niedziela, 13 grudnia 2015

Trudy przynoszą zaszczyty.

"Boimy się lubić zanadto z obawy, że ktoś nie lubi wcale."

Dzień dobry! Bardzo, bardzo, bardzo dobry. Miło znów to napisać.

Nareszcie znalazłam chwilę na napisanie dla was czegoś odnośnie ostatnich trzech dni. Były szalone! Pozytywne. Po prostu niesamowite. Pod każdym względem.
W czwartek wygraliśmy zawody strzeleckie, a w piątek odbyła się wycieczka do Berlina.
I teraz chciałabym skupić się na niej. To był dobry wyjazd. Inaczej! To był wspaniały pobyt w równie wspaniałym miejscu. Cieszę się, że w końcu miałam okazję przekroczyć granicę naszego kraju. Dlatego kieruję podziękowania, z całego serca, mojemu germaniście, bo to za jego zasługą się tam znalazłam. Jestem szczęśliwa, że miałam możliwość poznania choć skrawka niemieckiej kultury. Chociażby tej osobistej. Mili ludzie! Nawet bardzo. O tak. Porównując naszych rodaków... aż żal nawet porównywać, wiecie? Oczywiście tylko niektórych. Spokojnie. Przypominam sobie sytuację sprzed wyjazdu. Dosłownie na parkingu. Przed autobusem. Polaki cebulaki. Chyba tak się mówi. No… nie ważne. Wyjazd dał mi w ogromnym stopniu do zrozumienia, jak bardzo boimy się odrzucenia. Mam na myśli mówienie w języku obcym. To było skomplikowane, bo w szkole uczymy się teorii, a nie praktyki, czyli rozmów, które są sto razy bardziej istotne.
I to naprawdę jest, cholera, przykre. Bo to pokazuje jak niewiele wynosi się ze szkoły. To znaczy… coś tam się wynosi, ale jednak było trudno. Aż głupio w niektórych momentach. Nie chodzi tu o nieznajomość języka. Bardziej o nieznajomość tego, jak się nim posługiwać. No ale. Najważniejsze, że każdy w jakimś stopniu się dogadał. Bo dogadał, choćby gestykulując, co ma na myśli. Wiecie co jest tak naprawdę, w moim odczuciu, najważniejsze w tego typu wypadach? Ludzie. Ekipa. Ci, z którymi w dane miejsce jedziesz i ci, których na wyjeździe spotykasz. Dlatego jestem taka szczęśliwa. Bo najważniejsze, to mieć wokół siebie kogoś wspaniałego. A takch ludzi tam nie brakowało. Myślę, że humor dopisywał każdemu. To był mój pierwszy wyjazd za granicę i był wspaniały! Nadal do mnie nie dociera, że to wszystko miało miejsce. Właśnie w moim życiu. Szczęśliwe dziecko ze mnie ostatnio. Wybaczcie, że tak ciągle tylko: „ja, ja, ja”, ale… ale to wielka sprawa. Ostatnio dzieje się tak wiele. Mają miejsce takie piękne sytuacje. Pierwsze miejsce w świetnym sporcie. Wyjazd do stolicy Niemiec. I jeszcze… możliwość darmowego wyjazdu do teatru muzycznego w Poznaniu.
I to właśnie za sprawą sukcesu w zawodach. Spektakl naprawdę przecudowny! Świetna atmosfera na scenie. Wszyscy uśmiechnięci. Aż chciało się się na nich patrzeć. A po wyjściu do szatni znowu szara rzeczywistość Polaków, przepychanie się, ani to przepraszam, ani pocałuj mnie w tyłek. Narzekam, wiem, ale strasznie mi głupio na to patrzeć. Starsze osoby wcale nie dają mi przykładu. One mnie niesamowicie irytują. I to jest trochę „niefajne”. A tak poza tym… chyba Bóg mi wynagrodził te ostatnie naprawdę złe tygodnie. Jestem wdzięczna. Jemu. Sobie. Ludziom, dzięki którym spełniam marzenia. Nic, tylko być dumną z takiego życia.
Na początek galeria A10, jeszcze przed Berlinem.

Naprawdę imponujący plac!

Znana zapewne wszystkim, ogromna wieża telewizyjna.

 Zegar czasu światowego Urania.

Weihnachtsmarkt na Alexanderplatz.

To uczucie, gdy prosisz człowieka o zdjęcie i nagle: "O, nasz!"

Słynny sklep, w którym, szczerze powiedziawszy, dane było mi się zgubić.

Bardzo pozytywni panowie do których podeszłam z aparatem, bez słowa.
No może udało mi się wydusić tylko: "Ich nicht verstehen."


Pomink Holocaustu był niezwykły. Bo inny. Naprawdę inny.
Dlatego też cholernie intrygujący. I historia jego powstania również.
Albo fakt, że to właśnie w tym miejscu zrodziły się najgorsze pomysły III Rzeszy.
Mroził krew w żyłach.


Brama Brandenburska zrobiła na mnie ogromne wrażenie! Zwykle było mi dane
widzieć ją tylko na zdjęciach innych ludzi. A w piątek...


 

Gmach parlamentu Rzeszy.

W końcu przyszedł czas na największy jarmark w Berlinie.
Ogromny i piękny!


Pałac Charlottenburg, który zmieniał kolory... chcę tam wrócić. Zdecydowanie.
 
~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz