od tej niedoli! Pozwól mi udać się na miejsce wiecznego pobytu, nie odwracaj Twego oblicza ode mnie, Panie, ponieważ dla mnie lepiej jest umrzeć, aniżeli przyglądać się wielkiej niedoli mojego życia i słuchać szyderstw»."

"Nauczyłem się śmiać tym śmiechem, w którym nie ma ani odrobiny wesołości, który jest milion razy smutniejszy od łez."
Cześć.

Pewna dziewczyna, która prowadzi kanał na YouTube powiedziała: „Może ktoś ma jeszcze nadzieję, że tyle pięknych rzeczy czeka cię jeszcze w życiu… Wiadomo, że czeka, ale to będą tylko momenty, kurwa, co z całą resztą tej pieprzonej beznadziei?” I oczywiście z całego pokruszonego serca uwielbiam te cholerne momenty, kiedy jest mi dobrze, ale z drugiej strony jest ich tak niewiele, są krótkie, przemijają...
Odwiedziłam wczoraj poprzednią szkołę. Jedno pytanie: możemy porozmawiać? "Jasne" - odpowiedziała bez zastanowienia nauczycielka. Godzinna terapia.
Tego mi brakowało. Dorosłego spojrzenia na sytuację. Odpowiednich pytań. Konkretnych porad w przypadku tego, co tak niesamowicie zawaliłam. Gdy cały świat i ty sam wmawiasz sobie, że jesteś do dupy, ten jeden człowiek mówi ci: "Natalia, nie daj sobie wmówić, że jesteś beznadziejna. Beznadziejna co najwyżej może być sytuacja i to do czego niestety doprowadziłaś, ale nie ty!" Podniosły mnie te słowa na duchu. Cieszę się, że mimo wszystko mam do kogo wrócić i dostaję coś niezwykle istotnego, czego brak mógłby zaważyć na dalszych losach mej osoby. 
Do pisania o Spotkaniu Młodych na Lednicy przymierzałam się od niedzieli, ale jak to ze mną bywa... zaczynam dopiero dziś. Przechodząc do istoty sprawy... To był mój pierwszy raz w tym nieprawdopodobnie pięknym miejscu. 
Lednica to najcudowniejsze wydarzenie, jakie mnie ostatnimi czasy spotkało. Bez dwóch zdań. Bez jakiegokolwiek "ale". Dotychczas podchodziłam do tego typu spraw z ogromnym dystansem. Skakanie i śpiewanie na cześć Boga? W życiu!
A jednak... życie to życie - ma w zanadrzu niezliczoną ilość cudownych i nieprzewidywalnych zdarzeń. Za które, rzecz jasna, jestem mu ogromnie wdzięczna.
Lednica to miejsce niewątpliwie tętniące życiem i radością. To coś, czego nie możesz zapomnieć, chociaż wiesz, że powinieneś skupić się na innych sprawach. Ciągle masz w głowie wszystkie punkty, które miały tam miejsce. Był czas na taniec i śpiew, a za moment ponad siedemdziesiąt tysięcy (!) ludzi milknie, bo zaczyna się Adoracja czy Koronka do Bożego Miłosierdzia. I człowiek skupia się wyłącznie na modlitwie. W głównej mierze dziękczynnej za to, że mieliśmy możliwość wspólnego bycia na polach.
Ludzie byli tam nad wyraz fotogeniczni. Ich nogi klęczące dla Pana. Dłonie złożone w geście modlitwy. Kąciki ust uniesione ku górze, bo Duch Święty miał ich w swojej opiece. Wzrok skupiony na Panu Jezusie podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu.
Byłam przygotowana na to, co zobaczę, jeśli chodzi o spowiedź, ale to był taki pozytywny cios w serducho... Nie mogłam (i wciąż nie potrafię) wyjść z podziwu, jak fenomenalną robotę wykonują księża. Mieli czas dla każdego. Na domiar dobrego - mieli tego czasu tyle, ile potrzebowaliśmy. "Rozmowa czy spowiedź"? - zaczął kapłan. A po zakończeniu położył dłonie na mej głowie, za jego pośrednictwem Bóg odpuścił grzechy, a on przybił mi piątkę i serdecznie przytulił. Żadnego wstydu, dystansu, niechęci. Oni tam byli zdecydowanie DLA, a nie przeciw. Więc gdyby ktoś nie spowiadał się wiele lat albo potrzebowałby naprawdę porządnej konfrontacji z drugim człowiekiem - spowiedź lednicka to coś dla was. Warto się odważyć i wybrać Jezusa. Kolejne spotkanie dopiero za rok, ale może te ponad trzysta dni zmieni wasze myślenie i nabierzecie chęci? Polecam. Odwagi!
Różaniec, śpiewnik i puzzle - tegoroczne symbole. Różaniec malutki, skromny, idealny do kieszeni, do odmawiania Koronki czy modlitwy różańcowej. Śpiewnik przydatny, zwłaszcza, że uwielbiam chwytać za gitarę i grać pieśni religijne. Puzzle to nasza decyzja. Można je zatrzymać na pamiątkę albo przekazać komuś nieznanemu lub temu, z kim ostatnio wspólne relacje nie są w najlepszym porządku i mieć ufność, że drogi te znów się zejdą.
Ależ tam byli świetni ludzie! Robiłam zdjęcia niektórym koszulkom, bo wywarły na mnie ogromne wrażenie. Nie wstydzić się głosić Dobrej Nowiny, słów Chrystusa, to coś, co mnie fascynuje i sama chcę zacząć z dumą wychodzić na świat i mówić innym o Jezusie. Nikogo do niczego nie mam zamiaru zmuszać. Pragnę mówić, zostać wysłuchana i niech ludziska zdecydują sami, czego w życiu pragną. Miłość oczyszcza z grzechu. Mamy szansę. Z Nim zawsze. 
Są to akurat zdjęcia niewyreżyserowane, zrobione pod wpływem emocji, ale były sytuacje, kiedy pytałam moich bliźnich, czy mogę sfotografować ich górne części garderoby - nie odmawiali. Lekkie zdziwienie, ale w gruncie rzeczy myślę, że cieszyli się, iż udało mi się zauważyć właśnie te konkretne osoby. Całe życie przede mną, przygoda na tej stronie póki co nie chyli się ku końcowi, więc jeszcze nieraz będzie okazja, by te zdjęcia wam pokazać. Cierpliwości. 
Spontaniczność to coś, co napędza mnie do życia i cholernie motywuje. Wyobraźcie sobie - Klaudia robi mi pierwsze zdjęcie i nagle podbiega dziewczyna, której imienia nawet nie pamiętam i krzyczy, że ona też by bardzo chciała. Nieprawdopodobnie miła sytuacja!
A na drugiej fotce, moi mili, trzymam na swych rękach Oskara - chłopaka, który postanowił być tego dnia Kubusiem Puchatkiem i jeszcze dogłębniej rozweselać młodych ludzi. Poprosiłam go o zdjęcie (nie wziął za nie grosza), odsunął się i powiedział: Złap mnie! No i złapałam z ogromnym uśmiechem na ustach. Co za ludzie, co za atmosfera! Tak bardzo pragnę tam wrócić... Było doskonale. Jeśli dożyję do przyszłego roku - jadę, co by się nie działo. 
 
I to by było na tyle... Mówi się czasami "życie jak w Madrycie", to ja chcę dziś powiedzieć "życie jak na Lednicy". A to wszystko DZIĘKI Panu Bogu i na Jego chwałę! 

https://www.youtube.com/watch?v=0uMz2ssmVzY

PS: Wszystkie zdjęcia - z wyjątkiem tych na których widnieje moja parszywa gęba - są jednak AUTORSKIE i proszę... uszanujcie to.

Pokój wam! 

~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 1 czerwca 2017

Dzień Dziecka - dajmy szansę.

"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia."

"Rozdałem talent i serce swym braciom
Chętnie przyjęli i już nie oddadzą
Nie, nie ma za co, mogę być dawcą
Weź jeszcze płaszcz, masz
Mogę tak stać nagi, póki w mym sercu jest Pan
Mogę tak trwać"

Serwus!

Dzień Dziecka... Dzieci to takie niewinne, bezbronne, pełne życia, radości, nadziei, miłości i wszystkich innych pozytywnych emocji istotki, które naprawdę powinny dostawać codziennie pozytywnego "kopa" od swoich najbliższych, który by im dał do zrozumienia, że są dobre, że mogą, że potrafią, że dadzą radę. Gdy będziemy tym młodym osobom wpajać systematycznie tego typu wskazówki, to mam sto procent pewności, że w siebie uwierzą i wszystko będzie na swoim miejscu. Róbcie tak. Swoim dzieciom, swojemu rodzeństwu, swoim młodszym kolegom.

Ja od moich dorosłych przyjaciół (w tym także rodziców) otrzymałam wiele łask. Ciepłe słowa, wzruszające komplementy, piękne porady. To pozwoliło mi wyjść w świat, nabrałam odwagi, chęci do działania. Ale kilka miesięcy temu niestety się ten zapał do życia wypalił. Pustka, niemoc. Dzieciaki nie powinny tego czuć. Nigdy. Nie w dzieciństwie. Nie od tego ono jest (skoro tak szybko przemija, jest "tylko jedno"), by było przeżywane w stresie, pod presją, w ciągłej niepewności czy to co robią ma sens. A przecież ma! Jeśli się starają, jeśli walczą, jeśli wykonują swoje obowiązki z uwagą, tak jak należy. I nieważne, że czasem podwinie się noga i upadną. Kto nie upada? Nie każdy jednak ma tyle siły, by wstać bez niczyjej pomocy i ponownie zacząć pracę. I nie ma mowy o tym, żeby je zostawiać na ziemi samych! Nie, nie, nie! Nie zgadzam się na to. Za wiele razy oberwałam, dostałam po pysku, nie miałam żadnej ręki, z którą mogłabym faktycznie i bezproblemowo przejść przez ciemności, na które akurat w tym okresie życia trafiłam. Dajcie im szansę. Młodym ludziom. Sobie wzajemnie. Bóg (z racji tego, iż dla Niego każdy jest dzieckiem) się nigdy nie odwraca, gdy my już nie widzimy sensu, już nie dajemy rady. Nigdy. Bądźmy jak On.
27 maja odwiedziliśmy Asię, by móc spędzić wspólnie sześć godzin przy dobrym jedzeniu, świetnej muzyce, genialnym towarzystwie. Takie spotkania poprawiają mi humor. Odciągają myśli od codziennych trudów i zmagań.
Obejrzałam wczoraj fragment pewnego wywiadu z Michaelem Patrickiem Kellym https://www.youtube.com/watch?v=UjrOQBnVQhw
Bardzo mnie zmotywował do tego, by wytrzymać, co by się nie działo. I zatrzymać... swoje ciało i swoją duszę na ziemi. Nie zniknąć. Nie stchórzyć. I może faktycznie pójść do zaufanej osoby, wygadać się, posłuchać, co ma do powiedzenia, ochłonąć i wytrwać jeszcze te dwa tygodnie. A później mieć święty spokój na dwa miesiące. Zdam wszystko (choć kurewsko się boję) i to będą najmilej spędzone wakacje w całym moim dotychczasowym życiu. Zrobię to. 
"Ludzie, którzy przechodzą bardzo trudny czas, którzy myślą o samobójstwie. Szukajcie pomocy, idźcie na terapię lub do dobrego przyjaciela. Dobry przyjaciel będzie słuchał. Zły powie: "a tam, nie jest tak źle!". Nie! Potrzebujecie kogoś, kto będzie słuchał, kto weźmie was za rękę i przejdzie z wami przez te ciemności. A wtedy jedyną rzeczą, którą mogę powiedzieć to "wytrzymaj". Jeśli przechodzisz przez to, po prostu "wytrzymaj". To może trochę potrwać, ale tam na końcu jest światło." - Michael Patrick Kelly

W poniedziałek rozpoczęliśmy dzień wiedzą o kulturze i zaczerwieniłam się, a jednocześnie uradowałam jak chyba nigdy w tej szkole! Kiedy przypomnę sobie, że w pierwszym semestrze nie chciało mi się uczyć tego, co należało z tego przedmiotu i psioczyłam na nauczycielkę, a nie na siebie, to czuję zażenowanie swoją postawą. Ale mniejsza z tym. Przy całej klasie (trzydzieści sześć osób, choć i tak nie każdy wtedy przyszedł) ta kobieta dotknęła najczulszego punktu mojej osoby - wrażliwości. "Bardzo lubię Twoją wrażliwość!" napisała przy pracy domowej, która polegała na wywołaniu zdjęcia/zdjęć, przypisaniu go do konkretnego kierunku fotografii i opisaniu. Och, jak niesamowicie się zawstydziłam. Było mi głupio. Jestem tylko Natalią. Ale to naprawdę... naprawdę miłe. "Nie wiem, co chcesz robić w przyszłości w życiu, ale pomyśl o tym..." Nie jestem pewna, co miała na myśli, ale chyba wierzy, że moje bazgroły mają jakieś szanse. Nawet dała mi znać o konkursie, który termin przesyłania prac ma do pierwszego września... Tyle czasu... Może spróbuję?

I wy wytrzymajcie. 

~~Zbuntowany Anioł