poniedziałek, 23 maja 2016

Bierzmowanie 2016.

"Popełniłam niewybaczalny błąd, pozwalając uzależnić swoje szczęście od jednej idei, od jednej osoby, od jednej,
 w ostatecznym rozrachunku, sytuacji."

Dzień dobry.

Może wstęp do tego wpisu nie jest zbyt optymistyczny, ale bardzo prawdziwy. Zgadzam się w stu procentach. Wcale nie z uśmiechem na ustach. Ale jednak.

Spójrzcie, co od razu rzuciło mi się w oczy, gdy weszłam do księgarni: 


Jestem bardzo zadowolona. Czterdziesta trzecia strona. Dokończę pewnie w weekend, bo teraz niestety niewiele czasu jest na rozkoszowanie się tym pięknym świadectwem. 

Już wczoraj miałam ochotę napisać post odnośnie bierzmowania, ale wolałam zrobić to na serio, a nie byleby odklepać temat. Więc zebrałam kilka spostrzeżeń od ludzi, widziałam ich podejście... i co mogę stwierdzić? Wszystko wypadło fenomenalnie. Bardzo się cieszę, że moi rówieśnicy mówią, iż czują się lepiej. Nie do końca wiedzą, dlaczego, ale tak właśnie jest. Inaczej. Czują... wewnętrzny spokój. Msza chyba każdemu przypadła do gustu. Nie ze względu na to, że było krótko, zwięźle i na temat, ale dzięki temu, że atmosfera panująca w kościele była genialna. "Czułam się fantastycznie. Chciało mi się płakać. Gdy dostawałam sakrament, zamknęłam oczy." - mówiła koleżanka. "Czuję się teraz lekko i szczęśliwie. Trochę denerwowałem się, gdy ksiądz kreślił znak krzyża." - kolega tylko potwierdził piękno sytuacji. Te opinie utwierdzają mnie w przekonaniu, że było warto. Kroczyć drogą miłości i przyjąć do swego serca i życia dobrego Ducha. 

A ja dodam od siebie, że kazanie powaliło na kolana. Uwielbiam, gdy człowiek, który do nas przemawia - mówi spontanicznie, tu i teraz, a nie wypisuje na kartce, co mu wpadło przed Mszą do głowy i jeszcze się zacina. Najbardziej poruszyły mnie słowa odnośnie tego, byśmy byli wierni temu człowiekowi, jakim jesteśmy dziś i temu, co teraz robimy. Właśnie w tym momencie naszego życia. Nie za dziesięć lat, ale w tej chwili. Coś niesamowitego. I żebyśmy nie uważali dekalogu jako jakieś zakazy albo nakazy, ale wskazówki. Dobre wskazówki do dobrego życia.

To było cudowne… o ile na pierwszej Komunii byłam chyba najpoważniejszym dzieckiem – w sobotę byłam naprawdę szczęśliwa! Myślałam, że to będzie taki stres i taka postawa wszystkich, że nie da rady być sobą. Ale jak tu nie być sobą, gdy patrzysz w oczy biskupa, przeprowadzacie kilkusekundowy dialog i nie możesz przestać się uśmiechać, bo czujesz się tak wspaniale... kurczę, niewiarygodne uczucie.

Jako podsumowanie przytoczę słowa pewnej osóbki: 

„Jestem niesamowicie szczęśliwa.
 Praca nad sobą przez kilka miesięcy i stało się.”

Dziękuję księdzu proboszczowi za to, jak wiele zrobił, choć wiedział, że w ostatecznym rozrachunku wszystko zależy od nas. Naszych decyzji. Naszego sumienia. 
Panu katechecie za to, że troszkę nas straszył na początku, bo pewnie sam nie był całkowicie pewny efektu końcowego, a jednak wyszło, jak wyszło. Więc dzięki wielkie za taką... ludzką postawę wobec tego religijnego szaleństwa. To się ceni. 
Podziękować wypada także wszystkim, którzy podjęli się przyjęcia sakramentu, bo to nie była łatwa sprawa. Tak myślę. Więc super! Naprawdę cieszę się, że postawiliście krok ku lepszemu życiu. 
No i dziękuję Stwórcy, że był ze mną w tamtym momencie. I cały czas jest. I będzie. 

Odwiedziliśmy dziś schronisko... te psiaki były tak cholernie urocze. Spokojne, pełne pozytywnych uczuć wobec nas - nieznajomych. Mam nadzieję, że każdy z nich będzie mógł dożyć starości i umrzeć w godnych warunkach. 



To jest znakomite życie. 

http://www.filmweb.pl/film/Wszystko%2C+co+kocham-2009-498675

Bardzo, bardzo, bardzo polecam. Dawno nie oglądałam czegoś tak doskonałego! 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz