sobota, 17 lipca 2021

Czy wszyscy jesteśmy alkoholikami?

"Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia."

Hej!

Kilka lat temu cytowałam tu już Dezyderatę, w przedziwny sposób kojarząc ją aż do dziś z Herbertem, ale jednak autorem jest Max Ehrmann. Tak więc wrócił do mnie ten tekst po czasie, przy okazji bardzo interesującej, ale jednocześnie zostawiającej ogromną pustkę w sercu, książce Jakuba Żulczyka, który 
– jak już wielokrotnie wspominałam  jest jednym z najwspanialszych twórców, jakich dotychczas poznałam. Totalnie trafia w moje gusta. Ale o samej książce, a raczej o tym, jakie dzięki niej naszły mnie przemyślenia, za moment. 

Czwarta sesja w życiu przebiegła bez większych problemów. Poza jedną poprawką, która nieco zaburzyła rytm fantastycznych ocen, jakie udało mi się przez ten czas zebrać. Ale nie ma tego złego, co – jak wszyscy doskonale wiemy  nie wyszłoby na dobre. I w tym wypadku również poza dość sporym żalem skierowanym w swoją stronę, nie biczowałam się zbyt długo, bo przecież takie sytuacje się zdarzają, a ja tym bardziej zdaję sobie sprawę ze swojej omylności. Niektóre egzaminy zaskoczyły mnie na tyle, że do teraz nie wiem, co się właściwie wydarzyło, ale nie pozostaje w takich momentach nic innego, jak tylko być ogromnie wdzięcznym i dumnym, że człowiek podołał temu szaleństwu. Jedna profesorka napisała mi w mailu pod koniec wiadomości: "ma Pani spory potencjał intelektualny - proszę w to uwierzyć!" i mocno mnie to wzruszyło, bo przecież studenckie realia zazwyczaj polegają na tym, by samemu w sobie odnaleźć wspomniany potencjał i mieć świadomość, że jesteśmy w stanie go wykorzystać. A takie poszukiwanie często dzieje się po omacku, przy milionie potknięć i rzadko zdarza się (przynajmniej mi) stanąć przed lustrem i z uśmiechem powiedzieć, że to co robię jest w porządku; że jest to wystarczające na tyle, by się nie zaszyć w łóżku z głową pełną myśli o swojej beznadziejności. 

Dodatkowo muszę przyznać, że miałam w tym semestrze bardzo ciekawe fakultety. Jeden pozwolił mi zapoznać się choćby z O. Tokarczuk (Prowadź swój pług przez kości umarłych), W. Kuczokiem (Gnój) czy R. Rakiem (Baśń o wężowym sercu...). To były zajęcia na które zawsze chodziłam z ogromną radością, ponieważ uwielbiam poznawać literackie smaczki naszych rodzimych twórców, o których tyle się przecież słyszy, a dotychczas zwyczajnie nie miałam okazji, dlatego te środowe spotkania były idealnym sposobem na to, by się do czytania zabrać. Nie wszystko mi się podobało, nie każdą doczytałam do końca, ale przy większości bardzo miło się zaskoczyłam i z pewnością sięgnę jeszcze po niejedną od tychże autorów. Drugi fakultet, do którego właściwie miałam dość spore wątpliwości (za sprawą komentarzy na pewnej grupie), również sprawił, że poznałam wspaniałe teksty, choć tu w większości w formie dzienników czy listów, bo zajęcia dotyczyły zapisów życia: 
autobiografii, biografii, listów. Jakże pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie, gdy okazało się, iż zaliczeniem będzie przedstawienie swoich własnych zapisów, a przecież to jest to, co kocham i robię od lat. Stresu było co nie miara, bo jednak trzeba było wybrać jakąś cząstkę swojego życia, ubrać w przystępną formę i bez zająknięcia przedstawić przed grupą. I, o dziwo, wszystko się udało tak, jak chciałam, a może nawet bardziej. W ogóle obcowanie z ludźmi, którzy podzielają miłość do tworzenia, do książek, do ciekawych rozmów pod okiem równie zaangażowanych wykładowczyń było spełnieniem marzeń. 
Co do książki Pana Jakuba... Moją informacją zwrotną jest osobista refleksja nad tematem picia. Picia kontrolowanego, przyjmowanego w społeczeństwie jako coś bez czego jest nudno, sztywno, no bo przecież z nami się nie napijesz? A są takie momenty, kiedy wolałabym nie. Kiedy myślę o tym, co czeka mnie po, co już niejednokrotnie się wydarzyło, a za co jest mi potwornie wstyd. Łapię się na takich pustych tekstach, że przecież wystarczy umieć pić; że jeden kieliszek mniej i będzie dobrze; że przecież gdybyśmy wszyscy mieli tak restrykcyjnie do tego podchodzić, to by mityngów dla każdego nie starczyło. W ogóle nie mam nic do ludzi, którzy sięgają po alkohol, bo sama to robię, ale brak jakiegokolwiek pomyślunku w związku z konsekwencjami, jakie z tego sięgania po procenty wynikają, trochę mnie smuci. Straszliwie nienawidzę tej opresyjnej narracji, że jeśli wypiję samą colę albo piwo zero to zawali się świat. Dosłownie. Że już nie będzie fajnie i w ogóle to jak śmiałam wyjść z domu z tym paskudnym i odrażającym zamiarem niepicia. Ciekawe, czy to jest w nas tak silnie zakorzenione przez kulturę, dlatego nie potrafimy inaczej? Nawet sobie nie potrafimy, kurwa, wyobrazić, że mogłoby być inaczej. 

Wiem, że alkohol popycha do działania, dodaje odwagi, wytwarza w człowieku poczucie bycia panem jakiejś sytuacji. Jednocześnie jest jedną z niewielu używek, która potrafi cię zmieść z planszy. Doprowadzić do momentu, kiedy nie jesteś w stanie ustać na własnych nogach. Agresja, wymioty, co by nie powiedzieć, iż wręcz niekontrolowane rzygi, brak kontaktu z jednoczesnym zachowaniem skrajnych emocji. Albo śmiejesz się do rozpuku, no bo przecież jest fantastycznie, rollercoaster za kilkanaście złotych i to wcale nie nie wiadomo ile metrów nad ziemią, albo beczysz jak ostatni kretyn sam nie wiedząc do końca za kim/czym. A później się budzisz i jest kac 
– fizyczny, a niejednokrotnie moralny. 

Polecam zatem tę pozycję, bo akcja budowana jest w dość zaskakujący sposób, zakończenie daje nutkę gorzkiego rozczarowania, że przecież chciałoby się może inaczej, a może jeszcze więcej, choć książka ma ponad 500 stron. Jest to naprawdę literatura wysokiej rangi i już nie mogę się doczekać, by za nią podziękować na żywo. 

A jeszcze w ramach głębszego pomyślunku w związku z alkoholem i innymi używkami, serdecznie zachęcam do posłuchania podcastu Co ćpać po odwyku, w którym właśnie Jakub Żulczyk z Juliuszem Strachotą rozprawiają się ze swoimi demonami w 1 sezonie, a w dwóch kolejnych rozmawiają ze wspaniałymi gośćmi, takimi jak Borys Szyc, Marek Sekielski, Mika Dunin, Michał Koterski. To prawdziwa uczta dla uszu i duszy, bo myślę, że te odcinki wiele wniosły do życia tych, którzy je przesłuchali. Więc wpadajcie na Storytel albo Spotify i chłońcie, bo totalnie warto. 

Do miłego.

Zbuntowany Anioł