sobota, 24 czerwca 2023

Jak to jest być nauczycielem?

 "Jestem więc przejściem, zmiennością, tymczasowością, jestem istotą chwiejną, stojącą między dogmatyzmem, a sceptycyzmem, gotową przerzucić się do obydwóch skrajności – istotą nie będącą już tym, czym była, a jeszcze nie wiedzącą, czym będzie."

Dzień dobry!

Początkowy cytat pochodzi ze Śmierci Ignacego Dąbrowskiego, którą jestem oczarowana ponad miarę. Niewiele mam książek zachwycających każdym zdaniem i po przeczytaniu których z tyłu głowy jest poczucie, że chciałoby się więcej, więcej, więcej...

Nie wiem, czy ten tytuł nie jest clickbaitowy, bo tak naprawdę bycie nauczycielką na więcej niż trzy godziny w tygodniu dopiero przede mną. Niemniej siedzi we mnie kilka rzeczy, które chciałabym ująć, a więc do rzeczy!

We wpisie, który był swego rodzaju upamiętnieniem wszystkich lat spędzonych w szkole, napisałam, że wielokrotnie patrząc na swoich nauczycieli, myślałam: chcę być taka jak oni. Tak się złożyło, że wybrałam kierunek studiów, który (jeśli tylko go skończę) pozwoli mi na nauczanie języka polskiego i etyki. Zresztą, ostatni wpis dotyczył praktyk, które sprawiły, że poczułam, iż naprawdę chciałabym to robić. Całkiem niespodziewanie i nieco spontanicznie po obronie licencjatu, koleżanka z roku podesłała mi ofertę pracy, która dotyczyła właśnie aplikacji na stanowisko nauczyciela etyki. Biłam się z myślami, zastanawiając się, czy podołam, będąc jednocześnie niesamowicie podekscytowana wizją obcowania z młodymi ludźmi. Ta niepewność nie potrwała jednak długo i – pomimo przeszywającego całe ciało strachu – umówiłam się na rozmowę z dyrektorem, która ostatecznie przebiegła bardzo pomyślnie.

Tak sobie myślę, że tegoroczna obecność w szkole była dosyć eksperymentalna. Pierwsze zetknięcie się dzieciaków z tym przedmiotem i moja próba przełożenia tego, co udało się przez ostatnie lata na studiach wypracować, na praktykę. Po części się udało, ale nie zawsze było kolorowo. Nie dlatego, że brakuje wiedzy, tylko wciąż nie mam tyle odwagi i pewności, ile bym chciała. Dodatkowo, nadal studiuję i wielokrotnie nie starczało energii na bycie kreatywną nauczycielką z wigorem, o co można byłoby mieć pretensje, no bo jak to tak... młoda nie daje rady?! Ale te momenty szarości wiązały się też z sytuacjami, kiedy siedziałam w pustej klasie albo założyłam sobie jakiś temat, który był za trudny czy też przekazany w nieprzystępny sposób. Z ogromną pokorą podchodzę do tego zawodu, chcąc oczywiście być jak najlepsza, ale życie z dziećmi, które dopiero co kształtują swoją tożsamość nie jest łatwym orzechem do zgryzienia. Dlatego ten zawód wydaje mi się również nieustanną nauką dla samych pedagogów, co jest fascynujące, ale i mogące powodować sporo niepewności, czy też poczucia bycia niewystarczającym.

Kto tu przez ostatnie lata bywał ten wie, że wyczerpanie fizyczne mi aż tak niestraszne. Wszakże można wypić kawę, wziąć zimny prysznic i działać. Gorzej, jeśli podupada się na zdrowiu psychicznym, wtedy zebranie się w sobie jest o wiele bardziej utrudnione. Niestety drugi semestr przeorał mnie niemiłosiernie, przez co (choć starałam się, jak mogłam) nie zawsze byłam w stanie dawać z siebie sto procent. Ani na uczelni, ani w pracy i zataczałam koło niekończącej się frustracji.
 
Oglądałam wczoraj wywiad z Jakubem Małeckim (kanał na YT: Imponderabilia), który mówił, że podczas wydarzeń dotyczących jego twórczości pisarskiej czuje, jakby był na nich gościem. Tak bardzo nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że tyle pięknych okołoliterackich rzeczy dzieje się z nim w centrum. Mocno się z takim poczuciem utożsamiam, dlatego kiedy próbuję ująć w słowa to, co czuję w związku z szansą, jaką przyszło mi otrzymać, mam wrażenie, jak gdyby to było niemożliwe do wyrażenia za pomocą palców, które chcą tu coś wystukać. Może też nie potrafię tego w pełni przeżyć, bo mam sto innych spraw na głowie i zawodowe bycie nauczycielem przyjdzie po skończeniu studiów. Mimo wszystko, kilka łez wzruszenia w zaciszu czterech ścian mimowolnie wyszło na wierzch. Bo czemu nie! To jest piękny czas, w dodatku pierwszy raz od kilku lat przeżywam coś tak ważnego w pojedynkę, nie omawiając towarzyszących tej chwili emocji w żadnym gabinecie. A zatem jakiś skrawek wewnętrznej dumy się we mnie budzi. No więc koniec końców odczuwam ogromną wdzięczność. Za zaufanie, jakim obdarzył mnie Dyrektor, za ciepłe przyjęcie przez resztę nauczycieli do grona pedagogicznego, a także za całoroczną pracę uczniów. Cieszę się, że będę mogła to kontynuować.
  
Przyszły rok jawi się jako pełen wyzwań, które z jednej strony napawają nadzieją, z drugiej prowadzą do niepohamowanego lęku. We wrześniu muszę zrealizować praktyki z języka polskiego w szkole ponadpodstawowej, łącząc je z nauczaniem tego samego przedmiotu w podstawówce, a od października ostatni rok studiowania i praca nad magisterką pełną parą... Szukam dróg dotarcia do myśli przewodniej, którą chcę w niej ująć. Zajmuję się powieścią Czarne słońce. Żulczykiem jestem zachwycona odkąd przeczytałam Ślepnąc od świateł. Intryguje mnie jako człowiek, pisarz, scenarzysta. Podjęłam próbę zinterpretowania Informacji zwrotnej w pracy licencjackiej, dlatego stwierdziłam, że zaryzykuję i opiszę najbardziej kontrowersyjną w jego dorobku pozycję na tym etapie nauki. Mój promotor mówi, że poszedłby za Jakuba do więzienia, ale tę książkę chciał wyrzucić do kosza. Oboje stwierdziliśmy: tak, to jest w jakiś sposób odrażająca proza i właśnie dlatego warto zbadać, czemu (komu?) taka narracja ma służyć. Jest zatem kilka kierunków, którymi chciałabym podążyć w interpretacji, ale o nich następnym razem.

Do miłego.

Zbuntowany Anioł