środa, 21 stycznia 2015

Dwa tysiące...

Witam wszystkich z najszczerszym uśmiechem!

Wow, jestem wniebowzięta. Nie tylko z samej liczby, ale z tego, kto nabił w CZTERY miesiące tak wiele wyświetleń. To jest takie piękne. Podchodzi do ciebie nauczyciel i mówi (niewątpliwie z radością w głosie i na twarzy): Nabiłam ci dwutysięczne wyświetlenie. O kurczę… poważnie, nie wiem jak wyrazić wdzięczność każdemu z osobna za tak wiele dobrego. Aż mnie ściska z poczucia dumy. Nareszcie udało się coś, na co tak długo czekałam. W końcu odnalazłam pasję, którą mogę dzielić się z innymi, talent, który kogoś ciekawi, ktoś chce go poznawać. Tyle we mnie emocji, że nie wiem co napisać. Nie ma sensu się rozpisywać… po prostu dziękuje każdemu, kto choć raz tu zajrzał, każdemu kto skomentował jakiś wpis. Jesteście WIELCY. Duma, duma, duma. Mieć przy sobie takich ludzi – największy skarb.

Spędziliśmy trochę czasu razem,
Tak po prostu siedząc i rozmawiając,
O tym że jeszcze nie wszystko stracone,
Byłaś tak blisko mojej duszy,
Prawie mnie rozgryzłaś,
Donikąd się nam spieszyło,
I w pewnym momencie to przerwałem,
Utwierdzając Cię w przekonaniu,
Że udało mi się znaleźć brzeg,
A w rzeczywistości,
Wciąż dryfowałem na środku oceanu,
A smutek zatopił wszelkie uczucia.


Jeszcze raz dziękuję za urzeczywistnienie moich marzeń. To dopiero początek niezwykłego życia prostego człowieka.

~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 18 stycznia 2015

Nowa przygoda.

Cześć wszystkim!

Nowy rok – nowe przygody. Właśnie. Pierwszy raz miałam okazję poznać nagrywanie filmu z tej wewnętrznej strony.
Myślę, że od czasu do czasu mogę dodać tu coś na ‘’rozluźnienie’’ umysłu.
Wiecie, takie refleksje bez zbędnych ‘’mądrości’’ Natalii.
W piątek wraz z czwórką dziewczyn z klasy nagrywałam film na podstawie naszej ostatniej lektury. I pomimo wszelkich wątpliwości co do tego grona – było świetnie. Są między nami pewne różnice, ale chyba oto w tym świecie chodzi, by poszerzać horyzonty. Udało się stworzyć coś naprawdę wywołującego uśmiech na twarzy i nie tylko za sprawą tak dobrze dobranych osób, ale sama treść, sam przekaz – coś zajebistego. I muszę przyznać, że nie czułam się jak amator, serio. Kiedy pierwsza scena trwała dobre trzydzieści minut… szlag jasny trafiał i krew zalewała każdą z nas, ale mimo wszystko było zabawnie i liczę na to, że w kolejnym projekcie również będę miała okazję wystąpić. Bo dziewczyny niepierwszy raz tworzyły takie skromne dzieło, więc były obeznane i mniej więcej wiedziały co robić. A ja? Cóż, po obejrzeniu całości jestem z siebie dumna. Wyszło bardzo dobrze. Improwizacja jest cudowna. Naprawdę. Nagle jesteś panem wszystkiego, całej granej sceny, danego momentu i kiedy wiesz o co chodzi – słowa same z ciebie wypływają. Piękne uczucie.
Aktorką nie będę, ale to niezmiernie dobra robota, choć niewątpliwie ciężka.
Takim akcentem kończę weekend, który był pełen biegu, ale lubię mieć pewne sprawy zaplanowane.
O! Jeszcze jedna sprawa… jeżeli macie trochę poczucia humoru, zapraszam do kina na ‘’Wkręceni2’’. Jeśli nie oglądaliście pierwszej części – nie ma się czego bać, prawie żadnego ‘’pokrewieństwa’’ pomiędzy nimi nie ma.


Dobrej niedzieli i spokojnego poniedziałku.

~~Zbuntowany Anioł

czwartek, 15 stycznia 2015

Bez konkretnego tematu.

Serwus!

Wiecie, ostatnie dni były, pomimo cholernego bólu nogi (sport to zdrowie, oczywiście), wspaniałe. Mam przy sobie tak cudownych ludzi, że powoli nie mieści mi się to w głowie. Naprawdę. Kiedy to oni pierwsi wyciągają rękę do pomocy, dobrego słowa, do bycia, kurczę, do czegokolwiek, jestem wniebowzięta. Mam nadzieję, że i wy macie takich ludzi wokół siebie. Tak wracając do tej nogi… pewnie mogłabym zapytać: Dlaczego? No ej, Boże, ok, może w Ciebie nie wierzę, ale dlaczego mi to robisz? Ale nie, ja zapytałam: Dlaczego nie? Przecież ból, kontuzje, wszelkie nieprawidłowości w naszym życiu to naturalna sprawa. Smutek, gorszy dzień, cierpienie, czy śmierć nikogo nie ominą. Przyjdą… prędzej, czy później. Ale nie macie się czego bać. Czasami trzeba trochę pozgrzytać zębami, wylać wiele łez, by zrozumieć, że życie jest właśnie czarno-białe. Są upadki, ale występują również piękne chwile, o których to właśnie nigdy nie powinniśmy zapominać i zawsze je wspominać. Co było złego, to się nie odstanie, ale z pamięci można wymazać… a przynajmniej spróbować.
Pozytywnie nastawieni ludzie to przyszłość tego świata, moim skromnym zdaniem. Nie uważacie?
Na dziś tyle. Krótko i sama nie wiem, czy na jakikolwiek temat. A może nie warto tego szufladkować? Chwila refleksji – brzmi nieźle. Do miłego.  


Spokojnych dalszych dni. (:

~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 11 stycznia 2015

Szacunek do starszych.

Witam. Dzisiaj trochę do czytania jest, ale wierzę w was i bardzo mi zależy, byście dotrwali do końca!

Dziś w kościele został poruszony temat autorytetów. Oczywiście przez księdza, którego niezmiernie miło się słucha. Ubolewał nad tym, że współczesnym ludziom brakuje autorytetów. Myślę, że miał rację. Bo autorytet, jak sam powiedział, to nie tylko uwielbienie danej osoby, to nie tylko inspirowanie się jej czynami, słowami, czy czymkolwiek innym. Autorytet to osoba, która prowadzi nas przez życie, której ufamy, która rozjaśniła nam drogę, bo być może przyszedł w naszym życiu taki moment zagubienia i właśnie autorytet powinien być tym, który nas wyprowadzi na prostą.
Bardzo podobało mi się, że nie użył stwierdzenia: Brakuje nam BOGA jako autorytetu, więc musimy szukać tylko JEGO… nie! On rzekł, że to również LUDZIE mają takim drogowskazem być. Byleby słusznym. To jest cholernie mądra osoba i potrafi przedstawić często skomplikowane sprawy w prosty sposób. Takich księży potrzeba więcej. No ale nie o tym teraz.
Właśnie w książce, którą skończyłam wczoraj czytać zostało pięknie ujęte we fragmencie coś takiego:
‘’[…] Na szczęście znaleźli się przy mnie ludzie, którzy stawiali mnie z powrotem na nogi i mówili: ,,Dasz radę – wierzę w ciebie’’.  A gdy człowiek, którego szanujesz i podziwiasz, oświadcza Ci, że wierzy w Ciebie, Twoja wiara nie zna granic. To bardzo istotne, żeby mieć takich ludzi wokół siebie.’’ Dokładnie… ważne, by mieć takich ludzi WOKÓŁ siebie. I wiecie co? Oni są, niewątpliwie, ale tylko od nas zależy, czy zechcemy ich poznać, oddać się im, zaufać, powierzyć swoje radości i smutki. Zauważyliście, że większość z NAS… tak, nas, bo i ja mam swoje za uszami, nie potrafi docenić mądrości starszych? Wiecie, kiedyś nauczyciel był wyznacznikiem dobrej drogi, pewnym sojusznikiem jeśli chodzi o nasze podążanie za marzeniami, był właśnie AUTORYTETEM – kimś, kogo się nie wstydziliśmy, kogo podziwialiśmy i do kogo mieliśmy pewność, że jest POWYŻEJ nas. A teraz? Co jest grane, ludzie? Dlaczego większość młodzieży bluzga na nauczycieli myśląc, że oni uczuć nie mają, że w końcu są twardzi i nic im nie przeszkodzi w robieniu tego, co robią. W ogóle tego nie rozumiem. W porządku, też czasami któryś na mnie krzyknie, złe słowo powie, ale to jest właśnie pieprzona motywacja, to jest złe słowo, które po dłuższym namyśle uświadomi mi, że faktycznie coś jest nie tak. Ale większość ma to gdzieś, w ogóle nie liczy się ze zdaniem starszych, w zupełności bardziej doświadczonych od nich samych. To smutne, wiecie? Naprawdę jest mi przykro. Ale z ręką na sercu mówię, że są takie trzy osoby, które mijam na szkolnym korytarzu i mimo wszelkich niedogodności między nami – są ludźmi godnymi podziwu i godnymi BYCIA autorytetami. Są wspaniali, mimo wszystko. Dlatego życzę wam, byście też odnaleźli takich ludzi, zaufali im i zdali sobie sprawę, że należy im się ten cholerny szacunek.
Strzałeczka!
~~Zbuntowany Anioł

niedziela, 4 stycznia 2015

Pomiędzy mądrością, a głupotą.

Witam wszystkich bardzo serdecznie w Nowym Roku. Jak to pięknie brzmi. Nowy Rok, nowe 365 dni do przeżycia, nowe wyzwania, nowe przygody, nowe wspomnienia, a może nawet… nowi MY.

Wiecie, z reguły bardzo lubię posłuchać pewnego księdza w naszym kościele, ale dzisiaj poczułam się dzięki jego słowom… dziwnie.
Mając magistra, doktorat, czy Bóg wie co jeszcze – jesteśmy głupcami.
Ale mając mądrość BOGA – jesteśmy mędrcami.
Nie rozumiem, wiecie? Nie rozumiem, dlaczego nie mam ufać sobie i innym, a postawić wszystko na jedną kartę, czyli na NIEGO. Ja nie chcę… a może nie potrafię? Ale to wszystko jest bez sensu. Po co więc przyjaźń, miłość, po co w ogóle DRUGI człowiek, skoro i tak Bóg jest najważniejszy?
Chyba, że można rozumieć to na dwa sposoby: Odstaw wszystkich innych na bok, nie miej idoli, nie interesuj się niczym poza mądrością Boga.
Lub: Rób te wszystkie rzeczy, kochaj swoją drugą połówkę, poświęć życie marzeniom, ale nie zapominaj przy tym o Nim.
Być może trafniejsze jest to drugie stwierdzenie, bo jaki sens oddać wszystko, całego siebie komuś, z kim nawet nie mamy jak porozmawiać oko w oko, kogo nie mamy jak dotknąć… osobiście nie chcę mówić do pustych ścian, pełnego chmur nieba z nadzieją, że na jednej z nich siedzi On. Nie, ja po prostu nie chcę tak stawiać spraw, bo prędzej popełnię samobójstwo z szaleństwa albo z poczucia odsunięcia się od wszystkich innych.
Może źle to interpretuje, może jestem faktycznie głupia i nie powinnam przelewać tutaj swoich odczuć, ale i tak to robię, bo dlaczego by nie? To jest kolejny raz w którym podkreślam: Nie mam na celu urażenia nikogo z was. Waszej wiary, nadziei, niczego i nikogo, kogo kochacie.
Być może przyjdzie w moim życiu taki moment, kiedy się nawrócę… kiedy znów wejdę na Jego drogę, ale to jeszcze nie ta chwila, jeszcze nie potrafię, a może przyznam szczerze – jeszcze nie chcę.
Ale wiecie? Szanuję i cholernie podziwiam wszystkich, którzy wciąż z Bogiem są, mimo wszelkich wątpliwości, okropnych upadków. Podziwiam, że mimo wszystko odważyli się oddać swoje życie w ręce i moc kogoś, kogo inni mogą ukazać tylko za pośrednictwem słów i czynów. A może AŻ…
Dobrze, że mamy zdolność mówienia tego, co czujemy.  Trzeba głosić swoją rację. GŁOSIĆ, nie narzucać. Mówisz, inni cię wysłuchają i albo cię poprą, albo odejdą. Nic wielkiego. Dlatego to robię.
Zawsze powtarzam, że po śmierci okaże się dla wszystkich, czy warto było wierzyć, czy jednak nie.


Tyle na dziś, miłej niedzieli!

~~Zbuntowany Anioł