środa, 23 grudnia 2015

Życzenia świąteczne!

"Każdy hipokryta, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi,
zawsze miał kieszenie wypełnione po brzegi miłością!"


Dzień dobry, dzień dobry!

Wróciłam godzinę temu z mszy. Ostatniej, roratniej mszy. I było naprawdę dobrze. Co prawda, wraz z moim katechetą załamaliśmy się, gdy ksiądz robił zdjęcie parafianom, no ale... nie ważne. Kazanie mi się bardzo podobało. A może nawet mnie poruszyło. Bo pokazał krótką opowieścią, jak to właśnie wygląda, kiedy czekamy na Boga. On przysyła nam siebie pod postacią innych ludzi. Ale my jesteśmy zbyt chętni na wielkie rzeczy i trudno nam dostrzec takie drobne, a jakże ważne sytuacje. Dało mi to trochę do zrozumienia. No. I to chyba jest najważniejsze. Najważniejsze, że te jego słowa nie poszły na marne i coś do mego serca trafiło. To miłe. Zresztą, uśmiech katechety przy przekazaniu sobie znaku pokoju i kąciki ust uniesione ku górze księdza przy rozdawaniu komunii, to równie miłe gesty.
No i nadszedł w końcu dzień na świąteczne życzenia. Na przypomnienie sobie, jak wyglądało to wszystko DOKŁADNIE rok temu. Świetna sprawa. Jestem bardzo szczęśliwa, że moje życie potoczyło się właśnie w taki sposób. Obrało właśnie taką ścieżkę. To zabawne, jak wiele się zmieniło. Niektóre sprawy obróciły się o sto osiemdziesiąt stopni w dobrą stronę, a inne... wręcz przeciwnie, w cholernie złą. Ale to nic. Czasami pewne sytuacje po prostu należy zamknąć. Odstawić na bok. Zostawić w tyle. Zapomnieć. Tylko... "Jak ćwiczyć pamięć, by umieć zapomnieć?" Może kiedyś będę potrafiła na to odpowiedzieć. Ale to jeszcze nie ten moment.

Jeszcze kilka wyświetleń i na liczniku będzie już DZIEWIĘĆ TYSIĘCY... dziewięć tysięcy... cudowny prezent na święta. Jesteście wielcy. Dziękuję. Ciągle zadaję sobie pytanie: "Jak to możliwe?" Bo nie mogę pojąć, jakim cudem doszłam tak daleko. I wciąż idę. Po więcej - uśmiechu oraz wdzięczności. To dobre życie. Kurczę, przejdę może już do głównego celu tego wpisu, a mianiowicie: ŻYYYCZEŃ.
A więc...


Życzę wam w tym roku spokoju ducha. Jak pisałam w "liście" (nie wiem, jak to nazwać) do mojej bohaterki... jeśli znajdziecie w sobie spokój, taki wewnętrzny spokój, to myślę, że i radość uda wam się zauważyć. I miłość. I wdzięczność. Wszystkie najwspanialsze emocje. Bo czasami dopiero wtedy, gdy odważymy się zatrzymać na moment, będziemy mogli dostrzec wszechogarniające nas piękno tego świata. Dlatego właśnie życzę wam, abyście się odważyli spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. Życzę wam również, aby ten świąteczny czas zbliżył was do rodziny. Bliższej, dalszej, jakiejkolwiek. To ważne. Bądźcie szczerzy. Proszę was, poświęćcie ten okres na zmianę. W lepszych ludzi. Każdy z was ma zadatki do bycia kimś dobrym. Pamiętajcie. Życzę wam zdrowia. Oklepana sprawa, ale jakże istotna. Bo nie chcę, żeby ktokolwiek z was spędzał święta w szpitalu albo co gorsza... w ogóle ich nie spędził. Wiecie, co mam na myśli. Pomińmy tę kwestię. Więc uważajcie na siebie. Życzę wam braku samotności. Nie tylko przy wigilijnym stole, ale w życiu. Chcę, żeby każdy z was otaczał się przyjaciółmi. Na dobre i na złe. Oni przyjdą. Prędzej czy później. Wiem to. Życzę wam również, żebyście nie stracili wiary i nadziei. Wiary w siebie, w innych i w Boga. Oraz nadziei na lepsze jutro. Życzę wam duchowej siły. Odnajdujcie ją w sobie. Jak najczęściej. Czego jeszcze mogę wam życzyć? Proszę, wykorzystajcie ten czas na pojednanie się ze swoimi wrogami. Łamcie się opłatkiem z uśmiechem na ustach i nie bójcie się powiedzieć PRZEPRASZAM. Bo ja was przepraszam, właśnie teraz, wirtualnie bo wirtualnie, ale przepraszam... że nie zawsze te wpisy były przepełnione ciepłem. Każdy upada. Więc życzę na koniec NAM wszystkim, byśmy jak najrzadziej upadali. A jeśli już, to od razu powstawali z jeszcze większą mocą.


I znowu, kurczę, spuśćcie te cholerne rolety i miejscie gdzieś tę pochrzanioną pogodę.
Uśmiech, uśmiech, uśmiech!


Trzymajcie się i powtórzę słowa sprzed roku... nie zapominajcie, dlaczego robimy to wszystko.

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz