piątek, 22 kwietnia 2016

Być albo nie być.

"Palenie zabija. Pieprzenie głupot też.
Można kochać i się pieprzyć.
Można pieprzyć, że się kocha."

Cześć i czołem!

Emocje po egzaminach opadły. Względnie opadły. Wczoraj, o dziwo, było naprawdę tak, jak chciałam. I pewnie nie tylko ja. Rozmowa, rozmowa, rozmowa. Tylko niemiecki „taki jak zwykle”, ale też nawet jego większość była oparta na gadaniu. Ale nie takim bez sensu, więc super!

Znowu podium… niesamowite przeżycie. Najlepsze emocje. Bardzo się denerwowałam, bo stał obok pan, który wcale mnie nie dopingował, cholera jasna. Ale to nic! Pierwsze miejsce drużynowo, kolega Mateusz Piotrowski - drugie miejsce w kategorii chłopców i moje, tym razem także DRUGIE miejsce w wiadomej kategorii. Pięknie… kiedyś patrzyłam na sportowców i myślałam: „Nie, to nie jest dla mnie. Wszyscy inni zdobywają medale, puchary i wielkie brawa dla nich, ale żebym ja kiedyś… kiedykolwiek…? Nieee.” A jednak!
I to jest największy powód do dumy. Bo to, co wydawało się nierealne dla prostego, szarego człeka, okazało się czymś, co może się spełnić. Ale na wygraną trzeba czekać. Czasem nawet całe życie. Ogromna radość!




Kupiłam książkę. Wiele o niej słyszałam. Kilka cytatów z niej również kojarzę, ale teraz jest już w mych rękach. Dziesięć złotych. Świetnie! Lubię filozoficzne stwierdzenia, myśli, wiecie… dlatego pozycja idealna. Zabieram się do czytania już dziś. Lektura przed spaniem perfekcyjna. Chociaż… gorzej, jeśli przez natłok myśli nie zasnę. A co tam. Będzie warto. Najgorzej to jest, gdy się żałuje niepodjętych decyzji. To boli bardzo mocno. Dlatego się nie boję.

Kolejna sprawa – byłam na zakupach z rodzicami. Książka książką, ale głównym celem było poszukiwanie kilku ubrań dla taty. Jego radość była nieoceniona. I to było genialne. Patrzeć na uśmiech twojego rodzica, który zawsze odstępuje rzeczy dla siebie, byle dać coś dziecku. Tym razem to on mógł wziąć coś dla siebie. Skromny człowiek, ale za to go kocham.

Wychodziliśmy z Biedronki (to się nazywa lokowanie produktu, czy coś?) i nie mogłam oderwać wzroku od pewnej sytuacji… stał mężczyzna z większą torbą na kółkach i mniejszą, taką pod rękę. I wyszła młoda para, która podała mu bułkę i szynkę w opakowaniu… nie mogłam przestać się uśmiechać, a łzy stanęły w oczach mimowolnie. Przecudowna sprawa. Bo on stał obok kosza i mógł to wszystko wyrzucić (jest wiele takich przypadków), ale nie zrobił tego. Kąciki ust w górę, podziękował i spakował jedzenie do którejś z toreb. O mój Boże. Wielki szacunek dla tych ludzi, że go nie odepchnęli stwierdzeniem: „Nie, pan na pewno nie chce jedzenia, tylko pieniądze na wódkę.” Cóż, kolejny facet, do którego starszy pan podszedł… chyba go NAWET wyzywał. Fuj. Bo jeśli ktoś mówi: „Poproszę cokolwiek do zjedzenia.” I nie robi tego nachalnie, tylko z pełną kulturą, grzecznie – to wtedy, tak myślę, że człowiek aż chce pomóc. No jak widać – nie każdy. 

A na koniec wspomnę jeszcze o wczorajszym rowerowym wyjeździe. Przyznaję, że w tym roku coś się pochrzaniło z naszymi relacjami w klasie. Ale czy należy być wiecznie obrażonym na cały świat? Nie sądzę. Mimo niesamowicie irytującego wiatru - przejechaliśmy sporo kilometrów. Ostatnia, tak długa wyprawa, miała miejsce chyba w maju ubiegłego roku. O ile mnie pamięć nie myli. Troszkę inny skład niż zawsze (jeśli chodzi o rowerowe wycieczki), ale było zajebiście. Tak, było zajebiście. Tyłek boli do teraz, niektórzy narzekali dziś troszkę na zakwasy w nogach, ale było warto. Zawsze warto. Pełno pozytywnej energii, pyszne babeczki zrobione przez koleżankę, inna strona ludzi, z którymi zwykle zamienia się tylko kilka zdań na korytarzu. Lubię takie akcje. 






Dziękuję każdemu, komu się chce tworzyć nową, lepszą historię życia. Jesteście wspaniali. 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz