środa, 5 kwietnia 2017

Żyć, nie umierać!

"Chce mi się tańczyć, płynąć gdzieś na granicy istnienia, zobaczyć koniec i wrócić na początek, chcę zamknąć oczy, schować się i jednocześnie być na widoku, chcę wszystkiego naraz, a jednocześnie nie chcę niczego."

"Don't waste sunsets with people who will be gone by sunrise."

Cześć i czołem, moi drodzy!

Wiecie czego najbardziej żałuję w kościele? Kiedy napotykam na swej drodze jakiegoś fanatyka, który mógłby genialnie wytłumaczyć podczas kazania Ewangelię, a mówiąc bardzo łagodnie - pieprzy od rzeczy. Szkoda, szkoda. Polityka to zupełnie odrębna sprawa i w swoich osobistych przekonaniach naprawdę nie życzę sobie, żeby mi ktoś swoje racje narzucał albo wychwalał jakiegoś polityka w kościele. W kościele wychwalamy Jezusa Chrystusa, a nie prezydenta. Zabawne, doprawdy. Ale dziś nie o tym. To taka wzmianka, bo czasami jest mi bardzo przykro, kiedy przychodzę wysłuchać Słowa Bożego, a ksiądz wtrąca w Dobro ten szajs, jakim jest cały polityczny świat. 

Co jednak mogę dodać i zupełnie zmienić temat na bardziej pozytywny?... 
Byłam wczoraj przed korepetycjami z matematyki na bardzo spontanicznej spowiedzi (prawie dokładnie miesiąc po tym, jak nie udało mi się akurat przystąpić do sakramentu u tego spowiednika). Generalnie powinnam się do niej przygotować, by móc wyznać dwa razy więcej grzechów i być w pełni czysta, ale były we mnie sprawy, z którymi chciałam za pośrednictwem kapłana przyjść do Boga po to, by mi te potknięcia wybaczył. I wybaczył. Ale w jakim stylu! Naprawdę często namawiam moich znajomych, aby podjęli trud przełamania swych lęków i poszli do spowiedzi. I nawet jeśli mnie nie słuchają, to wciąż będę im to powtarzała oraz polecała, dlatego, że ten sakrament jest niezwykle pięknym oczyszczeniem duszy. Może tylko ja tak to odbieram, a może coś w tym faktycznie jest. Zawsze czuję ogromną ulgę. Czuję, że moje serce jest lekkie, bez skazy, kipiące aż, by uczynić jak najwięcej dobra dla bliźnich po spotkaniu z Panem. Chrześcijaństwo to niesamowita wiara. Takie sytuacje tylko mnie w tym przekonaniu utwierdzają. Ksiądz - mały, szary człowiek, a ma możliwość (to jeden z największych darów), dzięki Najwyższemu, w Jego imieniu przebaczać mi moje niedociągnięcia. Kurczę, przecież to niepojęte... to taki doskonały sakrament... 
Na końcu rozmowy duszpasterz życzył mi dobrych, Bożych świąt i sam zaznaczył, że była to naprawdę udana spowiedź. Jak on to rzekł: Taka zwykła... Zwykłe sytuacje też mogą być fantastyczne.
A później podzieliłam się wrażeniami z koleżanką i napisała, że mnie podziwia, bo dbam o kościół, nie chodzę tam z przymusu, nie jestem jak większość młodzieży
Nie mogłabym teraz opuścić Jezusa. Odpuścić, odrzucić Jego słowo. Za bardzo się w to zaangażowałam, za wiele radości mi to sprawia. Bywa ciężko, ale ksiądz zaznaczył także wczoraj podczas dialogu, że przecież miłość, która nie wymaga to żadna miłość.
Lubię tatuaż Sary. Można go (jak zresztą każdy tatuaż) interpretować na sto różnych sposobów. Sami spróbujcie. Mam dwie wizje tego projektu, ale pobudźcie swoje umysły i zastanówcie się, co wy czujecie patrząc na zdjęcie powyżej.
Późne popołudnie - żwirownia. Ładnie i spokojnie tam jest. Można usiąść, odpocząć, posłuchać muzyczki, napić się (czegokolwiek chcecie). Dobrze jest. Można na chwilę "zapomnieć".

Jadę dziś na 19:00 do kina, film - "Chata". Wyczuwam dobry seans!


"Musisz jedynie, widząc tą złą część siebie, 
przyrzec, że na dnie duszy gdzieś ją pogrzebiesz."

~~Zbuntowany Anioł  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz