sobota, 7 maja 2016

W górę serca!

„Mów dalej, wszystko jest ważne. Mów tak, jak myślisz. Mów także o wszystkich wątpliwościach, jakie przychodzą ci do głowy. Mów dalej.”

„Boys cry
Cigarettes do kill,
parents lie,
boats sink,
flowers die,
Life goes on,
with or without you.”

Dzień dobry! 

Jeszcze w czwartek, leżąc w łóżku, nadeszło "natchnienie" i wstałam, by zapisać w telefonie pseudo-wierszyk... tutaj pokazuje tylko fragment, spokojnie.

"A więc trzymaj się
Przyjacielu
obyś nie myślał o tym
o czym myśli zbyt wielu
i o czym także pomyślałem
Ja
by nie odbić się od dna
lecz skończyć
z jedenastego
piętra."


Nie było ze mną ostatnio dobrze. Tak wewnętrznie. Na szczęście, w końcu, przyszedł moment, w którym poczułam się tak przyjemnie... sami spójrzcie:

06.05.16
Jestem tak duchowo podbudowana, że aż brakuje mi tchu!!! Faktycznie go brakowało, gdy odeszłam od konfesjonału. To było przepiękne. Raz w miesiącu udaje mi się… tak po prostu porozmawiać. Z człowiekiem. Uwielbiam księdza, który pomaga proboszczowi w spowiedzi. Jest genialny. Każde jego słowo… coś niesamowitego. Czuję się cudownie. Jestem cholernie wdzięczna Bogu. Bo pokierował mnie właśnie do tego duchownego. A on potrafi wytłumaczyć to, czego nie rozumiem. Rozwiewa wszelkie wątpliwości. Naprawia to, co we mnie zepsute. Kilkuminutowa wymiana zdań. Bo u niego spowiedź nie jest odklepaniem regułki. Możesz się wyluzować i być sobą! Fantastyczne uczucie.
Ogólnie rzecz biorąc… te prawie dwie godziny były bardzo miłe. Kazanie powaliło na łopatki. Mądry z niego (proboszcza) człowiek. Naprawdę. Wiecie… od jakiegoś czasu każdy wpis rozpoczyna pewien cytat… taki wprowadzający w temat. I ksiądz zaczął swoje rozważania przytaczając fragment wpisu, z września bodajże. On na forum przypomniał o tym, co napisałam. Wzruszający moment. Bo jestem tylko Natalią. A on to docenił. Ot tak. Kocham to życie. A jeszcze bardziej czuję wobec niego (życia) miłość, gdy przypominam sobie dzisiejszą rozmowę z mamą… gdy opowiadała o przebiegu spraw związanych z adopcją. To jest naprawdę niewiarygodne. A jednak. Oczywiście popłakałam się, kiedy o tym mówiła, bo to jest tak ogromna wdzięczność, że nie da jej się w żaden sposób wyrazić. To zbyt wielkie wydarzenie. To olbrzymie i osobiste oddanie… dla mnie. Takiego sobie, skromnego człeka. Bóg jest dobry. No kurczę, nie ma innej opcji. Cieszę się, że zaczynam sobie zdawać z tego sprawę. Chrzanię moje humorki i częste wątpliwości – On jest najlepszy. Koniec, kropka. 

"Kac to reakcja/odpowiedź organizmu na zło, które my uznaliśmy za dobro."

Chyba najtrafniejsza definicja grzechu. 

A to już refleksje sprzed kilku chwil:

Nie wiem, czy kojarzycie dziennikarza, co zwie się Filip Chajzer. Tak, ten od pana Zygmunta. I uwielbiam tego człowieka nad życie. Jest tak niesamowicie dobry i wrażliwy… udowodnił to już nieraz. Oj nieraz. Ale dziś aż otworzyłam usta ze zdziwienia i podziwu! Napisał post na Facebooku: 
„Milion w środę, milion w sobotę! Jak wygram to dalej będę robić materiały w DDTVN, hobbystycznie:) i otworzę sobie radio:) a wy co zrobicie? Wszak życie zaczyna się po 60tce:)”
W komentarzu pani Kasia napisała: „Kupię tacie elektryczny wózek inwalidzki, aby już nigdy nie był zdany na osoby trzecie.” I co widzę po dwóch godzinach na profilu pana Filipa? Post odnośnie tego, by ludzie polecili mu dobry inwalidzki wózek elektryczny… to jest piękne. To mnie autentycznie poruszyło. Serio. Ludzie. On jest prześwietnym gościem. I wnioskuję to tylko dzięki temu, co pokazuje w Internecie. A pokazuje rzeczy wspaniałe. Nie tylko mówi. On czyni. I to jest to! Genialny facet. Nasunęły mi się takie myśli… z racji, iż nie jest to tylko Filip Chajzer – szary człowieczek. Znają go tłumy. To dziennikarz. I nie gwiazdorzy. Nie gada TYLKO o głupotach, jak to w mediach bywa. Właśnie on jest tym, który coraz bardziej zachęca mnie do pójścia w stronę ludzi. By głosić dobrą nowinę. Tak bym to ujęła. Moja bohaterka powiedziała kiedyś: „Na pewno nie widzę cię w roli dziennikarza. Tak jak to napisałaś: dziennikarz, który wciska kity, […].” A więc, proszę pani… to jest ten moment, kiedy zdaję sobie sprawę, że jednak nie każdy wciska kity. Nie każdy jest jak każdy. I to jest przecudowne. Dziękuję temu człowiekowi. Z całego serca. Z całej siebie. 

Dwa tygodnie dzielą mnie od przyjęcia sakramentu bierzmowania. Jest stres. 

I tyle, moi drodzy. Uśmiech i do przodu. Jest tak dobrze... byle się zbyt szybko nie zepsuło.

Przed spowiedzią oraz Mszą pełen spokój i luz.
Są ludzie i ludziska.
Kiedy spacerujesz z koleżanką i nagle krzyczysz:
"Zatrzymaj się, bo chcę zrobić zdjęcie."
A tu tylko kwiatek. Ale uroczy był, no cóż...
~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz