czwartek, 5 kwietnia 2018

Rozgrzewka.

 "I need a life that isn’t just about needing to escape my life."

Dzień dobry!

Człowiek jest taką istotą, która lubi się taplać jak świnka w bagnie. Czy to w tym brązowym, obślizgłym, śmierdzącym, pełnym smutku, czy wręcz przeciwnie w różowiutkim bagienku swoich sukcesów i radości, co na dłuższą metę wcale nie jest pozytywnym zjawiskiem.
(fot. Ian Espinosa)
Kupiłam kilka dni temu dwie części serii "Młody bóg z pętlą na szyi".
I - Psychiatryk, II - Terapia u Doktorka. Anka Mrówczyńska - to pseudonim artystyczny świetnej pisarki i na pewno cudownej osoby, ale to tylko moje domysły po tym, co daje czytelnikowi na tacy w swoich publikacjach - czy to na blogu, czy właśnie w książkach, które swoją drogą są do kupienia jedynie w wersji elektronicznej, ale to zawsze piękny sukces, bo jest ogrom ludzi, którzy po nie sięgnęli. 

Chyba się boję je wam polecić. Przez Terapię u Doktorka przebrnęłam w godzinę? Może trochę więcej. Wciągnęłam się totalnie. W Psychiatryk również, ale utknęłam na końcówce, bo po wczorajszej wizycie u właśnie doktorka nabrałam chęci na wydostanie się z depresyjnego bagienka. Co nie jest łatwą sprawą, aczkolwiek myślę sobie, że skończenie tej książki, wyciągnięcie pewnych wniosków, lekcji i nie branie tych wszystkich opisów aż tak do siebie jest pierwszym, bardzo dobrym krokiem ku lepszej przyszłości. 

Psycholog podczas ostatniej wizyty zaproponował, bym te dni pomiędzy spotkaniami poświęciła na zapisywanie minimum trzech pozytywnych sytuacji, które w danym dniu miały miejsce. Sama bym na to nie wpadła, a to przecież takie proste... Dzisiaj będzie już jedenasty.
Ten "eksperyment" daje mi przede wszystkim poczucie, że muszę się wieczorem zatrzymać i faktycznie zastanowić nad tym, co się wydarzyło. A dzieje się wiele. Nie poszukuję tych momentów, ja się uczę je zauważać, bo one od zawsze były  
i będą aż do usranej śmierci, tylko od nas zależy, czy chcemy wyćwiczyć w sobie umiejętność dostrzeganiach ich.

Dokładnie miesiąc temu, tj. 5 marca skończyłam zdawanie wszystkich sprawdzianów z historii z pierwszej klasy. Kiedy nasza nauczycielka na forum klasy podała mi dłoń i szczerze pogratulowała, byłam dogłębnie wzruszona, bo naprawdę walczyłam o ten sukces. I choć wciąż uczęszczam do tej samej klasy z tym samym rozszerzonym przedmiotem, to po takich przygodach już nic nie jest w stanie mnie złamać.
Było milion prób, trzaskanie drzwiami, łzy, gorzki smak porażki i słodka radość z małych zwycięstw, gdy udawało mi się zdać kolejny test. To pół roku dało mi ogromną lekcję pokory i samozaparcia. Toczyłam zaciętą walkę z samą sobą.
To doświadczenie pokazało mi także, jak wielkie serce potrafią mieć nauczyciele wobec takich osłów jakim byłam ja. I czasami nadal jestem. Moja wdzięczność wobec cierpliwości naszej historyczki i tych wszystkich szans, które mi dała jest nieoceniona.
A wspominam o tym, bo nieustannie trzymam się zasady, że jestem tu, by wam dawać choćby odrobinę nadziei. Więc taką nadzieją na dziś jest fakt, że po takich sytuacjach człowiek naprawdę uświadamia sobie, jak wiele w życiu jest możliwe. Przez jak wiele jesteśmy w stanie przebrnąć. A choćby z ranami i bliznami, jednak w ostatecznym rozrachunku z dumą i uśmiechem. 

Nie wiem, czy po takiej przerwie powinnam mieć jeszcze jakąkolwiek nadzieję,
że ktoś będzie miał ochotę tu zajrzeć... Niemniej, jeśli jednak jest choćby jedna osoba, która wciąż pamięta o tych bazgrołach, to jestem szczęśliwa. Chociaż...
i bez tego jestem.

Tęskniłam.

Pozdro!

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz