piątek, 23 października 2015

Spotkanie z egzorcystą.

"Każde życie ma jakiś cel. Podziel się swoją historią,
a może pomożesz komuś odnaleźć jego własny."
Dobry wieczór.

Nie wspominałam tu o dzisiejszym spotkaniu, bo jakoś wypadło mi to z głowy.
Nie ważne. Jestem w szoku. Po tym co ksiądz nam przedstawił.


To jest takie, kurna, niepojęte, niezwykle poruszające, a jednocześnie cholernie straszne. To jest… to było niesamowicie świetne przemówienie, zajebiście dobre odpowiedzi na nurtujące pytania. To było coś, co wzbudziło we mnie ogrom emocji. Wielkie brawa za odwagę w takim życiu. Naprawdę. Po kilku godzinach nie da rady się nawrócić, ale te kilka godzin może do tego nawrócenia doprowadzić. I ja tak bardzo podziwiam tych ludzi. Tych księży i w ogóle głęboko wierzące osoby. Chylę czoła. I poważnie bije brawa, składam wielki szacunek.
Najzabawniejsze jest to, że nasza skromna ekipa składająca się z mojej osoby, z koleżanek: Marty, Pauliny i mej imienniczki zawsze coś w tym szalonym życiu wygrywa. Zawsze ma „fuksa”. Szczęście. Cokolwiek. Porozmawiałyśmy z księdzem na osobności, a na koniec odwiózł nas jeszcze do domów. Niesamowicie pozytywny człowiek i bardzo mądry. To się ceni. To się podziwia. To się chce słuchać. I z tego chce się wyciągać wnioski. Jakieś lekcje. Wiecie, wybiorę się przez jego słowa do spowiedzi, bo dał mi do zrozumienia, że jeśli wiemy, że coś jest złe, to się tego nie dotyka i tak być po prostu musi.
Chciałabym zmienić swoje życie. Chciałabym znów z wielką pobożnością, a może po prostu z czystym sercem, zacząć się modlić. Robiłam to kiedyś. Może z przyzwyczajenia, ale robiłam. Modliłam się wieczorami. Dziękowałam, przepraszałam i prosiłam. Czasami dawało to rezulataty, innym razem nie.
A może nawet dawało, ale wiara była słabiutka i tego nie dostrzegała.
Jaki ten świat jest pokręcony. Kurewsko pokręcony. Ale w tym tkwi jego niepojęte piękno.
Ale powiem wam, że to był naprawdę ksiądz z powołaniem. Pewnie nawet od samego Boga. I chwała Mu za to. Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze zdołam powiedzieć, że kocham Stwórcę tego przedziwnego świata. Nie wiem, naprawdę z czystym sumieniem nie mam bladego pojęcia. Ale liczę na to, że On gdzieś tam w sobie mnie rozumie. A przynajmniej się stara. I kocha mnie, mimo wszystko. Chciałabym, żeby kochał. I chciałabym, żeby był… zawsze. I żeby ta wiara miała jakiś cel. Jeju, jak ja bym chciała, żeby to nie poszło na marne. I w to wierzę. Wierzę, że to musi mieć jakiś sens. Bo to jest zbyt wielkie, zbyt głębokie, zbyt obszerne. To nie może być jakaś nicość, dupa, bezsens.

 ~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz