poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Alleluja! Dobra Nowina.

"Czas mija szybko, tak szybko, że nawet się nie spostrzegłem jak upłynęło kilka ważnych etapów mojego dotychczasowego życia, na które jeszcze niedawno tak bardzo czekałem."

Dzień dobry.

Dobry, bo mogłam pospać do dziewiątej, zważywszy na fakt, że zasnęłam chwilę po drugiej.

W razie jakby ktoś nie wiedział albo by się przejadł jajkami i stracił racjonalne myślenie, to przypominam, że Jezus Chrystus zmartwychwstał.
"(...) Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami". Otóż to, moi drodzy! Moje telefoniczne Pismo Święte podpowiada, że wczorajsze drugie czytanie, a mianowicie Święty Paweł mówił tak:
"(...) Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, bo przecież przaśni (tzn. surowi, można by rzec - niedoprawieni) jesteście". Co to oznacza? Oznacza, że mamy się autentycznie narodzić po raz kolejny, powstać z martwych, z tych naszych złości, niedomówień, kompleksów. Wstać i żyć! Zmarły rok temu, właśnie w Poniedziałek Wielkanocny, ksiądz Jan Kaczkowski rzekłby, że mamy żyć wręcz na pełnej petardzie. Z całych sił.

Rok temu pisałam: "Może Jezus zmartwychwstał właśnie po to, byśmy mogli usiąść wspólnie przy stole i zjeść śniadanie… uśmiechnąć się, wzajemnie wysłuchać". Niekompletna była wtedy moja wiara. Bardzo słaba. Umiejscowiona na krawędzi pomiędzy pójściem za Słowem Bożym, a totalnym odwróceniem się od Chrystusa i obraniu zupełnie innej drogi. A jednak jestem tu i głoszę Jego chwałę. Arcybiskup Henryk Muszyński w Wielką Sobotę powiedział, że łapie się na tym, że im jest starszy i im więcej tych obchodów świąt Wielkiej Nocy ma za sobą, to tym głębiej i dojrzalej widzi to wszystko, co ma w tym czasie miejsce. Jezus z roku na rok coraz bardziej go pociąga, przyciąga do Siebie, intryguje. Rozumiecie. I to jest naprawdę trafne stwierdzenie. Bo Chrystus, nasz Pan, faktycznie jest cholernie intrygujący i tak to jest w naszym życiu... Przybywa nam lat, to i horyzonty się rozszerzają, to i perspektyw o wiele więcej zaczynamy dostrzegać. Piękna sprawa. Doprawdy. 
Choć organizm nie bardzo przyzwyczajony jest do tego, że od święta kładę się dość późno, to mimo wszystko... kurczę, wieczorne refleksje są naprawdę niezwykle korzystne.

"Także my, kamyki na drodze, na tej ziemi bólu, tragedii, z wiarą w zmartwychwstałego Chrystusa mamy znak pośród tylu katastrof; sens, by sięgać dalej wzrokiem, by mówić, aby nie patrzeć w mur, bo za nim jest horyzont."

To są wczorajsze, podobno improwizowane słowa papieża Franciszka i gdy się tak nad nimi zastanawiam, to cieszę się, że jestem właśnie takim kamykiem na drodze, który przede wszystkim nie chce patrzeć w mur, w jeden punkt, nie chce mieć klapek na oczach. I napawa mnie radością również świadomość tego, że nie jestem na tej drodze poszukiwania sensu życia sama. Chyba bym zwariowała bez przyjaciółki. Im jestem starsza, tym szerzej i głębiej widzę, ale jednocześnie tym większy zachowuję dystans do ludzi, do tego co mówią. Bo się tak wiele razy przejechałam na tych małych skurczybykach. I nie mam im za złe, że są grzesznikami, bo ja też nim jestem, ale chyba najważniejsze jest, by ten grzech likwidować. Jeśli oni go nie widzą - ok, ich sprawa, ale ja nie mam zamiaru tego bagatelizować, męczyć się tym świństwem wraz z nimi. Mogę ich w jakiś sposób pouczyć, choć uważam, że nie taka moja rola, że chyba nie jestem godna, nie przy tak małym doświadczeniu życiowym. Do czego jednak zmierzam? Przy tylu osobach, które chcą ci uprzykrzyć życie albo robią to nieświadomie, np. pod wpływem innych... przy tylu właśnie fałszywych, nieznośnych człekach jest ta jedna, moja rówieśniczka, która przywraca mi wiarę w ten świat cholernie pustej młodzieży. Serio. Przysięgam, nie chcę nikogo urazić, nie to mi w głowie. Ale widzę zachowanie niektórych, ich kompletnie okrojone horyzonty i chce mi się płakać, bo życie jest zbyt cenne, by je przeżyć dla samego przeżycia. No błagam! Tyle fantastycznych aspektów wszechświata jest do odkrycia, a ludziska się tak niesamowicie ograniczają, zamykają w swoich szufladkach i jeszcze myślą, że to jest dobre... naprawdę czują się z tym - podobno - całkiem w porządku. 
No i właśnie ona wczoraj napisała, że nasza znajomość jest NIEPRZECIĘTNA. Wiecie jak wiele takie określenie znaczy? 

Jaki końcowy wniosek z tych przemyśleń chciałabym wysunąć? Proszę was, nie bądźcie przeciętni, ograniczeni, płytcy, niemający nawet najmniejszych chęci, by zrobić coś dobrego ze swoim życiem, z myśleniem o tym życiu. Zachęcam was, byście się nie bali wyjść poza szereg tych baranów, którym dobrze jedynie w stadzie równym ich horyzontom. Dobrze jest być innym. Byle nie na siłę, a w zgodzie ze swoim sumieniem, by być szczęśliwym i przeżyć to życie tak, żebyście na łożu śmierci mogli powiedzieć: "Spełniona/y". Nie wiem jak wy, ale ja chcę być spełniona. Do tego dążę. I dosięgnę nieba. Z pomocą naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Amen.
Trzymajcie się! 

Przekazujcie Dobrą Nowinę dalej! 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz