niedziela, 27 października 2019

Czego Ci trzeba?

"Oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba."

Czołem!

Słucham sobie utworu Marcina (Kali) i rzeczywiście czuję od miesiąca, że nic prócz tego co mam mi nie potrzeba. Jasne, mam jakieś plany, marzenia, cele do osiągnięcia, ale jest dobrze po prostu "tu i teraz" i nie mogę uwierzyć w to, że jest mi tak przyjemnie i jestem pełna wdzięczności za życie dzięki poznaniu jednej osoby. Reszta jest tylko dopełnieniem, czymś co teraz dostrzegam wyraźniej,
z większym poszanowaniem i radością z tego jak naprawdę cudowny może być ten świat, pomimo wszystko, naprawdę pomimo wszelkiego zła i niedogodności. Kocham życie "uparcie i skrycie" i nawet wtedy, kiedy "myślę: ech, ty życie łez mych winne, n
ie zamienię cię na inne" jak śpiewa Edyta Geppert.

Na studiach jest mi coraz lepiej, powoli chyba się w pełni oswajam z nowym etapem, to chyba dzięki tym wszystkim wiadomościom, które nam wykładowcy przekazują. Jestem wniebowzięta, że w końcu, po tylu latach mogę uczyć się tego, co naprawdę mnie kręci bez drżenia na myśl o sprawdzianie z matmy czy przyrki. Filozofia jest strasznie zagmatwana, ale to jak obszerne robię z niej notatki świadczy o tym, że ma światu wiele do przekazania i bardzo mnie to fascynuje.

"W wiedzy zawarty jest postulat dzielenia się nią
 z innymi."

Świetna jest także psychologia, bo znam te tematy od strony praktycznej (terapia), a teraz mogę poznać pewne schematy w teorii i mieć jeszcze silniejsze motywacje do zmiany, gdy sobie bardziej uświadomię niektóre sprawy.

Nie sposób nie wspomnieć o pedagogice i lekcji dotyczącej kompetencji wychowawczych, ponieważ to priorytetowe przedmioty, które mają nas troszkę mentalnie przygotować do przygody jaką jest praca w szkole. Boję się praktyk, bo gdy sobie o tym rozmawiamy to wydaje się takie proste... może nie proste, ale człowiek na początku drogi ma ogromne ambicje, żeby zbawić świat i naprowadzić tych młodych ludzi na jak najlepszą drogę, a także wspierać w tej, którą postanowią sami wybrać. Byle się nie wypalić na początku. Dawać z siebie wszystko z jednoczesnym zachowaniem pewnego dystansu, by praca zbyt mocno nie wpływała na życie prywatne, a niestety osobiście wiem, że na pewno emocjonalnie będę zabierała ten szkolny świat do swojego domu. Ufam jednak, że z czasem naprostuję myślenie i będzie tylko lepiej ze sprawą zaangażowania w życie dzieci.
Miałam niedawno taki okres, że jeździłam do mojej przyjaciółki zamiast na Eucharystię, ale obejrzałam jakiś czas temu głośny polski film "Boże Ciało" i tak niezwykle mnie wzruszył (autentycznie wycierałam łzy przy kilku przepięknych scenach), że szłam dziś do kościoła z taką myślą, że jednak potrafi mnie podbudować na duchu to co się podczas tej godziny dzieje. Może to nasz proboszcz, który zawsze kończy kazanie w taki sposób, że aż ciężko mi przez gardło przechodzi wyznanie wiary, bo wiem jak wielu wiernych mówi je z automatu, a w mojej głowie huczą te słowa, które przed chwilą ksiądz wypowiedział i które tak bardzo mnie dotknęły i chcę, by się w pamięci zachowały. Ale cisza też jest modlitwą, czasem najlepszą.
Dlatego bardzo was zachęcam do pójścia na ten film albo gdy już wyjdzie na DVD kupić i obejrzeć z rodziną czy przyjaciółmi, bo jest warty każdej minuty.

PS: "Jokera" też polecam obejrzeć. To co zrobił Phoenix... brak słów, trzeba ten film samemu przeżyć. 

Trzymajcie się.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz