niedziela, 2 kwietnia 2017

Żywy trup.

"Ja po tych wszystkich latach naprawdę chcę już zacząć inaczej żyć, mieć kogoś, kto może nie tyle byłby oparciem dla mnie, ale kto by mnie potrzebował i dla kogo mógłbym żyć - bo takie życie bez sensu jest straszne, nawet jeśli człowiek na co dzień robi coś, co go wciąga."

”Życie zaczyna się w twoim grobie, w twojej ranie. W tym miejscu, które dziś kosztuje cię najwięcej łez i znaków zapytania. Tak, tam w tym grobie jest Twoje życie!”

Hej.

Bardzo ciekawie wczoraj było. Drzwi otwarte, a może raczej taki trochę szkolny piknik, który miał za zadanie pokazać naszą szkołę z jak najlepszej strony. Tak też było. W ubiegłym roku to właśnie dzięki temu przedsięwzięciu zdecydowałam się na wybór właśnie tej placówki.

Przeryczałam dwie godziny, bo moja amatorska kariera dziennikarska już przy pierwszym wywiadzie legła w gruzach. Spieprzyłam z własnej winy. Moja wina, moja wina, moja bardzo… cholernie wielka wina. I co z tego? Człowiek uczy się na błędach i to nie ulega jakimkolwiek wątpliwościom. Tyle już mnie w życiu spotkało porażek, tyle bardzo niemiłych dni. Zawaliłam pewne kontakty międzyludzkie. Zepsułam materialne sprawy. Popełniłam niewyobrażalnie wiele błędów. Pytam po raz drugi: co z tego? Nic! Kompletnie nic. Przede mną przyszłość stoi otworem, a w niej kolejna, niezliczona ilość potknięć. Grunt w tym, by te niedociągnięcia się nie powtarzały. Jak mi przyjdzie jeszcze kiedyś rozmawiać z jakimś człowiekiem, tj. przeprowadzać z nim wywiad, to się zastanowię trzy razy, to sprawdzę dyktafon, zobaczę czy zaczęłam nagrywać, czy w ostateczności wszystko się zapisało. Można się mylić. Nawet trzeba! Po to, żeby kolejnym razem zrobić to, co wtedy nie wyszło, dobrze. I jeśli znowu będzie okazja, tak właśnie zrobię - po prostu lepiej.
Wczoraj znalazłam po tym całym załamaniu utwór Medium - Nie wstydź się łez. Ależ mnie to podniosło na duchu! A dzisiaj co? Ewangelia o Łazarzu, którego Jezus wskrzesił. Który pokonał największy ludzki lęk - śmierć. Jednak znowu trzeba ten tekst przetworzyć na wersję metaforyczną, tzn. spojrzeć na śmierć cielesną jak na śmierć duchową. O co chodzi? Ilekroć w ostatnim miesiącu umarliśmy wewnętrznie? Przez własne upadki, przez złe słowa bliźnich, przez cokolwiek innego. Sporo, prawda? I nagle przychodzi z pomocą Jezus, który nie tylko wyciąga dłoń, by nas z bagna wyciągnąć, ale daje nam również pouczenie... Pouczenie odnośnie tego, by widzieć we łzach, w smutku, w życiowych niedociągnięciach nadzieję. Nadzieję na to, że ból nie jest ostatecznością. Śmierć także nie jest celem. Broń Boże! I to jest bardzo piękne. Gdy się widzi coś więcej niż tylko zniknięcie ciała fizycznego z tego świata. O. Grzegorz Kramer niezwykle trafnie ujął to w słowach, które zacytowałam na początku wpisu. Tych drugich, rzecz jasna.
Bardzo pozytywni i niesamowicie mądrzy ludzie... dobrze mi się z nimi rozmawiało. I chrzanić to, że nic się nie nagrało. To najmniej ważne. Nie zauważyłabym tego jednak, gdyby nie moja dobra koleżanka, która zapytała mnie tak:
-Natalia, słuchaj, o co generalnie pytałaś?
-No wiesz... o misje, o to jak się im żyje bez rodziny, co czują będąc na misjach, co myślą o Polsce, o nas - Polakach...
-I co z tego zapamiętałaś? 
Kluczowe pytanie - co z tego zapamiętałam? Dużo! Pogrążałabym się w rozpaczy z powodu tego, że nie zarejestrowałam słowa w słowo, a powinnam skupić się na tym, że zapamiętałam choćby fakt, iż naprawdę podoba im się w naszym kraju. Lubią nasze jedzenie, znają historię, jesteśmy dla nich bardzo mili i oni to doceniają. Cieszą się, że pomimo ciężkich chwil przychodzą także takie momenty jak ten wczoraj, kiedy mogą spotkać się z młodymi ludźmi, w tego typu szkole, zobaczyć jak funkcjonuje nauka dzieciaków na przyszłych żołnierzy (w pewnym stopniu oczywiście, wiecie, co mam na myśli, z ich perspektywy wyglądało to na pewno inaczej niż z naszej). Temat zabijania na misjach to temat tabu. Nie chcieli o tym mówić, aczkolwiek Will (drugie zdjęcie) powiedział, że jest wierzącym - protestantem i bywało trudno, jednak wszystkiego człowiek jest w stanie się nauczyć. Jak trzymać broń, jak wycelować, w kogo wycelować, rozumiecie...
A najbardziej chyba poruszyła mnie odpowiedź na pytanie, dlaczego wybrali taką pracę i czy mają nieraz chwile, gdy chcą się poddać, rzucić tę robotę. I wiecie co? "Nie, dlatego, że nie robię tego dla siebie, ale bronię innych". Autentycznie taka odpowiedź padła! Powiedziałam im, że jestem dumna, że mogłam spotkać takie osoby. Bo naprawdę jestem. Coś fantastycznego! 
To była wspaniała przygoda. Kolejna, jeśli chodzi o rozmawianie w języku angielskim. Mam nadzieję, że jeszcze będą okazje. W najbliższym czasie. I to takie, w których nie popełnię tego samego błędu.

"Wyobraźnia pozwala mi marzyć,
Alternatywne źródło energii,
Ta muzyka pozwala mi żyć,
Alternatywne źródło energii...
Więc nigdy nie budź mnie ze snu"

Namówiłam w końcu tatę, by nauczył mnie podstaw, jeśli chodzi o jazdę autem... Cholera! Jechałam dwadzieścia kilometrów na godzinę, a czułam, jakby na liczniku było co najmniej osiemdziesiąt. Ale dałam radę. Pojeździłam. To nie taka łatwa sprawa. Aczkolwiek już ją lubię!

Dobrego tygodnia.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz