niedziela, 9 kwietnia 2017

Upadł. Leży. Nie wstaje.

"Jestem zmęczona. Jestem tak cholernie zmęczona tym życiem. Mam nadzieję, że kiedyś będzie lepiej, ale kiedy patrzę na ten świat i widzę tych wszystkich ludzi, to aż mi się chce śmiać ze swojej naiwności."

"Jeśli to czytasz, to znak, że przetrwałeś swoje życie do tego momentu. Złamane serce, choroby, traumy, stres, załamania... A jednak jesteś tu, niezniszczalny skurczybyku."

Hej.

Jeden wpis przyprawia nawet samą mnie o ogromne pokłady nadziei wobec tego całego syfu, który mnie otacza. Jest jednak mały problem... tego syfu jest tak niepojęcie wiele, że cię on w końcu przysypuje, przyciska do ziemi, po prostu przytłacza, coś w tobie pęka, nie masz siły.

Znowu nie mam siły. 

Ufam Bogu. W ostateczności tylko On mi zostaje. I został. Zawsze tak jest. Nie obarczam Go winą za to, że jest mi źle, dlatego że w środę w pewnym stopniu przejrzałam na oczy. Coś zrozumiałam. Dzięki "Chacie" o której chciałabym napisać kilka słów. 

"Chata" - nie nazwałabym go filmem oryginalnym, ani godnym Oscara, nic z tych rzeczy. Nazwałabym go jednak ekranizacją zdecydowanie godną tego, by poświęcić jej te dwie godziny. Naprawdę. Z ręką na sercu piszę, że nie było to sto dwadzieścia straconych minut. Mam niezwykle mieszane uczucia wobec tego, co zobaczyłam. Bo zobaczyłam gigantyczną nadzieję, a jednocześnie wychodziłam z kina dość przytłoczona. Te wszystkie wizje życia pośmiertnego, które scenarzyści, reżyserzy oraz sami aktorzy nam proponują są wspaniałe i gdybym tylko miała pewność... Och, Boże, chciałabym do Niego. Serio! Taka perspektywa tego przysłowiowego raju jest dla mnie przecudowna i jeśli tak to ma wyglądać - jestem za. Problem jednak tkwi w tym, że od pewnego czasu wcale mi w głowie nie świta naturalna śmierć. Nieważne. Cóż mogę dodać jeszcze? Nie chcę wam zdradzać szczegółów, bo może ktoś się skusi na obejrzenie tej produkcji. Myślę, że jest to obraz chyba jednak dla osób wierzących, bo jeśli ja - wierząca mam malutkie wątpliwości i zaliczam ową ekranizację do filmu z gatunku fantastyki, no to sami rozumiecie... ateista się nie skusi. Jego to nie kręci. I pewnie nie zakręci, dopóki Jezusa nie pozna, a poznanie naszego Pana zdecydowanie nikt nie powinien zaczynać od tego typu filmów. Jeśli macie okazję, to idźcie do kina albo czekajcie aż ktoś go wstawi do Internetu. Ładny. Po prostu ładny.
Gdybym tylko miała pewność... takie życie po śmierci, które byłoby uwolnieniem od wszechogarniającego gówna tego świata jak najbardziej przypadłoby mi do gustu. Ufam, że Bóg faktycznie ma dla nas mnóstwo dobra i będzie kiedyś tak, jak w tym filmie - bez stresu, Najwyższy nauczy nas przebaczać, nie osądzać, kochać...

Zastanawia mnie jeszcze kwestia doboru aktorów do ról Boga, Jezusa oraz Ducha Świętego. Szalona i całkiem odważna próba ze strony reżysera. A może to taka metafora do tego, by w drugim człowieku widzieć miłość od naszego Wspomożyciela? Kto wie... kto wie.

Byłam w piątek na Drodze Krzyżowej ulicami Gniezna. Skorzystałam akurat z tej formy przeżycia męki Pana Jezusa, ponieważ podczas spowiedzi ksiądz bardzo mnie do tego zachęcił. I muszę przyznać, że naprawdę było niezwykle uroczyście, cicho, rozważania były genialne, godne wsłuchania się w nie całym sobą... Fantastyczny wieczór! Zaciągnęłam ze sobą Agatę. Już miała jechać do domu, ale jednak zdecydowała się na spędzenie tej półtorej godziny ze mną i innymi ludźmi, którzy współuczestniczyli w Jego trudach. Co najlepsze - podobało jej się. Naprawdę. Tym bardziej mnie to dotknęło, bo wiem, że moje "głoszenie" Słowa Bożego i wieczne zachęcanie innych do tego, by również spróbowali Go poznać w takich momentach nie idzie na marne. I moi znajomi chcą! Nie muszą kochać Jezusa wszyscy moi bliscy, ale jeśli udaje mi się namówić choćby jedną osobę i ona pomimo wcześniejszych protestów faktycznie wybiera Chrystusa, to czuję się fenomenalnie. Jest mi ciepło na sercu i wiem, że Jemu również. To dobra droga.
To są zdjęcia zrobione przeze mnie, ale chciałabym również pokazać wam dwie fotografie zrobione przez Rafała Wichniewicza, które są dostępne oczywiście na stronie (http://gniezno24.com/aktualnosci/item/10448-droga-krzyzowa-ulicami-gniezna), jednak akurat te dwie konkretne nieprawdopodobnie mnie ujęły.
Kurczę... tak cholernie mnie wzruszają. Zresztą całe to przedsięwzięcie mnie wzruszyło, bo fakt, że tak wiele osób chce kroczyć Jego ścieżkami jest niepojęcie piękne! Jestem dumna, że mogę w czymś tak cudownym uczestniczyć. Szłam z odwagą i dumą. To bardzo ważne, by się nie wstydzić. Co jeszcze mnie cieszy... Że w ułamku sekundy człowiek może uchwycić tak wspaniałe momenty. To dar od Boga. Zdecydowanie.

A tak w ogóle, to po dokładnie rocznej przerwie znowu Asia usiadła i napisała scenariusz (za sprawą mnie, Julki i Magdy, bo akurat mamy takie zadanie na lekcję języka polskiego), myśmy przyjechali, zagrali, nagrali... Fantastyczna sprawa, aczkolwiek przechodzę (znooowu) taki czas, kiedy mam ochotę raczej zniknąć z tego świata, aniżeli skakać z radości, że mam możliwość uczestniczenia w życiu, ale nie poddałam się, zrobiłam swoje. To wciąż sprawia nam ogromną frajdę.
Szczegóły i przemyślenia wkrótce... po premierze.
Dziś Niedziela Palmowa.

Czytanie z Księgi proroka Izajasza:
"(...) Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam."

I nam życzę takiego podejścia. Byśmy nie zatwardzali serc, ale raczej nasze przysłowiowe "cztery litery" oraz twarze, by pomimo wszelkiego zła, wciąż mieć nadzieję i obdarzać nią innych... również szydzących, ponieważ "nie wiedzą, co czynią".

Trzymajcie się. Dobrego tygodnia. Nie próbujmy być na siłę poważni, nie wczuwajmy się sztucznie w ten Wielki Tydzień. Bądźmy sobą. Przeżyjmy te dni szczerze, zgodnie ze swoim sumieniem, mając w głowie świadomość, dlaczego to wszystko ma miejsce i dla Kogo.

Na wszelki wypadek, jakbyście nie zrozumieli, co miałam na myśli, to o. Grzegorz idealnie to wytłumaczył.

http://grzegorzkramer.pl/inny-tydzien/


Jutro rozpoczynają się rekolekcje w naszej - i chyba każdej ponadgimnazjalnej - szkole. Będzie je prowadził katecheta, na którego lekcje na szczęście uczęszczam. Ładnie mówi. On jest po prostu niesamowicie skromny. To wielki plus. Więc w głębi siebie liczę, że to będą dobre dni. Szkoda, że w kościele tylko godzina, a później idziemy na lekcje...

"Cały świat jest miejscem niemocy człowieka" - nauczycielka lekcji wiedzy o kulturze. Pocieszające. Doprawdy.

~~Zbuntowany Anioł 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz