wtorek, 22 grudnia 2015

Ostatnia wieczerza.

"Tego poranka, jeden z moich przyjaciół zadzwonił do mnie:
,,Jak się czujesz? Trzymasz głowę do góry?".
Po prostu potrzebujesz tych ludzi, którzy cię wspierają."


Cześć wam!

Wiecie co? Adwent minął mi tak niesamowicie szybko. W mgnieniu oka. Za dwa dni Wigilia, Boże Narodzenie, świąteczny czas! A ja w ogóle tego nie czuję. To chyba przez te nijakie roraty, przez brak śniegu, przez ogólną atmosferę. Ale wszystko się poprawi. Głęboko w to wierzę. I wam również tej wiary życzę.
Odbyła się dzisiaj nasza ostatnia, klasowa, szkolna Wigilia. Nienawidzę słowa "ostatni" i wszystkich jego osobowych zamienników. Wolę, kiedy coś jest pierwsze. Może bardziej napawa lękiem, ale... no ale. To był przepiękny dzień. Dostojny. Godny podziwu. I godny łez. Nie sądziłam, że będę płakała, ale cholernie się wzruszyłam, bo wszystko było takie cudowne. Wyszło perfekcyjnie. Naprawdę wspaniale. Otrzymałam moc, OGROM nieziemskich życzeń. Szczerych. Aż do bólu. I od serca. Tak myślę. Albo może… wiem to. Usłyszałam od mojej bohaterki, że ona nie zasługuje na to wszystko (podarowałam jej dłuższe życzenia), na bycie moim autorytetem. A ja odrzekłam, że jest nim i zawsze będzie. No błagam. Kiedy ktoś tak o tobie/do ciebie mówi, bądź dumny ze swojego życia, a nie kwestionuj tak wielkich słów. Nie czyta bloga (z tego co mi wiadomo) i szkoda, ale! Jeśli jakimś cudem uda jej się tutaj trafić… to dziękuję. Wdzięczność to istotna sprawa. I znowu słona ciecz wydobyła się z oczu… szlag. Ale warto. Warto wylać ocean łez.
Z powodu takiego życia. Uwielbiam tych ludzi. To była fantastyczna uroczystość. Jestem taka dumna. Właśnie dlatego płaczę. Bo już nie umiem inaczej wyrazić tego wszystkiego, co mi w sercu leży. A leży mnóstwo najlepszych emocji. Dawno się tak nie czułam. No może czułam, kiedy znów w me ręce wpadł wspaniały komentarz mojej nauczycielki, ale dzisiaj było inaczej. Jeszcze lepiej. To jest najcudowniejsze życie!!!
Wiecie co mnie jeszcze cieszy? Brak lęku przed wyrażaniem najszczerszych życzeń. Starałam się każdemu indywidualnie powiedzieć coś dobrego. Udało się!
I patrzyłam im w oczy. Wszystkim. Cały czas. Jestem taka szczęśliwa. Coraz bardziej udaje mi się spełnić to, na czym mi tak zależy.


Za wszelką cenę staram przypomnieć sobie, co powiedzieli mi nauczyciele… ale może nie oto w tym chodzi? Pamiętam, że to było niesamowite i chyba przy tym powinnam pozostać. Właśnie tutaj postawić kropkę. Było niewiarygodnie dobrze
i tyle. Widziałam uśmiechy na ich twarzach i szczerość w głosie, kiedy życzyli mi powodzenia… gdy dziękowali. I tak dalej.
„Żeby wam się udało.” – uda.
„Jesteś wyjątkową osobą.” – miło… bardzo.
„Żeby spełniły się marzenia, ale najpierw trzeba nauczyć się marzyć.” – słuszne stwierdzenie.


Pan od informatyki przypomniał mi rozmowę, którą przeprowadziliśmy podczas powrotu do domu jego autem.
I bardzo doceniam, że o tym wspomniał. Bardzo miło mieć świadomość, że ktoś pamięta takie chwile.
Sala wystrojona jak na weselu. Dodawała mnóstwa uroku.

Elegancko i na wesoło!
Mam nadzieję, że nasza wychowawczyni mnie za to nie zabije.
Ale pewnie nawet na to nie spojrzy, ufff.


 Część artystyczna to był stres, ale tylko chwilowy.
Zamazałam twarz mojego katechety, bo...
oj, sami sobie odpowiedzcie.


Gwiazdor/Mikołaj był i chwała mu za to!

Mmm, na zimowe dni idealna.
Dziękuję.


Chciałam tu jeszcze ująć świąteczne życzenia dla każdego, kto kiedykolwiek będzie tak miły, by tu zajrzeć, ale zrobię to jutro. Krótko, zwięźle i na temat. Jak ostatniego roku.

Trzymajcie się, hej!

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz