"Gdy milczysz, zawsze masz nadzieję, że ta druga osoba przerwie to milczenie.
I najczęściej działa to w obie strony, dlatego tak wiele miłości i przyjaźni kończy się w sposób niewyjaśniony."
I najczęściej działa to w obie strony, dlatego tak wiele miłości i przyjaźni kończy się w sposób niewyjaśniony."
"[...] Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba." 1 Kor 10, 16-17
Hej!
Z wczorajszym zaliczeniem matematyki oficjalnie zakończyłam ten rok szkolny.
I choć będę musiała jeszcze nadrobić pewne niepoukładane sprawy, to od dziś nie myślę już o licealnych murach.
Cóż mogę powiedzieć... Jestem wykończona psychicznie. Presja, ciągła niepewność, lęk i cała masa innych negatywnych emocji, które przez tyle miesięcy kumulowały się we mnie. Codziennie, po trochu, coraz bardziej i bardziej, było ich więcej, były silniejsze w swym okrucieństwie. W znacznym stopniu to ja zawaliłam tak wiele sytuacji, z których mogłam wyjść bez ran, ale ta ciągła świadomość, że musisz zadowolić każdego wokół ciebie nie dawała spokoju. Dodajmy do tego moją wrażliwość i tęsknotę za dawnym życiem... Och, to był rok o którym chcę zapomnieć. Jest jednak kilka "ale"! Spotkałam wspaniałe koleżanki, stworzyłyśmy świetną ekipę i trzymamy się razem, co by się nie działo. Zmagania z poligonem, lekcje musztry, spotkania z żołnierzami - nowe doświadczenia, przygody godne pozostania w głowie. I ta piękna świadomość, że trafiłaś na polonistkę z krwi i kości, która zaraża cię pasją do języka polskiego i... tak mocno wierzy w siłę uczniów. Kłaniam się nisko i zawsze dziękuję Bogu, że postawił na mej drodze te kilka osób, które dają mi nadzieję na przeżywanie dobrego życia.
Dzisiejsza uroczystość jest dla mnie taką, która do końca życia pozostanie niezgłębioną tajemnicą. I bardzo dobrze. Nie wszystko musi być idealne pod względem naszego pojmowania świata.
Z wczorajszym zaliczeniem matematyki oficjalnie zakończyłam ten rok szkolny.
I choć będę musiała jeszcze nadrobić pewne niepoukładane sprawy, to od dziś nie myślę już o licealnych murach.
Cóż mogę powiedzieć... Jestem wykończona psychicznie. Presja, ciągła niepewność, lęk i cała masa innych negatywnych emocji, które przez tyle miesięcy kumulowały się we mnie. Codziennie, po trochu, coraz bardziej i bardziej, było ich więcej, były silniejsze w swym okrucieństwie. W znacznym stopniu to ja zawaliłam tak wiele sytuacji, z których mogłam wyjść bez ran, ale ta ciągła świadomość, że musisz zadowolić każdego wokół ciebie nie dawała spokoju. Dodajmy do tego moją wrażliwość i tęsknotę za dawnym życiem... Och, to był rok o którym chcę zapomnieć. Jest jednak kilka "ale"! Spotkałam wspaniałe koleżanki, stworzyłyśmy świetną ekipę i trzymamy się razem, co by się nie działo. Zmagania z poligonem, lekcje musztry, spotkania z żołnierzami - nowe doświadczenia, przygody godne pozostania w głowie. I ta piękna świadomość, że trafiłaś na polonistkę z krwi i kości, która zaraża cię pasją do języka polskiego i... tak mocno wierzy w siłę uczniów. Kłaniam się nisko i zawsze dziękuję Bogu, że postawił na mej drodze te kilka osób, które dają mi nadzieję na przeżywanie dobrego życia.
Kiedy czytam drugie czytanie, przypominam sobie homilię biskupa Rysia na Lednicy: "[...] Księga Liczb i Księga Wyjścia mówi, że kiedy Mojżesz uderzył laską w skałę, to "wytrysnęła woda tak, że cały lud mógł się napić". Naprawdę chcecie pić sami Ducha Świętego? Naprawdę chcecie doświadczenia miłości od Boga w pojedynkę? Nie chcecie tego, żeby Duch Święty tej nocy uczynił nas wszystkich Kościołem? Żeby nas uczynił Ciałem? Żeby nas uczynił dla siebie wzajemnie członkami? Żebyśmy mieli poczucie, że każdy potrzebuje tego, który jest obok, i że każdy potrzebuje każdego z tych dziesiątków tysięcy, które są na tym polu? Nie chcecie, żeby Duch nas uczynił jednością?"
No właśnie... Mnie zawsze niesamowicie inspirują takie święta. Po pierwsze pokazują, że nie jesteśmy zamknięci w kościele, w swoich wspólnotach, parafiach i kiedy widzę, jak wielu nas jest na Mszy Świętej... To zapiera dech w piersiach i sprawia ogrom radości. Druga sprawa - Jezus jest niezwykle pokorny i za pośrednictwem księży może pokazać się całemu światu. Ukryty w monstrancji, a jednak otwarty na lud, który nie zawsze na Niego czeka.
Najbardziej w życiu pragnę, by to, co tutaj piszę i to, o czym mówię na co dzień nie było sztuczne, monotonne, nie było tylko ładnie ujętymi słowami, ale faktycznym czuciem i świadomością Jego łaski. Naprawdę chcę mieć w sobie tak silną wiarę, ażeby móc oddać się Panu w całości, tak jak On robi to dla mnie, dla ciebie, dla wszystkich. Czy to zauważamy, czy nie. Czy w to wierzymy, czy nie. Czy żyjemy Jego Słowem, czy nie. A jak jest z wami? Co czujecie?
"[...] tak się cieszę, że On nikogo nie pospiesza z miłością. Zawsze masz czas na uwielbienie Stwórcy. On czeka. Nieustannie. Przez cały czas jest przy nas, ale tylko od nas zależy, czy my będziemy przy Nim. To cudowne. Zdawać sobie sprawę z tego ogromu wspaniałości, jaką nas Ojciec obdarza." - wpis sprzed roku w tą samą uroczystość.
~~Zbuntowany Anioł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz