piątek, 1 września 2017

Życie ma plan.

"Życie ma dla ciebie plan. Życie chce dla ciebie dobrze. Więc nawet jeśli jesteś teraz w depresji, to jest to coś dobrego. Weź ten czas, wykorzystaj go. Życie na ciebie zaczeka. I kiedy będziesz gotowy na życie, życie będzie gotowe na ciebie."

Hej!

No i mamy go - wrzesień... Nie, jeszcze nie do końca dociera do mnie ten fakt. Że to już. Naprawdę już. Nie ma zatrzymania się w czasie. Odwrotu. Jest tylko tu i teraz. I byle do przodu.

Wczoraj minęły dokładnie dwa lata od spotkania z osobą poznaną w czeluściach internetowego świata. Kontakt co prawda nie jest aż tak silny jak na początku, ale chyba tak jest z każdą znajomością. Coś po drodze się zadzieje i wszystko, co było przez jakiś czas nieskazitelnym pięknem, dziś jest tylko dobre. I nie mam za złe Bogu, że akurat w taki sposób pokierował tą relacją. Jestem za nią niezmiernie wdzięczna i duma mnie rozpiera, bo to wspomnienia na całe życie. Niepojęte uczucia tobą szargają, gdy masz świadomość, że się udało. Po takim czasie. Już wtedy mogło się "zepsuć", ale mimo kryzysów - przetrwałyśmy. Ja się w tym człowieku zakochałam. W tym poświęceniu. W tej jej chęci pokonania tak wielu kilometrów wyłącznie dla mnie. Wtedy naprawdę poczułam się ważna. To mnie w tym wszystkim najbardziej wzrusza. Zrobić tak wiele dla jednej osoby. Zawsze miło wrócić pamięcią do tamtych chwil. Było wspaniale.

W niedzielę przejechałam z moimi zajebiście dobrymi koleżankami dziewiętnaście kilometrów, a w środę podbiłyśmy ten wynik i ukochana aplikacja, co się zwie Endomondo pokazała, uwaga, uwaga... Czterdzieści pięknych kilometrów. Rzeczywiście owa trasa miała w sobie urok. To nie to samo, co trzykrotne wrócenie się do sklepu oddalonego o pięćset metrów, bo mama zwróciła ci uwagę, żeś zapomniał tego i tamtego. Rozumiecie? Ból czterech liter niemiłosiernie dawał o sobie znać. Nogi nie bolały. Moje pewnie były przyzwyczajone dzięki górskim wędrówkom. I chwała im za to! Co prawda dopiero pod koniec wakacji porządnie ruszyłam się ze znajomymi, by spędzić z nimi więcej czasu, ale lepiej późno niż... sami wiecie.

Co by nie było, że jestem szalonym i rządnym przygód człowiekiem...
Od dłuższego czasu interesowałam się osobą pana Roberta Rutkowskiego - psychoterapeuty, dla którego temat narkotyków jest szczególnie bliski. Po wywiadach u Łukasza Jakóbiaka postanowiłam wreszcie zakupić jego książkę "Oswoić narkomana", która również jest wywiadem (tym razem z Ireną A. Stanisławską), tyle że spisanym i takim - w moim przypadku - na dwa dni, a nie dwie godziny.
Nienawidzę tego uczucia pustki, które towarzyszy mi, gdy skończę coś, co dogłębnie mnie pochłonęło. Książka ta jest fenomenalnym świadectwem człowieka - w tym przypadku - pochłoniętego przez świat zakazanych, przebrzydle chytrych i przebiegłych substancji. Bagno o jakim się nam nie śniło. I którego nawet ta książka, to świadectwo, ten człowiek... nie są w stanie stuprocentowo prawdziwie przekazać. Po prostu się nie da. Można sobie wiele wyobrażać, ale to nigdy nie będzie tym samym uczuciem, co autentyczne przeżycie danej sytuacji. Ale wolałabym, by nikt z nas nie musiał tego doświadczać. Tego, co na początku wydawało się idealnym przysmakiem na głód akceptacji, poczucia bezpieczeństwa, pełnego wyluzowania, a po miesiącach, a wręcz dopiero latach... okazało się otchłanią, w którą wpatrywaliśmy się na tyle długo, że sama zaczęła na nas spoglądać (nawiązując do pełnego cytatu Fryderyka Nietzschego - "Jeżeli długo patrzysz się w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć się na ciebie".).
Dołączyłam niedawno do pewnej grupy na Facebooku, na której akurat wczoraj pojawił się post odnośnie książek, których bohaterowie mają problemy z psychiką. I trafiłam na kilka komentarzy z tytułem "Głębia Challengera" - Neal Shuterman. Zachęcił mnie opis, opinie, fakt jak wiele osób ją polecało. A że miałam w planach wybranie się do centrum, wstąpiłam do Empiku i... wykupiłam ostatnią sztukę. Fart, nie?! Dobrze się ją czyta, choć jest dość, powiedziałabym "zagmatwana". Ma w sobie wiele z gatunku fantastyki, trzeba wszystko dokładnie analizować i wyobrażać w głowie. Twardo stąpam po ziemi, ale od czasu do czasu nie zaszkodzi sięgnąć myślami do świata marzeń i wyobrażeń autora. Więc czytam. Dam znać, co i jak, gdy skończę.
Luźny wpis dziś, mam nadzieję, że choćby jednej osobie zechciało się przeczytać te bazgroły do końca. Dzięki!

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz