piątek, 26 sierpnia 2016

Auschwitz - historia prawdziwa.

"Nie bój się czekać, umierać, być pod ziemią. Nie idź za głosem, który mówi:
musisz szybko, już, natychmiast. Nie musisz."

Serwus! 

https://www.youtube.com/watch?v=DVM1JxBx2TA - włączcie przed czytaniem.

Dziś - jak wskazuje tytuł - temat trudny. Ale trzeba go poruszać. Mówić o nim. Tak...


To było naprawdę ogromne przeżycie. Cieszę się, że trafiliśmy na dobrego przewodnika. Miał przepiękny głos i mimo nieprzespanej nocy - słuchałam go z wielkim zaciekawieniem. Mówił z pasją, idealna mimika twarzy do poszczególnych faktów z historii... Pod tym względem - perfekcyjnie. Natomiast co do samej atmosfery miejsca, już nie było tak cudownie. Przytłaczająca aura przeszłości. Naprawdę. Pełna powaga na twarzach KAŻDEGO. Żadnych słów. Zero komentarzy. Zwyczajnie słuchaliśmy i czuliśmy. Tak, to trafne słowo - czucie. 

Blok 4: Weszłam do tego pomieszczenia, usłyszałam, że z szacunku dla zamordowanych nie należy robić zdjęć i… i nagle moim oczom ukazały się gabloty z włosami kobiet, mężczyzn oraz dzieci, bo skazany na śmierć mógł być każdy. I to był widok, który jako pierwszy wywołał łzy. Mimowolnie płynęły. Nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Bo po co? Nie da się zagłuszyć prawdy. Faktu. Stuprocentowej rzeczywistości. To nie było obrzydliwe. To było przerażająco przygnębiające. Doprawdy. Ów widok dobił kompletnie. Aż mnie głowa rozbolała. Ludzie podchodzili, przyglądali się, a ja szłam ze wzrokiem skierowanym ku podłodze. Po raz drugi do wydobycia się na zewnątrz słonej cieczy doprowadziły mnie zdjęcia skrajnie wygłodzonych osób. A następnie ich dzienna racja żywnościowa. „To nieludzkie, to mega pojebane”. Takie miałam myśli. I wciąż mam. Nie wymażę z pamięci tych obrazów. To nie było jak zwiedzanie muzeum. To niefajne określenie. To było osobiste (w najmniej brutalny sposób) wejście w ich świat. W świat zniewolonych. Przez jakąś cholerną politykę równie cholernego gościa. 


Uwierzcie, że po prawie trzech godzinach zwiedzania, gdy w autobusie mogliśmy wreszcie coś zjeść - nie potrafiłam przełknąć kawałka bułki. To tak bolało... nadal boli. Za żadne skarby nie można zapomnieć o tym, co się w historii tego świata wydarzyło. 

Stój! Zatrzymaj się. Pomyśl.
 Choć wtedy… wtedy nie było czasu na jakiekolwiek przemyślenia.

Wybaczcie, że zdjęcie bramy jest w takiej, a nie innej jakości, ale słońce było dość ostre i trudno było złapać "wyostrzony" napis. Każdy wie, co tam jest. "ARBEIT MACHT FREI" - gówno prawda. Po pierwsze: obóz nie miał nic wspólnego z pracą, która mogłaby kogokolwiek doprowadzić w tamtym czasie do wolności.
A po drugie: żadna praca nie czyni nas wolnymi. Nawet będąc szefem największego banku na świecie - nie jesteś wolny. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie ponad tobą, kto sprawi, że będziesz musiał się posłuchać osób trzecich, wykonać jakieś ich prośby. 




Auschwitz - Birkenau - obóz pieprzonej zagłady. Po co? Dlaczego? Nie wiem.
I nie wiem, w którym momencie zabijający się pogubili. I nie rozumiem, czym sobie zasłużyli ci wszyscy bezbronni więźniowie, by ich ktokolwiek mógł karać. Osądzać. Nie wspominając już o skazywaniu na śmierć. O wybieraniu, kto dziś, a kto jutro. Niewiarygodne. 

Wiecie co? Jesteś w tym brutalnym miejscu, płaczesz, dopuszczasz do siebie prawdę o tamtych czasach, wracasz do domu i co widzisz? Widzisz, że ludzie się w ogóle nie przejęli tym, co się wtedy wydarzyło. Serio. Nawet nie tyle mam na myśli wojnę domową w Syrii, ale chociażby takie akcje: 


Są ludzie, którzy się godzą na takie głupoty? Kto na to pozwala? Nie mogę tego zrozumieć. To mnie nie smuci, to mnie wkurwia. Bo jak można "bronić" życia jednocześnie zabierając mu jego godność? Takie zdjęcia upadlają JESZCZE nienarodzonego człowieka. Jest to podłe. I nie, politycy NIE MOGĄ powstrzymać "mordowania". Aborcja to wybór kobiety i mężczyzny (tak, on też ma w tym swój udział). To ich świadoma decyzja. Politycy nie mają w tym temacie naprawdę nic do gadania. Ludziom się w dupach poprzewracało. Nie mam już siły patrzeć jak ten świat się psuje. Osobiście dzięki tej wycieczce do Oświęcimia nabrałam ogromu wdzięczności, szacunku i miłości do tego życia. Mojego życia. I wiecie,
że jest idealne? Tak. Jest najlepsze, bo... bo jest. Dzięki ciepłym posiłkom, przytulnemu łóżku, ubraniom na odpowiednią temperaturę.
O ile rzadko popieram ten nakaz: "musisz"! To dziś piszę i mówię to samo, ale w kontekście tego, co zobaczyłam...
A więc, moi drodzy, znając historię, widząc pozostałości po okropieństwie tamtych lat, musimy i to KONIECZNIE musimy zadbać o to, co dziś nam dane. I musimy to doceniać. Choćby nie wiem co. Ratujmy ten świat. Póki jeszcze możemy. 

To tak odnośnie tego przytulnego łóżka... 

Nie chcę kończyć aż tak poważnie, a więc dorzucam jeszcze taki bardzo trafny wiersz. I właśnie takie coś powinno zdobić miasto, a nie krew i wielki krzyk sprzeciwu wobec aborcji. 

#5dni

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz