piątek, 13 maja 2016

Psychoterapia.

„Bo ja chcę być spalona. Na złość tym wszystkim, którzy zabraniają mi palić, puszczę dymek jeszcze po śmierci.”

„Eyes are the window to the soul.”

Cześć i czołem.

Świetne te słowa. Też wypuszczę po śmierci swój dymek. I z fajeczki, i taki „życiowy”.

Dopiero niedawno nauczyłam się patrzeć w oczy. Nie jest to umiejętność wyćwiczona na sto procent, bo jeszcze często jest bardzo trudno. Ale idzie coraz lepiej. Duma… bo to mega istotna kwestia. Odłóżmy na bok filozofię, bo być może coś jest w tym, że oczy są zwierciadłem duszy, ale z czysto ludzkiej perspektywy – utrzymywanie kontaktu wzrokowego podczas rozmowy, po prostu wskazuje na naszą kulturę osobistą. Oczywiście inaczej jest w przypadku, gdy ów kultura jest w nas, ale jednocześnie istnieje również jakiś wewnętrzny hamulec, który nie pozwala w te oczy przez dłuższy czas patrzeć. Na szczęście zdałam sobie sprawę z tego, jak niesamowicie ważna jest ta umiejętność. Zwykle mówiąc, nie patrzę, ale podczas słuchania – staram się. Tak to wygląda. Wciąż ćwiczę. Jest dobrze.

Piątek trzynastego, a ja mam tak niezwykle przyjemny dzień… niech ten stan trwa wiecznie. Byłoby bosko. Poprosiłam panią od matematyki o nieobrażanie się na mnie, bo chcę pójść do innego nauczyciela coś załatwić. O co chodziło? O rozmowę. Terapia u księdza zaliczona, teraz przyszedł czas na dialog w cztery oczy. Ale tak naprawdę, bo podczas spowiedzi też jesteśmy "sam na sam", jednak niewiele widać przez te durne kraty. Wiecie, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele rzeczy dotyka nie tylko mnie? To daje jeszcze większe poczucie zaufania wobec danej osoby. Gdy nie tylko cię wysłucha, ale opowie też coś o sobie i ten fakt da ci do zrozumienia, że nie jesteś sam ze swoimi niedoskonałościami. Chwała ludziom, którzy są dla innych. Szczególnie w gorszym okresie życia. I nie mówię tu o byciu na zasadzie: „Będzie dobrze. Uśmiechnij się!” Bo później jest tak dobrze, że człowiek popełnia samobójstwo albo się krzywdzi (w jakikolwiek sposób).
Do czego zmierzam… pewnie jeszcze długo bym z moją bohaterką nie rozmawiała, ale kiedy chcesz zamienić kilka słów z psycholog, czyli osobą, która rzekomo być dla nas powinna… a ona nie ma czasu... no to wtedy prosisz o pomoc kogoś innego. Szkoda. Albo nie. Jaka tam szkoda. Przynajmniej udało mi się „wyżalić” komuś, komu ufam. I to ufam najpoważniej na świecie. Choć niektórych niezmiernie to dziwi.

Polecam, polecam nieraz odważyć się wyjść poza schemat. I zrobić coś, co wam sprawi radość. Tak, wam. Jesteście cholernie znaczący w tym świecie. Pamiętajcie. 

Super jest ostatnimi czasy. Serio! Nauczyciele (choć nie wszyscy, nikt nie jest perfekcyjny) są jacyś bardziej pozytywni, a bywało naprawdę okropnie w tym roku, więc ogromnie to doceniam. Klasa też się do siebie zbliżyła. Byle to trwało aż do końca, bo czuję, że niedługo znów będzie źle. Aaa... jakiż wpływ na innych może mieć jeden człek. Jezu... ratuj. 

Zrobienie tego zdjęcia zaproponował nam dyżurujący nauczyciel!
To było naprawdę miłe. 
Próby, próby i próby... ale bierzmowanie to NASZ
sakrament, więc lepiej, aby był najpiękniejszy.
Zachód słońca w środę to było coś oszałamiająco pięknego.
Zdjęcie robione przez koleżankę z klasy. Wow
A to już moje "dzieło".
Widoki widokami, ale kiedy o dwudziestej pierwszej wracasz rowerem do domu
przez las... nic nie jest już takie cudowne.
Aczkolwiek adrenalina robi swoje, więc pędzisz, ile sił w nogach
i nawet nie czujesz zmęczenia. Tylko lekki lęk... taki przeszywający całe ciało, he he.


A jeszcze jedna sprawa!
Wyobrażacie sobie, że ktokolwiek mógłby was karać za to, iż nie chcecie wykonywać rzeczy, które nie sprawiają wam radości? Bo ja nie. Zawsze się sprzeciwiam, kiedy coś mi nie pasuje. Choć dostaje reprymendy doprowadzające do płaczu (ach, ta wrażliwość). Nawet, kiedy przeklinam ze złości i nie wszystkim to pasuje... nie dam sobą pomiatać. Nie pozwolę innym decydować za mnie. Szczególnie w kwestiach, w których mam prawo głosu. To tak odnośnie kilku spraw z ostatnich dni. Ten świat jest pojebany. Ale przyszło mi w nim żyć, więc dopóki mnie nikt nie zasmuci na tyle mocno, bym już nie miała sił tu być... będę. I tyle. No cóż. Na śmierć jeszcze mam czas. 


Koniec na dziś. Nie ma co was w piątek, piąteczek, piątunio zanudzać... 

Trzymajcie się, moi drodzy.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz