środa, 25 listopada 2015

Ognia nie gasi się ogniem.

"Idź wyprostowany wśród tych, co na kolanach.
Choć będą kopać, bić i sypać sól po ranach."
Dobry wieczór.

Ale mi się dziwnie piszę z pęcherzami na palcach, jednak takie są efekty gry na gitarze po miesiącach niedotykania jej. Ale! Dziś nie o tym. Ten cytat z utworu Luxtorpedy idealnie pasuje do tematu wpisu.
Wybiło OSIEM TYSIĘCY. Jesteście wspaniali. Dziękuję. To bardzo wiele znaczyło, znaczy i nie przestanie. Lubię to życie. Jest dobre.
Odważyłam się dziś w końcu pochwalić mojej nauczycielce tymi ośmioma tysiącami, których tak dzielnie wyczekiwałam. I jak myślałam… spraw na głowie milion i niestety moje bazgroły czyta coraz mniej osób. Tak myślę. Ale wolę nastawiać się pozytywnie. Będzie dobrze, bo do tego dążę.
Ten dzień był szalony. Osoba, której niedawno życie się chyba nieco pokomplikowało… znów się uśmiecha, śmieje, cieszy wraz z nami z najbardziej błahych spraw. Plus dla niej! Natomiast są ludzie, którym się nie układa. Nie dziwię się. Ten rok jest i będzie trudny. Już to odczuwam. Zresztą… chyba wszyscy to czują. Rok temu było lepiej. Luźniej/lżej. Przyjemniej. Byliśmy bliżej. Tak myślę. Coś się stało. Schrzaniło. I nikt nie ma odwagi tego naprawić. Nie zbawię całego świata, a bardzo bym chciała. Jak pisałam niedawno… owczy pęd trwa. Wyścig szczurów. Po trupach do celu. To tak widać. I to… tak mnie rani. A wiecie dlaczego? Bo przypominam sobie słowa pani od angielskiego, która powiedziała, że są uczniowie, którzy walczą o szóstki i to jest w porządku. Ale jej zależy na tym, by ze szkoły wyszli nie tyle dobrzy uczniowie (zaprogramowane robociki, moi mili, moim zdaniem), ale dobrzy ludzie. I to są słowa, które ja będę powtarzała na okrągło. Bo są wielkie. Znaczące. I cholernie istotne. Jeśli myślę o tej całej sytuacji, którą obserwuję wśród rówieśników. Nie miejcie mi za złe takiego myślenia.
I popierania mojego autorytetu. Chcę tylko wam uświadomić, że są rzeczy ważne
i ważniejsze. Cyferki w dzienniku może i sprawiają nam radość, bo mamy pewność, że zrobiliśmy coś dobrze (chyba, że wykuliśmy coś na pamięć, a po teście i tak nam to z głowy wyleci). Jednak mnie bardziej uszczęśliwiają dzieciaki, które nie chodzą do tego miejsca jak gdyby za karę. Bo to nie jest kara. To jest nasza nagroda. Taki bonus od życia. Jeśli skupimy się na tym, co robimy/chcemy robić, to będziemy robili to dobrze i z przyjemnością. Gdy z góry zakładamy, że coś jest głupie, nie na miejscu i tak dalej… to faktycznie dana sprawa/rzecz może się taką głupią czy niestosowną stać. Jeszcze jedno!
Strasznie, no cholernie mocno ubolewam nad tym, że tak mało się w tej szkole dzieje. Nie ma koncertów, tylko poważne apele. Nie ma zabawy, tylko pierd*lony przymus. Wybaczcie takie słownictwo, ale nie wiem już jak inaczej wyrazić moją złość w stosunku do ludzi, którzy mają klapki na oczach. Wszystko tylko dla swoich korzyści. Zero zgrania. Przyjaźni. Boże. Gdzie myśmy to wszystko zagubili? Ach, no tak… w drodze po bycie najlepszymi. Z powodu własnych żądz. Patrzę na ten świat (szkolny i nie tylko) i płaczę. Czasami wewnętrznie, niekiedy fizycznie. I jest mi tak przykro na to wszystko spoglądać… takim trochę okiem filozofa, psychologa, wrażliwego człowieka. Dobija mnie zawrotna prędkość tego życia. Zabijamy w sobie emocje, jesteśmy jacyś tacy… oschli, nieprawdaż? Prawda?! Spójrzcie na siebie. SpójrzMY na siebie. I zastanówmy się, czy faktycznie taki bieg wydarzeń nas zadowala. Bo szczerze? Mnie nie. I proszę was, żebyście nad tym pomyśleli. Czas to najcenniejsza rzecz jaką mamy. I powinniśmy ją szanować. Powinniśmy, ale nie musimy, to nasza decyzja, co z nim zrobimy.
Co zrobimy z tym wszystkim, co się wokół nas dzieje. Od nas to wszystko zależy. Zrozumcie. Błagam. Nie mogę was do niczego zmuszać. To nie na miejscu. Sama tego nienawidzę. "Musisz, musisz, musisz." Nie, nie muszę. Mogę, ale niczego nie muszę. To moje decyzje. Albo będą ok, albo posypie mi się życie. Ale posypie się mi. Nie wam. Mam mózg i potrafię z niego korzystać. Tak myślę. Nie chcę brać udziału w tym wszystkim, co wy uważacie za najlepsze dla mojej osoby. Mam swoje zdanie w pewnych kwestiach i się go trzymam. STARAM się (a to już coś, bo niektórych nawet na to nie stać) go trzymać. Wsiadacie do łódki, którą wam podsuwają pod nogi i płyniecie, bo wszyscy inni też płyną. „A co mi tam!” Nie ważne gdzie, ważne że cała reszta robi to, tamto, siamto. Ohydne jest takie myślenie. Brzydzę się tym. Nie bójmy się. Nie ma czego. Altruiści są świetni.
I warto do tego dążyć. Niektórzy wydają mi się takimi potulnymi barankami. Zgodziliby się na wszystko. A ja… ja tak nie potrafię. Coś mnie hamuje. Lubię być inna. Ale to raczej nie z tego wynika. Po prostu uważam, że nie jestem psem.
O! Ostatnio pewna kobieta prawie powiedziała: „Siad!” do koleżanki… no błagam, gdzie tu jest szacunek? Trąbią na prawo i lewo o tym, jak to my się w stosunku do nich zachowujemy. A oni są przecież tacy idealni. Uwielbiam ich, to nie ulegnie zmianie prawdopodobnie nigdy, ale czasami mnie irytują. Powiem wam tak, ludzie są tacy ulegli, że aż mnie mdli, bo czasami… czasami trzeba być w tym życiu skurwysynem i mieć odwagę powiedzieć: „Nie!”, podczas gdy wszyscy inni mówią: „Tak!”.
Trzymajcie się, ludziska.
~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz